[ENG] By using this website you are agreeing to our use of cookies. [POL] Korzystając z naszej strony, wyrażasz zgodę na używanie przez nas cookies [NED] Door gebruik te maken van onze diensten, gaat u akkoord met ons gebruik van cookies. OK
Po tym jak Brytyjczycy postawili na Brexit, a Amerykanie na Trumpa, świat z zainteresowaniem patrzył na marcowe wybory parlamentarne w Holandii. Tym razem rewolucji nie było. Premier Mark Rutte zachował stanowisko, a nową, czteropartyjną koalicję można określić jako centrową. To był interesujący rok w holenderskiej polityce, a tutejsze media i politycy dosyć często zwracali też uwagę na sytuację w innym politycznie ciekawym kraju – Polsce.
Kampania wyborcza. Brexit, Trump… Wilders?
Początek roku upłynął w holenderskiej polityce pod znakiem kampanii wyborczej. Czy po tym, jak Brytyjczycy zagłosowali za Brexitem, a Amerykanie wybrali Trumpa, również w Holandii wyborcy postawią na radykalną zmianę kursu? – zastanawiali się obserwatorzy. Nie tylko ci krajowi – tym razem, właśnie ze względu na Brexit i Trumpa, wybory w Holandii spotkały się z dużym zainteresowaniem zagranicznej prasy. Tym bardziej, że na kilka miesięcy przed głosowaniem w sondażach prowadził Geert Wilders. Jego PVV zyskiwało głównie dzięki strachowi przed uchodźcami.
Na początku 2017 roku uchodźców do Holandii przyjeżdżało jednak mniej, a unikający wielkich debat telewizyjnych Wilders miał słabą końcówkę kampanii. W dodatku na kilka dni przed głosowaniem doszło do dyplomatycznego starcia na linii Holandia-Turcja w związku z kontrowersyjnym referendum w Turcji i turecką kampanią propagandową w Europie, w tym w Holandii. Urzędujący premier Holandii Mark Rutte zaprezentował się dzięki temu jako „twardy człowiek, niebojący się Erdogana” i tym samym przejął część wyborców Wildersa. (Reakcja prezydenta Turcji również była mocna. „Erdogan o Holandii: to faszyści”, więcej TUTAJ). W dodatku sytuacja gospodarcza w Holandii coraz bardziej się poprawiała, co również działało na korzyść premiera i jego liberalnej partii VVD.
Wybory. Wysoka frekwencja, dużo partii w sejmie
Po długiej kampanii – w której wiele mówiło się też o służbie zdrowia, opiece nad seniorami, zmianach klimatycznych i holenderskiej tożsamości narodowej – 15 marca Holendrzy masowo (frekwencja wyniosła ponad 81%!) poszli do urn. VVD premiera Marka Rutte, mimo że uzyskało mniej głosów niż w poprzednich wyborach, wygrało, zdobywając 21,2% głosów. To trzecie wybory z rzędu, w których to właśnie liberałowie uzyskali największe poparcie. Wilders zadowolić się musiał 13% głosów, a lewicowa Partia Pracy PvdA zaliczyła spektakularną klęskę i najgorszy wynik w historii. Zyskała na tym Zielona Lewica, a do holenderskiego sejmu Tweede Kamer dostało się aż 13 partii. Tak wielkie rozproszenie mandatów oznaczało, że utworzenie rządu nie będzie łatwe.
(Szczegółowa analiza wyniku wyborów TUTAJ).
W końcu nowy rząd. Małżeństwo z rozsądku
225 dni – tyle czasu upłynęło od wyborów do zaprzysiężenia nowego rządu, co oznaczało nowy holenderski rekord. Początkowo wydawało się, że powstanie koalicja liberałów z VVD i D66, chadeków z CDA oraz Zielonej Lewicy GroenLinks. Ta ostatnia partia naciskała jednak na politykę bardziej przyjazną uchodźcom, co doprowadziło do zerwania negocjacji (więcej na ten temat TUTAJ).
Ostatecznie VVD, D66 i CDA znalazły innego czwartego partnera, dającego tej koalicji minimalną większość w parlamencie: niewielką Unię Chrześcijańską CU.
Funkcję premiera w nowym, liczniejszym rządzie zachował Mark Rutte, a gabinet został zaprzysiężony pod koniec października (więcej o rządzie Rutte III TUTAJ).
Jest to tzw. „trudna koalicja”, gdyż cztery tworzące ją partie programowo mocno się różnią. Mimo różnic w wielu kwestiach politykom udało się zawrzeć kompromisy. Nowy rząd planuje m.in. zmiany w podatkach (niższy podatek dochodowy, wyższy btw, czyli VAT), prawie pracy i urlopach rodzicielskich. Szczegółowe omówienie planów nowego rządu TUTAJ
Nowe partie, nowi liderzy
Okres wyborczy to nie tylko przetasowania na scenie politycznej, ale również ruchy kadrowe w ramach poszczególnych partii. Jeszcze przed wyborami lidera wymieniła lewicowa partia PvdA. W głosowaniu członków dotychczasowy szef Diederik Samsom przegrał z ówczesnym wicepremierem Lodewijkiem Asscherem.
Zmiana niewiele pomogła, bo wyborcy byli dla PvdA (która przez cztery lata współrządziła z liberalnym VVD) bezlitośni. Partia Pracy pod wodzą nowego szefa uzyskała niespełna 6% głosów (cztery lata wcześniej było to prawie 25%). Pod koniec roku do zmiany lidera doszło też w innym lewicowym ugrupowaniu, Partii Socjalistycznej SP. Miejsce Emile Roemera zajęła dużo młodsza Lilian Marijnissen (więcej TUTAJ).
W holenderskim parlamencie pojawiły się też dwa nowe ugrupowania, programowo skrajnie różne. Forum dla Demokracji FvD młodego prawicowego intelektualisty Thierry’ego Baudeta to antyunijna, konserwatywna partia, deklarująca walkę z „partyjnym kartelem” i chcąca częstszego organizowania referendów. FvD zdobyło dwa mandaty w holenderskim sejmie, ale pod koniec roku niektóre sondaże dawały tej partii ich już kilkanaście, a Baudet zdobył prestiżowy tytuł „polityka roku” programu EenVandaag. Drugim debiutantem w holenderskim sejmie jest partia Denk (Myśl), założona przez dwóch byłych posłów Partii Pracy tureckiego pochodzenia. Oficjalnie Denk kierowało swój program do wszystkich Holendrów, ale w rzeczywistości jest to ugrupowanie popierane głównie przez wyborców tureckiego i marokańskiego pochodzenia. W skali kraju Denk zdobyło 2%, co przekłada się na 3 mandaty.
Holandia z niepokojem patrzy na Polskę
W Polsce wyborów w tym roku nie było, ale emocje polityczne nad Wisłą były chyba dużo większe niż w Holandii. O zmianach, wprowadzanych w życie przez rząd Prawa i Sprawiedliwości, pisały także holenderskie media; także niderlandzcy politycy wypowiadali się na ten temat. Komisję Europejską w sporze z polskim rządem reprezentuje były szef holenderskiej dyplomacji Frans Timmermans, więc w Holandii kwestia ta jest nawet częściej dyskutowana niż w wielu innych krajach UE.
Już w marcu Timmermans wyrażał zaniepokojenie sytuacją w Polsce (TUTAJ). - Zmiany w systemie sprawiedliwości znoszą niezależność sądów w Polsce i pogłębiają zagrożenie dla rządów prawa – mówił kilka miesięcy później. W listopadzie Parlament Europejski przyjął krytyczną wobec polskiego rządu rezolucję i zainicjowano procedurę, w wyniku której będzie można uruchomić wobec Polski tzw. artykuł 7 Traktatu o UE. Timmermans mówił wówczas, że „jeśli dany kraj podpisuje Traktat o Unii Europejskiej, to powinien go respektować” oraz, że istnieje „cienka linia pomiędzy patriotyzmem a okropnym nacjonalizmem”. - Polskie władze powinny przywrócić niezawisłość Trybunału Konstytucyjnego, dostosować do unijnych standardów przepisy prawa o sądach powszechnych oraz znieść wpływ ministra sprawiedliwości na nominacje prezesów sądów – dodał holenderski komisarz.
Wcześniej w holenderskich gazetach pisano też m.in. o ponownym wyborze Donalda Tuska na przewodniczącego Rady Europejskiej. Byłego polskiego premiera poparło 27 szefów rządów (w tym Rutte), a przeciwko był tylko jeden rząd – polski. (Więcej na ten temat TUTAJ). Holenderskie media informowały też o wizycie Donalda Trumpa w Polsce (TUTAJ), wprowadzanych przez PiS zmianach w sądownictwie (TUTAJ) i czy Marszu Niepodległości na ulicach Warszawy (TUTAJ).
Holenderskie media i politycy byli zazwyczaj krytyczni wobec rządu PiS, ale czasem zdarzały się słowa pochwały, choć z dosyć niespodziewanej strony. „Suwerenny rząd polski musiał zrobić coś bardzo dobrego, skoro krytykują go tacy eurofile jak Guy Verhofstadt i Frans Timmermans”, pisał w lipcu na Twitterze Geert Wilders, lider antyislamskiej, i antyeuropejskiej partii PVV (więcej na ten temat TUTAJ).
01.01.2018 ŁK Niedziela.NL
< Poprzednia | Następna > |
---|
Najnowsze Ogłoszenia Wyróżnione
Kat. Tłumacze
więcej na ogłoszenia.niedziela.nl
Kat. Transport - busy
więcej na ogłoszenia.niedziela.nl
Komentarze