[ENG] By using this website you are agreeing to our use of cookies. [POL] Korzystając z naszej strony, wyrażasz zgodę na używanie przez nas cookies [NED] Door gebruik te maken van onze diensten, gaat u akkoord met ons gebruik van cookies. OK
Każdy obcokrajowiec, który będzie chciał zameldować się w holenderskim urzędzie gminy, powinien najpierw podpisać „kontrakt o współuczestnictwie”, w którym zobowiąże się do przestrzegania zapisów holenderskiej konstytucji oraz niderlandzkiego prawodawstwa. Wprowadzenia specjalnych kontraktów domaga się minister spraw społecznych Lodewijk Asscher, odpowiedzialny również za integrację.
Do złożenia podpisu zobowiązani byliby również obywatele innych państw UE – a więc imigranci, którzy obecnie swobodnie mogą osiedlać się w Holandii. Osoby te, jeśli chcą zamieszkać w Holandii, nie są zobowiązane do zdawania egzaminów czy zwracania się o specjalne pozwolenia.
Jeśli jednak plany Asschera zostaną zrealizowane, to również takie osoby – np. imigranci z Polski, Niemiec czy Hiszpanii – będą musiały zadeklarować, że będą respektować holenderskie prawo i wartości.
- Integracja kulturowa szwankuje, mamy nawet do czynienia z regresem w sposobie w jakim postrzega się homoseksualistów, żydów czy kobiety. Musimy wyraźniej podkreślić, co czyni ten kraj tak fantastycznym: wolność bycia sobą – tłumaczył w rozmowie z dziennikiem De Volkskrant minister.
Minister chce, by każdy imigrant, zapisujący się w holenderskim urzędzie gminy, dokładnie wiedział czego Holandia od niego „oczekuje i co mu oferuje”, pisze De Volkskrant. Dlatego polityka integracyjna powinna być z jednej strony „serdeczna i przyjazna”, a z drugiej „jasna i stanowcza”.
Według wielu ekspertów, zajmujących się prawem europejskim, pomysł ministra stoi w sprzeczności z unijnym prawem. A nawet gdyby ministrowi udało się przeforsować swój pomysł, „kontrakty o współuczestnictwie” (participatiecontract) będą miały jedynie symboliczne znaczenie. Ot, jeszcze jeden papier więcej do podpisania przy meldowaniu się w gminie.
Lodewijk Asscher jest ministrem ds. społecznych z ramienia lewicowej Partii Pracy (PvdA). W obrębie jego ministerstwa znalazła się również problematyka integracyjna. Asscher był wcześniej radnym Amsterdamu, gdzie zasłynął m.in. z ostrej walki z prostytucją i coffeeshopami.
Asscher zapowiedział także, że zamierza rozszerzyć formułę egzaminów, jakie zdawać muszą imigranci spoza UE, chcący osiedlić się w Holandii (tzw. inburgeringsexamen, egzaminy „na obywatela”). Obecnie egzaminy skupiają się przede wszystkim na kwestiach językowych i sprawach związanych z życiem praktycznym. Minister chce, by znalazły się w nich również pytania związane z „holenderskimi wartościami”.
Asscher skrytykował również UE za to, że w minionych latach zbyt mocno kładła nacisk na wolny przepływ pracowników pomiędzy poszczególnymi krajami.
- Wolny przepływ pracowników bez wyraźnego skupienia się na problemach, które to powoduje, prowadzi do aspołecznej Europy – powiedział minister.
W liście, który Asscher wysłał do niderlandzkiego parlamentu, zarysował on ogólną wizję polityki integracyjnej.
- Integracja domaga się obustronnego zaangażowania ze strony przyjmującego społeczeństwa i imigrantów. Obowiązki imigranta są większe: od przybyszów można wymagać, że zaakceptują i przyswoją sobie wartości, które tu obowiązują. Od Holendrów można domagać się tego, że dadzą imigrantom swobodę działania i zaakceptują ich jako równych sobie – napisał Asscher.
Ł.K., Niedziela.NL
KOMENTARZ
Zły pomysł, zmuszanie imigrantów do deklarowania holenderskich wartości
Wszystko wskazuje na to, że nawet gdyby ministrowi Asscherowi udałoby się wprowadzić w życie plan zmuszania imigrantów do podpisywania deklaracji przestrzegania holenderskiego prawa i konstytucji, będzie miało to jedynie symboliczne znaczenie. I to być może nie takie, jakiego by minister sobie życzył.
Plan ministra Asschera, by wszystkich obcokrajowców chcących mieszkać w Holandii zmuszać do podpisania „kontraktu o współuczestnictwie” – czyli deklaracji przestrzegania zapisów holenderskiej konstytucji oraz akceptacji niderlandzkich wartości – jest chybiony. Z co najmniej kilku powodów.
Po pierwsze, imigranci to nie idioci.
Jeśli deklaracja miałaby ograniczyć się do obietnicy przestrzegania konstytucji i prawa, to mamy sytuację absurdalną. Przecież do przestrzegania prawa i konstytucji zobowiązany jest każdy! Po co jeszcze osobno to deklarować? Chyba, że minister myśli, że imigranci nie wiedzą, że coś takiego jak prawo istnieje. Ale wtedy należałoby deklarację rozszerzyć. I wpisać na przykład punkty takie jak „nie będę mordować, gwałcić i kraść”. Absurd.
Jeśli imigrant złamie prawo, to można go ukarać bez uprzedniego zmuszania go do podpisywania deklaracji, że będzie przestrzegać prawa. Sam akt przeprowadzenia się do innego kraju jest swoistym podpisaniem deklaracji: ok, teraz muszę przestrzegać przepisów, jakie tam panują. Nie potrzeba osobnych „deklaracji o współuczestnictwie”.
Powód drugi: pragmatyczny.
Minister może sobie planować, ale jak na razie nie wiadomo nawet, czy stawianie imigrantom warunku podpisywania osobnych kontraktów jest prawnie możliwe. W strefie Schengen każdy ma prawo do swobodnego poruszania się i osiedlania się tam, gdzie mu się podoba. Być może będzie tak, że w przypadku osób odmawiających podpisania kontraktu, nie będzie żadnej prawnej możliwości, by wyciągnąć wobec nich jakiekolwiek konsekwencje. Mówiąc krócej: powstanie martwe prawo i zbędna administracja.
Jedyni, którzy się ucieszą, to urzędnicy, którzy znajdą zatrudnienie w realizowaniu martwych przepisów.
Powód trzeci: przymus w sprawach światopoglądowych nie działa.
Po trzecie, zmuszanie ludzi do podpisywania się pod tekstem, z którym być może się nie zgadzają, może mieć efekt odwrotny do zamierzonego.
Załóżmy, że deklaracje nie ograniczą się do wierności konstytucji, ale dotyczyć będą również „holenderskich wartości”, o których minister wspomina. Czy Asscher myśli, że na przykład antysemita zmuszony do podpisania deklaracji sprzeciwiającej się antysemityzmowi, przestanie być antysemitą?
Spodziewać się można odwrotnej reakcji: ludzie zmuszani do deklarowania czegoś, z czym się nie zgadzają, często jeszcze bardziej utwierdzają się w swych przekonaniach. Nawet jeśli są to głupie, chore czy dyskryminujące przekonania. Nietolerancji nie leczy się przymuszaniem do składania podpisów. Świat nie jest taki prosty, ludzka psychika jest dużo bardziej skomplikowana.
Po czwarte: prawa należy przestrzegać, ale można się z nim nie zgadzać
Ludzie mają prawo do niezgadzania się z zapisami prawa. Muszą się do nich stosować, to prawda, ale to nie znaczy, że muszą się z nimi zgadzać.
Holenderska konstytucja mówi na przykład o tym, że głową państwa jest król/królowa. Wielu Holendrów to republikanie i domagają się likwidacji instytucji monarchii. A zatem sprzeciwiają się zapisom holenderskiej konstytucji, nie respektują holenderskich wartości, powinno się ich wydalić z kraju? Oczywiście, że nie.
Niezgadzanie się z prawem to jedno, a łamanie prawa to co innego. Holenderscy republikanie nie zgadzają się z tymi zapisami, ale mimo to zaciskają zęby, widząc królową w telewizji, opłacają ją ze swoich podatków i nie organizują zamachów stanu. Nikt jednak nie wymaga od nich podpisywania deklaracji, że zgadzają się z duchem konstytucji i wartościami, jakie w niej wyrażono.
Inny przykład: W Holandii wciąż mieszka wielu konserwatywnych protestantów, którzy nie zgadzają się z holenderskim prawem w kwestiach takich jak aborcja, małżeństwa homoseksualne czy eutanazja. Nie oznacza to, że biją oni gejów, prześladują lekarzy dokonujących aborcji czy podpalają szpitale, w których dochodzi do eutanazji. Ale nikt ich też nie zmusza do podpisywania dokumentów, w których muszą przyznać, że z całego serca aprobują liberalne prawo aborcyjne, prawo do eutanazji i małżeństwa jednopłciowe. Przymuszanie do czegoś takiego miałoby w sobie coś z sadyzmu i łamania sumień.
Po piąte: kto mieczem wojuje…
Wyobraźmy sobie holenderskiego biznesmena od lat mieszkającego i robiącego interesy w Polsce. I wyobraźmy sobie, że to polski rząd, a nie holenderski, wpadł na pomysł, by wszyscy imigranci, chcący pozostać w Polsce na dłużej, powinni podpisać „deklarację wierności polskiej konstytucji”. Załóżmy, że ów holenderski biznesmen jest niewierzącym gejem i od lat jest w związku małżeńskim ze swym holenderskim partnerem (w Holandii małżeństwa osób tej samej płci są możliwe). Dotąd holenderski biznesmen nie miał problemów z Polską: ok, wiedział, że Polska jest konserwatywna i religijna, ale mieszkał tu przede wszystkim dlatego, że robił tu dobre interesy. Jednak teraz staje przed wyborem: albo – wbrew własnym przekonaniom – podpisze deklarację wierności konserwatywnej polskiej konstytucji (z którą w wielu punktach się nie zgadza), albo być może nie będzie mógł się zameldować w gminie.
W takim momencie zadać można sobie dwa pytania. Po pierwsze, właściwie po co to wszystko? Jeśli ktoś mieszka w kraju A nie musi od razu zgadzać się ze wszystkimi wartościami, które w kraju A uważa się za istotne. Ważne tylko, by nie łamać prawa, płacić na czas podatki i tyle. Oraz drugie pytanie: jak zareagowałaby Holandia, gdyby nagle okazało się, że jej obywatele mieszkający za granicą przymuszani są przez tamtejsze rządy (polski/rumuński/grecki, itp.) do podpisywania lojalek, w których deklarują wierność tamtejszym konstytucjom i przepisom – które często bardzo różnią się od holenderskiego prawa? Czy biznesmen z naszego przykładu ma w Polsce być święcie przekonany, że życie chroni się od poczęcia a małżeństwo to wyłącznie związek kobiety i mężczyzny, zaś kiedy przeprowadzi się z powrotem do Holandii ma równie święcie uważać, że kobieta ma prawo do aborcji, a geje i lesbijki do homoseksualnych małżeństw? Nie zmuszajmy ludzi do schizofrenicznych postaw.
Minister Asscher wychodząc z propozycją „kontraktów o współuczestnictwie” wypuszcza dżina z butelki, który, jeśli rozprzestrzeni się po Europie czy świecie, wywołać może wiele niepotrzebnych konfliktów, jałowych dyskusji i złych emocji.
Po szóste: dyskryminująca walka z dyskryminacją
Minister Asscher chce walczyć z dyskryminacją. Ale czy zmuszając jedynie obcokrajowców do podpisywania się pod deklaracją aprobaty dla niderlandzkiej konstytucji i holenderskich wartości (o Holendrach minister nie wspomina), nie dyskryminuje właśnie jednej konkretnej, grupy? Imigrantów właśnie?
Ł.K., Niedziela.NL
< Poprzednia | Następna > |
---|
Najnowsze Ogłoszenia Wyróżnione
Kat. Tłumacze
więcej na ogłoszenia.niedziela.nl
Kat. Transport - busy
więcej na ogłoszenia.niedziela.nl
Komentarze
Magda mam wrazenie,ze nie zrozumialas pana Łukasza.Wyjasnia konkretnie i rzeczowo i zbija argumenty ministra dosc latwo. Bo ta inicjatywa ministra jest nielogiczna i dziurawa. Sama tez dosc slabo wrecz w ogole argumentujesz swoja opinie.Rzucasz jakimis slowami, ktore maja zerowa wartosc merytoryczna. W artykule jest wszystko wyjasnione dosc prosto. Jasne przyklady itp.
I co to da? Moze od razu dac do podpisania ludziom; nie bede zabijal i mordowal i mamy problem z glowy. Ludzie sie zastanawiaja od tysiecy lat ja te problemy rozwiazac a tu prosze , to takie proste. Przeczytales artykul chociaz? Jelsi tak, to nadal nic nie rozumiesz.
Ten minister holenderski chyba nie ma zbytnio pomyslow. Moze powinienen zmienic prace.
W przypadku Polaków wymagane jest zameldowanie w Holandii i sofi-nummer. Wpierw zapytaj w swoim "gemeente", a nie piszesz bzdury.
Zgadzam się... ale język polski się zapomniało czy jak??
Twuj pszyklad jest godny pozalowania.On o tobie zle sfiadczy.A potem pretensie tylko nie do siebie.
Pracujac 3 lata w firmie, nadal nie jestem dopuszczany do instalowania maszyny, nikt nie chce zebym nabral praktyki, bo jestem z Polski...za duzo wiem i za szybko sie ucze a certyfikatu nie dostalem...
Bardziej zadowolony bylem z kursu w Polsce, Holendrzy zamulaja, mysla ze jestesmy glupi tak jak oni sami i tak tez zabieraja sie za nauczanie polskiego kursanta...