[ENG] By using this website you are agreeing to our use of cookies. [POL] Korzystając z naszej strony, wyrażasz zgodę na używanie przez nas cookies [NED] Door gebruik te maken van onze diensten, gaat u akkoord met ons gebruik van cookies. OK
Polacy w Holandii mają swoją historię. I zasługi.
Polscy górnicy w Limburgii na początku XX wieku, polscy żydzi w Hadze, polscy żołnierze wyzwalający Holandię z niemieckiej okupacji, Polacy wyjeżdżający do Holandii w trakcie stanu wojennego… Nie, historia Polaków w Holandii nie ogranicza się jedynie do ostatniej, najliczniejszej fali imigrantów zarobkowych. Polacy od lat przyczyniali się do rozwoju Holandii. Dobrze, że o tym przypomniano.
Rolę, jaką polscy imigranci odkrywali w niderlandzkim społeczeństwie, fantastycznie opisano w wydanej niedawno książce „Honderd jaar heimwee. De geschiedenis van Polen in Nederland”. Napisana w języku niderlandzkim publikacja ogranicza się do ostatniego stulecia. Pisząc o związkach polsko-holenderskich, cofnąć się można nawet do XVI wieku.
Autorzy opublikowanej przez wydawnictwo Boom książki uznali jednak, że opisanie całości dziejów polskiej imigracji w Holandii zajęłoby zbyt wiele czasu i miejsca. I słusznie: ograniczając się tylko do XX i początku XXI wieku autorzy zebrali tyle materiałów, że w efekcie otrzymaliśmy liczącą 350 stron książkę.
Niezwykła historia, (nie)zwykli ludzie
I to książkę, którą momentami czyta się jak powieść. Redaktorzy publikacji, profesor Wim Willems oraz Hanneke Verbeek z Campus Den Haag, czyli haskiego oddziału uniwersytetu w Lejdzie, postawili w „Stu latach tęsknoty” na opowieści o prawdziwych ludziach.
Zamiast skomplikowanego historycznego wywodu, pełnego dat, nazwisk i danych statystycznych, mamy tu serię tekstów o ludziach z krwi i kości. Książka skierowana jest do szerokiego grona odbiorców, a nie jedynie do historyków czy specjalistów od imigracji. Zamysł autorów wydaje się być jasny: pokażmy Holendrom, że zjawisko pod tytułem „Polacy w Holandii” nie jest żadną nowością. Oraz, że za tym hasłem nie kryją się wyłącznie imigranci zarobkowi z ostatnich lat, ale i kilka wcześniejszych fal imigracji.
Weźmy na przykład Michała Rostworowskiego. Czy to nazwisko Państwu coś mówi? Zapewne większość Polaków, w tym także nas, Polaków mieszkających w Holandii, nigdy o nim nie słyszała. A Rostworowski był przecież jednym z najbardziej znanych Polaków w Holandii w okresie międzywojennym. I jednocześnie jednym z najbardziej zasłużonych prawników tego okresu.
Hrabia Rostworowski był człowiekiem, który patriotyzm łączył z szczerą wiarą w to, że prawo międzynarodowe będzie w stanie uchronić świat przed kolejnymi krwawymi wojnami. Konflikty powinno rozwiązywać się w zaciszu sal sądowych, a nie na polach bitwy, uważał. I w okresie 1930-1940 piastował jedną z najwyższych funkcji, jakie prawnik może sobie wymarzyć. Jako sędzia Stałego Trybunału Sprawiedliwości Międzynarodowej w Hadze współdecydował w sprawach, rozstrzygających wielkie międzynarodowe spory.
Rick de Jong opisuje w sylwetce „Polskiego patrioty w Hadze” również życie codziennego polskiego sędziego, obracającego się przez dekadę w najwyższych kręgach haskiej elity. Pisze o tym, jak irytowała go holenderska pogoda i jak nudził się, czekając godzinami na przyjęcie przez królową. Ale również o tym, jak świetnie poliglota i zapalony brydżysta Rostworowski odnajdywał się w międzynarodowym towarzystwie i jak szeroką siatkę kontaktów udało mu się zbudować.
Polski robotnik potrzebny kiedyś i dziś
Autorzy „Stu lat tęsknoty” nie ograniczają się jedynie do opowiadania historii znanych Polaków. Pierwszy rozdział książki opowiada o polskich robotnikach, którzy na początku XX wieku przyjechali do pracy w holenderskich kopalniach w Limburgii. Kilka ostatnich rozdziałów to z kolei opowieść o współczesnej polskiej imigracji zarobkowej do Holandii.
Minęło sto lat, ale pod pewnymi względami niewiele się zmieniło. Holandia ze swymi wyższymi płacami, niskim bezrobociem i brakiem chętnych do wykonywania ciężkich prac fizycznych, zarówno wiek temu jak i obecnie spogląda na wschód i tam szuka chętnych do zakasania rękawów. Miejsce kopalń w Limburgii zajęły dziś szklarnie w gminie Westland – można powiedzieć (nieco upraszczając, oczywiście).
Czytając o problemach, z jakimi stykają się współcześni polscy imigranci w Holandii – szczególnie w początkowej fazie pobytu, kiedy nie znają jeszcze swych praw i języka oraz uzależnieni są od często nie do końca uczciwych holenderskich pośredników pracy – czasami odnieść można wrażenie, że Polacy przybywający do pracy w Holandii sto lat temu liczyć się mogli z większym zrozumieniem ze strony niderlandzkiego społeczeństwa oraz z większą pomocą ze strony holenderskich władz niż jest to dzisiaj.
Oczywiście nie można przesadzać. Warunki, w jakich przychodziło wówczas mieszkać Polakom bywały złe, praca była wyczerpująca, a kiedy wybuchł kryzys również gościnność Holendrów stała się mniejsza. Oto jak brutalny bywa los imigranta zarobkowego, kiedyś i dziś, w Holandii i zapewne w każdym kraju świata: imigrant zarobkowy jest mile widziany, dopóki przynosi zyski, ale gdy staje się zbędny, bez słowa podziękowania odsyła się go do domu.
Oprócz problemów sukcesy
Swego rodzaju zabezpieczeniem przed takim losem może być szybkie „uczenie się” kraju, do którego się przyjechało, nawiązywanie kontaktów, nauka języka, dokształcanie się i przedsiębiorczość. W rozdziale o Polakach na współczesnym holenderskim rynku pracy pióra Małgorzaty Bos-Karczewskiej oraz Lizy Meurs, poznajemy właśnie kilka takich historii: przedsiębiorczych Polaków, którzy z wielkim wysiłkiem oraz dzięki wyrzeczeniom i ciężkiej pracy, odnaleźli się na trudnym niderlandzkim rynku pracy (często zakładając własne, jednoosobowe firmy). Jednocześnie poznajemy ich rozterki: zostać w Holandii na stałe, czy wrócić do ojczyzny? Kupić tutaj dom, czy oszczędzać na dom w Polsce?
Każdy z kilkunastu rozdziałów „Stu lat tęsknoty” to osobna opowieść. Na przykładzie osobistych losów Polaków przybywających do Holandii w różnych okresach XX i XXI wieku i z różnych powodów, czytelnik poznaje ogólne losy całej polskiej społeczności w tym kraju. Często skomplikowane i bardzo różne losy pełne kompletnie różnych dylematów. Co łączy na przykład polskich żołnierzy wyzwalających w 1944 roku Bredę z polskimi artystami, którzy osiedlili się w Holandii w ostatnich kilku dekadach? Albo Polaków, organizujących w latach osiemdziesiątych w Holandii wsparcie dla związku zawodowego Solidarność z polskimi żydami, otwierającymi w okresie międzywojennym sklepy w Hadze? Łączy ich przede wszystkim polskie pochodzenie oraz fakt, że wyemigrowali do Holandii. Tylko tyle i aż tyle.
Właśnie ta różnorodność opowieści jest wielką zasługą książki. Holenderski czytelnik „Stu lat samotności” po zakończonej lekturze wiedzieć będzie o Polakach w Holandii sto razy więcej niż wiedział dotąd. Dotąd słyszał o nich jedynie przy okazji, najczęściej negatywnych, doniesień medialnych produkowanych przez holenderskie gazety i telewizje. Teraz dostaje do rąk obraz pełniejszy. Miejmy nadzieję, że książka zostanie również przetłumaczona na język polski.
Łukasz Koterba, Niedziela.NL
Honderd jaar heimwee. De geschiedenis van Polen in Nederland. (100 lat tȩsknoty. Historia Polaków w Holandii) Wim Willems i Hanneke Verbeek
WYDAWNICTWO BOOM, 2012
352 strony, 24,90 euro
Informacje o książce na stronie wydawnictwa: www.uitgeverijboom.nl
< Poprzednia | Następna > |
---|
Najnowsze Ogłoszenia Wyróżnione
Kat. Tłumacze
więcej na ogłoszenia.niedziela.nl
Kat. Transport - busy
więcej na ogłoszenia.niedziela.nl
Komentarze
A prawdę mówiąc można zaobserwować że rdzennych Holendrów jest już mało. Adoptując dzieci z trzeciego świata lub innych narodowości robią wspaniały uczynek tylko że coraz więcej obco krajowców pracuje w biurach , urzędach itp. a gdzie Holendrzy?za parę lat nikt nie będzie wiedział jak wyglądał i jaki był prawdziwy Holender.Szkoda . Bo zamiast ryżawego blondyna o niebieskich oczach to jest teraz ciemnoskóry ciemnowłosy i ciemnooki Holender!