[ENG] By using this website you are agreeing to our use of cookies. [POL] Korzystając z naszej strony, wyrażasz zgodę na używanie przez nas cookies [NED] Door gebruik te maken van onze diensten, gaat u akkoord met ons gebruik van cookies. OK
Słuchając Pana Tomasza Janczyka pomyślałam, że ratować ludzi można na wiele sposobów i wspaniale jest spotkać i porozmawiać z kimś, dla kogo troska o życie innych jest najważniejsza. Dziś mam ogromną przyjemność przedstawić czytelnikom portalu Niedziela.NL ratownika z holenderskiej Reddingsbrigade oraz trenera personalnego, który jako główny cel stawia sobie poprawę naszego zdrowia, nasze bezpieczeństwo i bardzo często życie.
Agnieszka Steur: Jest Pan członkiem Reddingsbrigade – Holenderskiej Służby Ratunkowej. Proszę powiedzieć, czym zajmuje się ta brygada oraz jakie są jej zadania?
Tomasz Janczyk: Reddingsbrigade to organizacja non-profit zrzeszająca ratowników wodnych, szkoląca ich, zabezpieczająca wody otwarte w Holandii i współpracująca z innymi służbami ratowniczymi. Jeszcze kilkanaście lat temu można by stwierdzić, że jej polskim odpowiednikiem był WOPR, jednak ze względu na dzisiejszą sytuację WOPRu i konkurujących z nim na terenie RP podmiotów, byłoby to stwierdzenie trochę na wyrost.
AS: Czyli precyzując zajmuje się Pan…
TJ: Praca ratownika polega nie tylko na odbywaniu służb nad wodą, lecz przede wszystkim na stałej edukacji i utrwalaniu umiejętności już zdobytych, tak aby w trakcie służby, móc udzielić pomocy w należyty sposób.
AS: A jak wygląda dzień ratownika?
TJ: Każdy dzień jest inny; Czasem dzieje się niewiele, a czasem mamy pełne ręce roboty. Przypadki są różne: Od dzieci, które się zagubiły i nie mogą odnaleźć rodziców, korzystających z uroków plażowania, przez delikatne poparzenia/skaleczenia, po niestety te najpoważniejsze wypadki, których ofiary trafiają do szpitala. Zdarzają się też wypadki śmiertelne. Jeśli jednak ktoś myśli, że nasza praca wygląda jak w serialu „Słoneczny Patrol”, to kilka spraw trzeba od razu naprostować :) Najważniejsza w naszej pracy jest prewencja, czyli zapobieganie wypadkom. Do wody wbiegamy, gdy już nie ma innej możliwości. Same sytuacje zagrożenia trzeba natomiast eliminować w zarodku, umieć je przewidywać.
AS: To znaczy, że życie ratownika łączy się z ciągłą edukacją, siebie i innych.
TJ: Właśnie tak. Wraz z nabytym doświadczeniem i kolejnymi odbytymi kursami zdobywamy kolejne stopnie i uprawnienia, dzięki czemu możemy zostać np. sternikiem na motorówce lub prowadzić skuter wodny, stać się kierowcą pojazdu ratunkowego itp. Jest to świetna droga do nauczenia się czegoś również o sobie. Często sami nie zdajemy sobie sprawy do czego jesteśmy zdolni. Osoba, która zasłania oczy na filmach, na których leje się krew, okazuje się mieć świetne predyspozycje do udzielania pierwszej pomocy w prawdziwym życiu. Z drugiej strony, osiłek uważający, że nic go w życiu nie jest w stanie zaskoczyć i złamać, może się mocno zdziwić podczas naszych kursów, bo przede wszystkim, oprócz pewnego stopnia sprawności fizycznej, należy posiadać umiejętność posługiwania się własną głową. Nasze kursy nie są jednak niczym czego nie jest w stanie zaliczyć średnio rozgarnięta osoba o dobrej kondycji fizycznej. Warunkiem jest pozostawienie swojego ego w domu i zrozumienie, że jest to praca zespołowa. Przygoda z ratownictwem świetnie zatem kształtuje charakter.
AS: Czy jest Pan pierwszym Polakiem w Reddingsbrigade?
TJ: Ani ja, ani moi koledzy z tej instytucji nie jesteśmy w stanie znaleźć źródeł, wspominających o kimś wcześniej. Owszem, przez pewien moment nie byłem jedynym Polakiem. W tej samej jednostce, w której służę ja, służyła również nasza rodaczka. Niestety, w pewnym momencie musiała zakończyć tę przygodę. Zdążyła jednak dokonać czynów heroicznych, ratując w 2016 roku grupkę dzieci w bardzo trudnych warunkach, za co uhonorowana została specjalnym odznaczeniem z rąk Konsula RP w Hadze. Zachęcam zatem bardzo gorąco, zwłaszcza osoby dwujęzyczne, do wstępowania w szeregi Reddingsbrigade. Wypada dodać, że praca jako vrijwilliger jest przez potencjalnych pracodawców w Holandii bardzo ceniona.
AS: Wspomniał Pan, że głównym zadaniem jest zapobieganie sytuacjom, gdy ludzkie życie jest zagrożone. Proszę powiedzieć, jak to się robi? W jaki sposób można zapobiec utonięciu?
TJ: Jeszcze przed rozpoczęciem służby ratownik zapoznaje się z prognozami na dany dzień. Chodzi nie tylko o warunki pogodowe, ale przede wszystkim o pory pływów morskich. Ratownik może dzięki temu „czytać wodę” i wiedzieć, gdzie i w którą stronę szaleją najmocniejsze prądy. Na podstawie obserwacji wiatru wie on, czy wszelkie materace lub pontony nie będą stanowiły dodatkowego zagrożenia (dzieje się tak w przypadku wiatru od lądu). W trakcie samej służby ratownik ma za zadanie czasem uświadomić osoby wypoczywające o zagrożeniach, czasem musi czegoś po prostu zabronić. O ile jednak w Polsce jest to często niewdzięczne zadanie, o tyle w Holandii wszyscy podchodzą do ratowników z dużym szacunkiem i z uśmiechem na twarzy dostosowują się do ich zaleceń. Przez kilkanaście lat byłem ratownikiem w rozmaitych miejscach w Polsce, a w Holandii jestem nim od 2013 roku i to porównanie zachowań obu nacji jest dla mnie trochę bolesne. Polak często ma podejście „Co, ja nie mogę?!”, a Holendrowi zależy, aby bezpiecznie i bezstresowo wypocząć, wyciągając przy tym naukę „przed szkodą”.
AS: We współpracy z Ambasadą Polską w Hadze organizuje Pan spotkania w polonijnych szkołach. Dlaczego właśnie w szkołach?
TJ: Jest to właśnie jedna z form zapobiegania. Najlepsza z możliwych, bo w trakcie takich spotkań nie tylko docieram do szerokiego grona odbiorców, ale przede wszystkim zaszczepiam w młodych słuchaczach całkiem przydatną wiedzę oraz szacunek do żywiołu jakim jest woda. Kto wie, może w niektórych udaje się zaszczepić także ratowniczego bakcyla, dzięki czemu Reddingsbrigade wzbogaci się w przyszłości o kolejnych polskojęzycznych członków. Jest nas w Holandii coraz więcej, czasem tylko chwilowo, ale jednak, „przewija się” przez ten kraj coraz więcej naszych rodaków. Dobrze by było, żeby potrafili się oni z tutejszymi ratownikami komunikować.
Zresztą, w takich spotkaniach uczestniczą często poza dziećmi i ich nauczycielami, także rodzice. Oprócz polonijnych szkół zdarzało mi się także przemawiać jako ratownik z ambony w trakcie mszy dla Polaków. Bardzo... ciekawe doświadczenie.
AS: Według statystyk Polska jest na piątym miejscu pod względem utonięć, jak pan myśli dlaczego co roku w Polsce pobijany jest rekord utonięć? A jak wygląda sytuacja w Holandii?
TJ: Statystyki w Polsce są przerażające. Dane choćby z ostatnich 5 lat mówią, że w 2013r. było 760 wypadków tonięć z ponad 700 ofiarami śmiertelnymi. W roku 2014 były to porównywalne liczby. W kolejnych latach zauważamy pewną poprawę sytuacji, ale wciąż liczba około 500 wypadków każdego roku wygląda fatalnie w porównaniu do KILKUNASTU każdego roku w Holandii - kraju, w którym linia brzegowa z jednym z najniebezpieczniejszych mórz wynosi ok. 1000km i którego znaczną część powierzchni zajmuje woda. Holendrzy są jednak z tymi warunkami od pokoleń oswojeni, większość z nich uprawia jakieś sporty wodne – kitesurfing, surfing, żeglarstwo, pływają na motorówkach. I bądźmy szczerzy, duży odsetek z tych kilkunastu ofiar utonięć w Holandii to allochtoni.
AS: A zatem, dlaczego?
TJ: Jeśli pyta Pani o przyczyny utonięć i kolejnych niechlubnych rekordów bitych w Polsce, to osobiście nasuwają mi się trzy wnioski: Edukacja, edukacja i edukacja... A może raczej jej brak. Tylko dzięki niej będziemy wiedzieć jak zachować się w odpowiednich sytuacjach, jak unikać zagrożeń, jak udzielić pierwszej pomocy, nie wspominając nawet o podstawowej umiejętności pływania. Odnośnie pierwszej pomocy, smutnym faktem jest, że ogrom społeczeństwa nie zdaje sobie sprawy z obowiązku jej udzielenia, a nieznajomość pierwszej pomocy wcale nas z tego obowiązku nie zwalnia. Krótko mówiąc, nie udzielając pierwszej pomocy, łamiesz prawo. Skoro zatem masz obowiązek, aby ją udzielić, to chyba dobrze by było wiedzieć jak to zrobić, nieprawdaż?
AS: Jeśli ktoś chciałby pójść w Pana ślady i zostać ratownikiem, co powinien zrobić?
TJ: Znaleźć najbliższą swojego miejsca zamieszkania jednostkę Reddingsbrigade (np. na Facebook’u lub stronie reddingsbrigade.nl) i napisać do nich wiadomość. Na pewno nie pozostanie ona bez odpowiedzi. Następnie, osoba taka może się spodziewać zaproszenia na kursy na poszczególne stopnie. Zajęcia odbywają się zarówno na krytych pływalniach blisko danej jednostki, jak również na wodach otwartych (w cieplejsze miesiące). Do tego dochodzą kursy pierwszej pomocy itp. Nie ma żadnych ograniczeń wiekowych, nasi członkowie mają od 6 do ponad 100 lat :)
AS: W Holandii praktycznie każdy czterolatek chodzi na basem i uczy się pływać. Myśli Pan, że to ma wpływ na tak zwaną „Kulturę pływania” w Holandii?
TJ: „Kultura pływania” to stwierdzenie, które działało na mnie jak płachta na byka w trakcie mojego pierwszego sezonu w holenderskiej Reddingsbrigade. Za każdym razem, gdy słyszałem o wypadkach z Polakami wynikającymi według Holendrów z różnic w kulturze pływania, próbowałem uświadamiać ich, że przecież my też mamy wspaniałe tradycje, medalistów, obiekty i piękne morze. Jak zatem mogli sugerować tu jakieś braki lub różnice? Aż w jeden letni weekend 2013r. zdałem sobie sprawę, że te różnice w „kulturze pływania” to było najdelikatniejsze określenie jakim mogli podsumować to co się wydarzyło. A mowa tu o weekendzie, w trakcie którego utonęło w Holandii 4 Polaków. Wszystkie media trąbiły wówczas o przyczynach i skutkach tych zajść. Dla Holendrów było to niepojęte, że w jeden weekend utonęły 4 osoby i do tego jednej narodowości. Gdyby tylko wiedzieli, że dokładnie w ten sam weekend w Polsce utonęło ponad 200 osób (!), to nagonka medialna byłaby jeszcze większa. Tak, to był słynny „czarny weekend” roku 2013...
AS: Czyli wysyłamy dzieci na lekcje pływania?
TJ: Koniecznie. Wprawdzie ani w Holandii, ani w Polsce lekcje pływania nie są darmowe, ale w holenderskiej kulturze jest jednak głęboko zakorzeniona potrzeba pobierania takich nauk. Dzieciaki zdobywają kolejne Zwemdiploma’s, rośnie w nich poczucie własnej wartości i wiary w swoje umiejętności, na lekcjach uczą się pływać w pełnym ubiorze (na wypadek wypadnięcia z łódki), uczą się ratować samych siebie oraz zachowań w grupie przy wypadku masowym. A wszystko to w formie zabaw. Osoba nie wysyłająca swoich dzieci na lekcje pływania w Holandii lepiej niech się do tego w towarzystwie nie przyznaje. A jeszcze lepiej – niech wyśle swoje pociechy na takie zajęcia. Lekcje zaczynają się od czwartego roku życia (chociaż dzieci mogą być starsze, należy jednak pamiętać o liście oczekujących), a zdobycie wszystkich trzech Zwemdiploma’s trwa mniej więcej trzy lata.
AS: Czy Morze Północne w jakiś sposób różni się od Bałtyku?
TJ: Wspominałem wcześniej o pływach morskich i to jest najistotniejsza różnica. Nad Bałtykiem są one w zasadzie niezauważalne. Nad Morzem Północnym amplituda wysokości wody wynosi około 3m. Dwa razy na dobę mamy wodę wysoką i dwa razy na dobę zaobserwować możemy wodę niską. Przypływ trwa około 4 godziny (dwa razy krócej niż odpływ), co sprawia, że zabawa naszych milusińskich w nieckach z wodą, znajdujących się nawet względnie daleko od morza, może stać się w oka mgnieniu niebezpieczna, o ile nie zauważymy w porę, że do niecki napływa w szybkim tempie woda. Odpływ jest mniej dynamiczny, ale może być równie niebezpieczny, wszystko jest ściśle powiązane z prądami wody. A te z kolei są również bardzo specyficzne, bowiem u wybrzeży Holandii spotykają się dwa silne prądy morskie: Jeden brnie od strony Kanału La Manche, a drugi od północy (po opłynięciu Wysp Brytyjskich). Poza tym, jak pewnie wielu z czytających zauważyło, nie widać przy brzegach żadnych motorówek, ani skuterów wodnych (poza tymi należącymi do służb ratunkowych). Pojazdy takie mają zakaz zbliżania się do linii brzegowej, co w praktyce prowadzi do tego, że nikt nie wypływa nimi na morze. Wszystko ze względów bezpieczeństwa. Jeśli chcesz popływać po morzu na skuterze, nartach wodnych, wakeboardzie, „bananie”, lub uprawiać parasailing, to musisz z tym poczekać do urlopu za granicą.
AS: To jest niezwykle ważne, proszę zatem powiedzieć, co jest najczęstszym powodem utonięć?
TJ: Założę się, że każdemu z nas, na myśl o przyczynach utonięć, brzmią gdzieś z tyłu głowy słowa: brawura, alkohol, brak wyobraźni, przecenianie własnych umiejętności. To wszystko często prawda, jednak ja znów chciałbym podejść do tej kwestii prewencyjnie i uczulić, aby każdy po prostu pilnował trzech jasnych reguł, bo lepiej zapobiegać wypadkom niż brać w nich udział:
1. Wybieraj do kąpieli wyłącznie miejsca strzeżone przez ratowników;
2. Zapoznaj się z regulaminem kąpieliska, na które właśnie wchodzisz;
3. Słuchaj wskazówek ratownika (o ile kiedykolwiek zdarzy Ci się taka sytuacja) i dostosowuj się do nich bez wdawania się w niepotrzebne dyskusje.
AS: Wiem, że to nie jedyny sposób w jaki pomaga Pan ludziom. Jest Pan również trenerem personalnym w Pana firmie One Life training & diet. Dba pan o kondycję i pomaga Pan innym ją osiągnąć i zachować. Proszę powiedzieć, jak wygląda, czym jest, trening personalny?
TJ: Każdy z nas może się cieszyć życiem i zdrowiem tylko tak długo, jak długo będzie dbał o swoje ciało. Należy jednak wiedzieć jak to robić. Osoby, które nigdy nie korzystały z usług wykwalifikowanego trenera, nie wiedzą zazwyczaj jak zaplanować treningi, jak poprawnie wykonywać ćwiczenia i jak najprostszą drogą osiągnąć swój cel. Dla jednych tym celem będzie utrata tłuszczyku, dla innych rozbudowa mięśni, dla jeszcze innych będzie to np. przygotowanie do maratonu. Do osiągnięcia różnych celów należy stosować różne metody, przede wszystkim nie robiąc sobie przy tym krzywdy. I tu właśnie rola trenera personalnego jest nieoceniona.
AS: To w takim razie, kim dokładnie jest trener personalny?
TJ: Wiedza o metodach treningowych i zdrowym odżywianiu rozwinęła się w ostatnich latach i nadal rozwija bardzo dynamicznie. Ponadto, w dzisiejszych czasach życie toczy się w zawrotnym tempie, wszyscy są zabiegani i mało kto ma czas, aby samodzielnie przyswoić całą tę wiedzę o trenowaniu, jeśli na co dzień zajmuje się czymś zupełnie innym. Bądźmy szczerzy – wielu z nas ledwie ma czas, aby się na siłownię wybrać, albo nawet, aby przyrządzać sobie zdrowe, pełnowartościowe posiłki. Ludzie w dzisiejszych czasach spodziewają się zatem gotowych rozwiązań, specjalistów w każdej dziedzinie. Stąd powstał słuszny trend, aby w dziedzinie tak ważnej jak własne zdrowie, oddawać się w ręce trenera personalnego, który całą tę wiedzę ma opanowaną i potrafi ją w rzetelny sposób przekazać. Często, poza takimi wskazówkami, klient szuka po prostu kogoś, kto go zmotywuje, bo plagą naszych czasów jest, że ludzie zawsze gotowi są znaleźć sobie setki wymówek, byle tylko nie wyjść poza swoją „bańkę” i niczego nie zmieniać. Choćby to miały być zmiany na lepsze.
AS: Czego zatem mogą spodziewać się Pana klienci?
TJ: Na początku gruntownej analizy: Obecnej sytuacji klienta; Celu jaki chce on osiągnąć; Oczekiwań klienta. Następnie zabieramy się do osiągnięcia naszego celu w jak najzdrowszy sposób, co nie zawsze znaczy „jak najszybszy”. Każdy z nas ma niestety jakieś wady, które należy naprawić. I nie mam tu na myśli stricte „zbyt płaskich pośladków” lub „zbyt wielu kilogramów” – nad tym wszystkim będziemy oczywiście pracować, ale miałem tu na myśli np. wady postawy, skutki siedzącego trybu życia, problemy z mobilnością lub przebyte kontuzje. Osoba wybierająca się na trening, nie zdając sobie sprawy z tych wad, może sobie wyrządzić wielką krzywdę. Tym bardziej, jeśli nie wie jak ćwiczyć. Dobry trener powinien na pierwszych zajęciach wychwycić wszystkie te problemy i pracować z klientem nad ich eliminacją. Sam jednak cel główny, czyli np. wspomniana urata niechcianych kilogramów pozostaje tym naszym wierzchołkiem góry do zdobycia, na który dzięki trenerowi dostaniemy się najlepszą drogą, bez zbędnego błądzenia i ryzykowania.
Jeśli natomiast chodzi o zakres moich usług, to poza treningami personalnymi oferuję również zajęcia grupowe, konsultacje dietetyczne, rozpisywanie planów treningowych dla osób, które nie mogą ćwiczyć pod moim okiem i mam jeszcze kilka pomysłów, na których realizację mam nadzieję wkrótce znaleźć czas.
AS: Obecnie większość z nas ma siedzący tryb życia, ja praktycznie cały dzień siedzę przed komputerem i piszę. Jak motywuje Pan takie osoby jak ja?
TJ: Prędzej czy później, siedzący tryb życia, podobnie jak niezdrowy sposób odżywiania, czy niewłaściwy sposób trenowania, odbije się na naszym zdrowiu i odczujemy to fizycznie. Tutaj, tak jak w przypadku ratownictwa – lepiej niechcianym sytuacjom zapobiegać. Życie jednak płynie szybko i czasem możemy przegapić moment, w którym staliśmy się mało sprawni fizycznie, lub otyli, lub wiecznie zmęczeni. Jesteśmy mimo wszystko zwierzętami i nasze ciało, nasz aparat ruchu jest stworzony do aktywności, a nie do ciągłego siedzenia, bądź leżenia. Natury nie oszukamy. Tymczasem jeśli przyjrzeć się temu w jakiej pozycji spędzamy dzień, to po wstaniu z łóżka zasiadamy do śniadania, następnie autem lub innym środkiem lokomocji zmierzamy do pracy (zazwyczaj siedząc), w pracy siedzimy (są oczywiście wyjątki, w zależności od wykonywanej pracy), wracamy do domu znów w pozycji siedzącej, zasiadamy do obiadu, przed telewizor, do kolacji... Przez olbrzymią część dnia siedzimy. Żadna pozycja nie jest optymalną pozycją do utrzymywania jej przez większość doby, nieważne jak ergonomiczny fotel posiadasz. Ból dolnego odcinka pleców będzie się u nas brał w 90% przypadków nie dlatego, że się przedźwigaliśmy, lecz dlatego, że pewne mięśnie pospinały nam się od siedzącego trybu życia i za każdym razem, gdy się prostujemy, odczuwamy ból wynikający z rozciągania tych pospinanych mięśni.
Poza tym, rację miał poeta mówiąc „W zdrowym ciele zdrowy duch”. Jeśli nasze ciało będzie w dobrej kondycji, wyregulujemy sobie w ten sposób gospodarkę hormonalną oraz metabolizm, nasz mózg będzie lepiej funkcjonował. Dzięki treningowi staniemy się odporniejsi na stres, poznamy się na własnej wartości, nasza samoocena wzrośnie, będziemy produkowali więcej endorfin, a nasi bliscy będą dostrzegać wszystkie te pozytywne zmiany. Krótko mówiąc – same zalety!
AS: Dziękuję bardzo, chyba czas zacząć coś robić. Bardzo dziękuję za rozmowę.
TJ: Również dziękuję.
01.07.2018 Agnieszka Steur, Niedziela.NL
< Poprzednia | Następna > |
---|
Najnowsze Ogłoszenia Wyróżnione
Kat. Tłumacze
więcej na ogłoszenia.niedziela.nl
Kat. Transport - busy
więcej na ogłoszenia.niedziela.nl
Komentarze
Pozdrawiam Pana Tomasza i Pania redaktorke.