SPORT: Tomasz Adamek: w Ameryce żyje się łatwiej, ale wrócę do Polski

Sport

fot. PAP/Newscom / Anthony Nesmith

Pakujemy się i w jeden dzień wracamy do ojczyzny. Ale jeszcze nie teraz... - najbardziej utytułowany obecnie polski bokser Tomasz Adamek opowiada Polskiej Agencji Prasowej o tęsknocie za rodzinnym krajem i o tym, dlaczego w ringu czuje się najmocniej.

PAP: Dlaczego zdecydował się Pan na wyjazd do Ameryki? Mistrz świata wagi junior ciężkiej Krzysztof Włodarczyk przekonuje, że z powodzeniem można rozwijać karierę w Polsce.
Tomasz Adamek: Ale ja nie wyobrażam sobie takiego życia, jakie prowadziłem w latach 2005-2008, kiedy latałem na zgrupowania i walki za ocean. W samotności, z dala od rodziny, wspinałem się po szczebelkach pięściarskiej drabiny. Czułem się jak mityczny Ikar, ciągle w przestworzach. Dlatego wspólnie z żoną Dorotą zdecydowaliśmy o przeprowadzce do Stanów Zjednoczonych. Nigdy nie żałowałem tej decyzji, w Ameryce żyje się łatwiej, tutaj jest moja praca, tutaj zarabiam na przyszłość swoją i najbliższych. Lubię ten kraj i nigdy nie powiem o nim złego słowa, ale za jakiś czas na pewno wrócę do ojczyzny. Ale już nie do rodzinnych Gilowic na Żywiecczyźnie, gdzie mieszka mama, tylko do dużego miasta, być może do Warszawy.

PAP: Kto z rodziny Adamków najmocniej zapuścił korzenie w Stanach?

T.A.: Z pewnością córki, które mają już 17 i 14 lat. Kiedy rozmawiamy o możliwym powrocie do Polski, one stawiają pewne warunki, tzn. chciałyby uczęszczać do amerykańskich szkół, bowiem mają problemy z gramatyką języka polskiego i zdają sobie sprawę, że trudno byłoby im z dnia na dzień wrócić do typowo polskiego liceum czy gimnazjum. To już sześć lat, odkąd przyjechaliśmy w okolice Nowego Jorku. Dziewczyny poznały angielski, hiszpański, nie zapomniały oczywiście polskiej mowy, bo w domu rozmawiamy tylko w ojczystym języku, ale z odmianą czy pisownią nie jest tak już świetnie.

PAP: Jeśli się Pan nie pospieszy z powrotem do Polski, córki mogą zostać w Ameryce...

T.A.: Dla mnie i żony to nie problem, pakujemy się i w jeden dzień wracamy do ojczyzny. Ale jeszcze nie skończyłem kariery bokserskiej, mam jeszcze swoje plany i zamierzam je, jeśli zdrowie pozwoli, zrealizować. Oczywiście z pomocą Boga, bo nigdy nie ukrywałem, że jestem mocno wierzący. Zresztą córki też posłałem do szkoły katolickiej. Jestem zadowolony z ich postępów w nauce. Starsza za rok planuje rozpoczęcie studiów medycznych i raczej jest przesądzone, że wyfrunie z rodzinnego gniazdka.

PAP: Jak się mieszka w miasteczku Kearney koło Jersey City w stanie New Jersey?

T.A.: To bardzo spokojne miejsce, ludzie są życzliwie nastawieni, nie są zazdrośni i zawistni jak niektórzy z rodaków. A przynajmniej nikt tutaj nie pokazuje tego. Kiedy biegam po ulicach, jestem pozdrawiany przez mieszkańców, gratuluję mi dobrej walki, życzą powodzenia w kolejnej. Blisko mnie mieszka mój przyjaciel i doradca Ziggy Rozalsky. Ale generalnie Polaków jest niewielu.

PAP: Chętnie uczestniczy Pan w imprezach organizowanych przez Polonię?

T.A.: Nie zwykłem odmawiać, jeśli jakaś uroczystość nie koliduje z moimi przygotowaniami do pojedynków bokserskich. Biorę udział w balach charytatywnych, aukcjach. Jeśli w ten sposób komuś pomogę, to bardzo chętnie się zgadzam i oddaję np. rękawice. Zdarza się, że znów, jak za młodych lat, zakładam korki i gram w dobroczynnych meczach piłkarskich. Z jednym tylko zastrzeżeniem - jeśli ktoś mnie kopnie i doznam kontuzji, to oddam... Nie mogę sobie pozwolić na przerwę w boksie, bo mam już 38 lat, niewiele więc pozostało mi walk do końca.

PAP: Każdego roku można spotkać Pana podczas pielgrzymek do "amerykańskiej Częstochowy"...

T.A.: Nie tylko mnie, ale całą rodzinę Adamków. W trzy i pół dnia pokonujemy 130 kilometrów, a naszym celem jest Sanktuarium Matki Bożej Częstochowskiej w Doylestown. Dla mnie to bardzo ważne, aby znaleźć się w tym miejscu i pomodlić. Tak jak każdy pielgrzym, śpię w namiotach, rano stoję w długiej kolejce, aby się umyć, a czasem zabraknie wody i też mi to nie przeszkadza. Warunki nie są łatwe, ale to mało ważne.

PAP: Obecnie szykuje się Pan do listopadowej walki z Arturem Szpilką w Krakowie. O Pana rywalu mówi się, że nie ma wielkich osiągnięć w sporcie, ale jest dobrze promowany...

T.A.: Jeśli ktoś myśli, że w Polsce boks zawodowy jest na wysokim poziomie, to się grubo myli. Prawdziwy boks jest w Ameryce. Proszę spojrzeć, jakie gale i jak często są organizowane w USA, jacy zawodnicy na nich występują i z kim rywalizują. Tutaj trudno zdobywa się laury. Kiedy wyjeżdżałem z Polski miałem rekord pojedynków 29-0. W Stanach Zjednoczonych trudno o tak znakomity bilans, bo przeciwnicy są dużo lepsi. Tutaj masz 17, 18 walk i walczysz o mistrzostwa świata.

PAP: Nigdy Pan nie ukrywał, że magnesem do potyczek z Polakami są pieniądze. Czy kiedykolwiek spotka się Pan w ringu z innym rodakiem, np. Mariuszem Wachem czy wspomnianym Krzysztofem Włodarczykiem?

T.A.: Nie, bo nie lubię bić się z kolegami. Szczególnie dobrze znam się z Mariuszem, jesteśmy bliskimi kolegami. I co? Miałbym pójść za jakiś czas i okładać się z nim pięściami po głowach? Nie, na to się nie zgodzę. A Szpilki nie znam, telewizja zaproponowała taką walkę, a ja podpisałem kontrakt.

PAP: Panu, byłemu mistrzowi świata wagi półciężkiej i junior ciężkiej, zarzucano w ostatnich walkach, że jest coraz wolniejszy.

T.A.: Widzę znów, że jestem szybki jak przed kilkoma laty. Wraca stary dobry Adamek i mam nadzieję, że takiego zobaczą kibice za półtora miesiąca. Nie popełniłem tego błędu co przed walką z Witalijem Kliczką o pas WBC w kategorii ciężkiej, i tym razem przyjechałem do Polski na całe zgrupowanie. Wtedy nie byłem sobą, dlatego przegrałem z Ukraińcem. Po obozie w Ameryce czułem się bardzo zmęczony.

PAP: Przymiarki do kolejnej walki o pas czempiona wagi ciężkiej mają uzasadnienie w faktach, czy to tylko Pana życzenie?

T.A.: Naprawdę jest to możliwe, dużo będzie zależało od tego, jak zaprezentuję się przeciwko Szpilce. Czeka mnie weryfikacja w Krakowie. Chcę pokazać, Adamek nie jest na tyle stary, aby nie mógł zostać mistrzem świata w trzeciej wadze. Jestem optymistą.

PAP: Niepowodzeniem zakończyła się Pana przygoda z polską polityką. W Ameryce też będzie próbował swych sił w tej dziedzinie życia?

T.A.: Nie, bo jestem Polakiem z krwi i kości, a nie politykiem, który wystartuje w wyborach w Kearney. Zdecydowanie mocniej i pewniej czuję się w ringu.

05-10-2014 Rozmawiał Radosław Gielo, Polska Agencja Prasowa

Komentarze 

 
-2 #2 zlotowa 2014-10-05 09:38
ija i ja... ja też wrucem jak walensa odda mi sto milionouf
Cytuj
 
 
0 #1 Dantan 2014-10-05 07:51
,,Nigdy nie żałowałem tej decyzji, w XXX żyje się łatwiej, tutaj jest moja praca, tutaj zarabiam na przyszłość swoją i najbliższych. Lubię ten kraj i nigdy nie powiem o nim złego słowa, ale za jakiś czas na pewno wrócę do ojczyzny,, Pan Adamek próbował swoich sił także w polityce, ale ta wypowiedz jest pierwszą, którą czytam bez zażenowania. Może po powrocie do Polski znajdzie jednak zwolenników.
Cytuj
 

Dodaj komentarz

Kod antysapmowy
Odśwież

Najnowsze w kategorii: Sport

Najnowsze Ogłoszenia Wyróżnione


reklama a
Linki