[ENG] By using this website you are agreeing to our use of cookies. [POL] Korzystając z naszej strony, wyrażasz zgodę na używanie przez nas cookies [NED] Door gebruik te maken van onze diensten, gaat u akkoord met ons gebruik van cookies. OK
Ingerencja aparatu władzy w Internet nie kończy się tylko na inwigilowaniu obywateli czy wchodzeniu przemocą do mieszkań osób uznanych za posiadające czy rozpowszechniające nielegalne treści. Także i ci, którzy wykorzystują dziś Internet do realizacji jego niejako „statutowych” celów, tj. publikowania swoich własnych treści i przemyśleń, mają się czego obawiać. Tak, mam na myśli blogerów, którzy nierzadko przecież napiszą w swoich internetowych dzienniczkach coś, co mogłoby się nie spodobać tym czy owym. Odziedziczone jeszcze po Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej koncepcje prawa prasowego wydają się bowiem wręcz stworzone do tego, by zamykać usta niepokornym, narażając ich na wcale niemałe kary finansowe, nie mówiąc już o przykrościach i nerwach, jakie zwykle wiążą się z kontaktem obywatela z organami ścigania. Czy zarejestrowaliście już swoje blogi jako tzw. „prasę”? Jeśli nie, to niewykluczone, że i Wy będziecie mieli ten sam problem, co właściciel domeny wikiduszniki.pl, pod którą prowadzony był poświęcony sprawom regionalnym blog.
26 stycznia 1984 roku w Dzienniku Ustaw opublikowano ustawę Prawo prasowe, której treść powinni znać wszyscy, którzy mniej lub bardziej ocierają się o media – dziennikarze, redaktorzy i wydawcy. Ustawa ta, wielokrotnie nowelizowana (ostatni raz w 2013 roku), zawiera piękne kwiatki, przypominające o minionym reżimie, a przecież wciąż obowiązujące. Bezpośrednio odwołując się do Konstytucji PRL, reguluje praktycznie każdy aspekt działalności wydawniczej i dziennikarskiej, jak również próbuje (dość nieudolnie z czysto formalnego punktu widzenia) zdefiniować to, czym jest prasa. I tak dowiadujemy się z Prawa prasowego, że zadaniem dziennikarza jest służba społeczeństwu i państwu, że dziennikarz zostaje automatycznie zwolniony z tajemnicy zawodowej, gdyby coś tam wiedział o przestępstwach przeciwko porządkowi publicznemu, że redaktor naczelny musi mieć polskie obywatelstwo nie może być skazany za zbrodnie przeciwko interesom PRL, oraz co teraz najistotniejsze, że prasa musi być rejestrowana w sądzie wojewódzkim, a kto tego obowiązku nie dopełni, ukarany zostanie grzywną.
W tym miesiącu Sąd Rejonowy w Szamotułach, kierując się definicją prasy z tej właśnie ustawy naszego ancien régime'u, uznał właściciela wspomnianej domeny Andrzeja Radke za winnego niedopełnienia obowiązku rejestracji prowadzonego tam bloga jako dziennika prasowego, jednocześnie odstępując od wymierzenia kary grzywny. I kierując się tą nieszczęsną rzymską dewizą dura lex sed lex, trudno sądowi odmówić racji – blog jest formą prasową, ponieważ w rozumieniu ustawy…
prasa oznacza publikacje periodyczne, które nie tworzą zamkniętej, jednorodnej całości, ukazujące się nie rzadziej niż raz do roku, opatrzone stałym tytułem albo nazwą, numerem bieżącym i datą, a w szczególności: dzienniki i czasopisma, serwisy agencyjne, stałe przekazy teleksowe, biuletyny, programy radiowe i telewizyjne oraz kroniki filmowe; prasą są także wszelkie istniejące i powstające w wyniku postępu technicznego środki masowego przekazywania,w tym także rozgłośnie oraz tele- i radiowęzły zakładowe, upowszechniające publikacje periodyczne za pomocą druku, wizji, fonii lub innej techniki rozpowszechniania; prasa obejmuje również zespoły ludzi i poszczególne osoby zajmujące się działalnością dziennikarską.
Jak widać, w ustawie nie ma ani słowa na temat tematyki publikacji, kwestii zarabiania na publikacjach, czy nośnika treści. Wystarczy zachowanie periodyczności wpisów oznakowanych tytułem i datą, które docierać mają do większej grupy odbiorców. Orzecznictwo nie pozostawia tutaj większych wątpliwości – ot np. z książki p. Katarzyny Skubisz-Kępki pt. Sprostowanie i odpowiedź w prasie: Studium z zakresu prawa polskiego na tle prawnoporównawczym możemy się dowiedzieć, że typowe wydawnictwa periodyczne to dzienniki i czasopisma, ale już nie publikacje książkowe, gdyż pozbawione są cechy cykliczności, nie są to też billboardy, plakaty czy ulotki. Za prasę nie można też uznać nawet regularnej korespondencji między dwojgiem ludzi, czy nawet gazetki wewnątrzzakładowej, gdyż media te nie spełniają wymogu dostatecznego rozpowszechniania wśród odbiorców. Ale blog? Publicznie dostępny w Sieci, regularnie aktualizowany – prasa jak się patrzy, ustawodawca z roku 1984, gdyby mógł przewidzieć wyłonienie się blogosfery (nie mówiąc już o blogoidach), nie miałby wątpliwości, że rejestrować to trzeba.
Sęk w tym, że trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie, czy obowiązek rejestrowania prasy nie służył czemukolwiek innemu, niż ograniczeniu swobody wypowiedzi prasy, a co za tym idzie, nałożeniu kontroli na tych, którzy w teorii „czwórpodziału” władzy, mieliby władzę ustawodawczą, wykonawczą i sądowniczą w demokratycznym społeczeństwie kontrolować. W końcu obowiązek rejestracji wiązał się z obowiązkiem ujawnienia danych redaktora naczelnego – człowieka, który w razie czego mógłby zostać odwiedzony przez organy ścigania i poddany np. kryptoanalizie, nie powiem już za pomocą czego.
Wątpliwości co do zasadności tego artykułu Prawa prasowego podnoszone są od dawna, ale jak widać po kolejnych nowelizacjach ustawy, posłom najwyraźniej podobała się przyjęta w czasach PRL ustawa. Co prawda w 2010 roku przygotowano projekt, który explicite wyłączał blogi nie podlegające procesom przygotowania redakcyjnego (i inne wydawane wyłącznie w formie elektronicznej publikacje tego typu) z obowiązku rejestracji, ale pomysłu nie przyjęto. Nad każdym blogerem wisi do dzisiaj obowiązek zarejestrowania się, i co za tym idzie, ujawnienia swojej tożsamości władzom. Orzecznictwo nie jest tu blogerom przychylne – po analizę najbardziej tutaj obciążającego sprawę postanowienia Sądu Najwyższego z 2007 roku odsyłam do (nomen omen) bloga Vagli, tu tylko przypomnę, że potwierdzono wówczas, że rozpowszechnianie treści przez serwisy internetowe przejawiające znamiona prasy bez ich wcześniejszej rejestracji może być niezgodne z prawem.
Wróćmy jednak do ostatniej sprawy wikiduszniki.pl. Blog jak blog, bardzo regionalny w swojej tematyce. Jest sobie w województwie wielkopolskim taka duża wieś Duszniki, 2600 dusz, jest sobie też coś, co miejscowi nazywają (przynajmniej wg publikowanych na wspomnianym blogu wpisów) „grupą trzymającą władzę”, jest też grono dobrych znajomych, publikujących regularnie na łamach wikiduszniki swoje opinie o sprawach lokalnych, nie oszczędzając tamtejszej władzy surowej krytyki (z nagłówkami krzyczącymi: „wójt rozdaje prezenty, płaci budżet gminy”, „mieszkańcy wkurzeni, bo nie ma komu obsługiwać piaskarki”, „radny danielczak nie powinien dostać ani grosza za wożenie estończyków”). Ani chybi lokalna prasa, poruszająca kluczowe dla miejscowości sprawy, irytując tym ogromnie poprzedniego i obecnego wójta. Irytacja była tak duża, że do prokuratury trafił wniosek o zniesławienie, a gdy został odrzucony z powodu braku znamion przestępstwa, były wójt złożył doniesienie o braku rejestracji tytułu, przeciwko prowadzącemu wikiduszniki.pl Andrzejowi Radke.
Jak Karol Marks zauważył, historia powtarza się jako farsa. Tak było i tym razem, ponieważ p. Radke już kiedyś był skazany za nielegalne wydawanie i kolportaż prasy, w czasach PRL, gdy był działaczem Niezależnego Zrzeszenia Studentów. Czy tak wiele się zatem zmieniło? Na łamach bloga możemy przeczytać o ogromnym wysiłku miejscowej policji, która w sprawie niezarejestrowania bloga zgromadziła dwa tomy akt, ingerując w pracę firmy p. Radke, przesłuchując jej pracowników i klienta, robiąc z tego notatki służbowe, myląc zapisane kontakty i następnie nachodząc przypadkowe osoby. Wszystko po to, by w wyroku, który wstrząśnie polską blogosferą, panu Radke nakazano zapłacenie 30 zł kosztów sądowych.
Cokolwiek by nie powiedzieć, jestem ostatnim człowiekiem, którego można pytać o to, jak powinien działać system prawny. To co jednak się dzieje, moim zdaniem tylko pokazuje, że żaden z polityków w Polsce nie powinien bez rumieńca wstydu na twarzy mówić o „wolności słowa” w naszym kraju do momentu zmiany PRL-owskiej ustawy o prasie. Pal diabli już te kwestie ścigania ludzi za głoszenie pewnych przekonań politycznych czy historycznych, nie mówiąc już o ściganiu ludzi za posiadanie takiego a nie innego ciągu bajtów na nośnikach informacji, ale zaakceptowanie stanu rzeczy, w którym przeciwko służącemu lokalnej demokracji blogowi zostaje zaangażowana policja i sąd demokratycznego państwa na mocy ustawy z czasów realnego socjalizmu – to nie jest coś, co może zostać ot tak pominięte wzruszeniem ramion.
W tej sytuacji ponownie widać, że podstawowym narzędziem obrony dla wszystkich tych, których głos irytuje tych czy owych, jest anonimowość. Na szczęście Internet to medium wciąż międzynarodowe, wykraczające poza jurysdykcję poszczególnych krajów, a zarazem pozwalające dotrzeć z dowolnego miejsca do zainteresowanych czytelników. Solidny VPN, względnie niezależna platforma blogowa z innego, neutralnego kraju, na której możemy założyć konto bez podawania swoich danych – taki blog będzie odporny na ataki podobne do tego, jaki przeprowadzono przeciwko wikiduszniki.pl.
26.01.2016 Niedziela.NL // źródło: dobreporgramy.pl
< Poprzednia | Następna > |
---|
Polska: Krwiodawcy będą mieli więcej wolnego? Jedni tego chcą, inni absolutnie nie |
Polska: Wścieklizna w natarciu. Wykryto ją u domowego psa i krowy |
Polska: Podróżni będą mogli wybierać. Na tory wjadą pociągi Czechów i Niemców |
Polska: Piwo od 5 rano. Do południa wypijamy kilkaset tysięcy sztuk |
Najnowsze Ogłoszenia Wyróżnione
Kat. Tłumacze
więcej na ogłoszenia.niedziela.nl
Kat. Transport - busy
więcej na ogłoszenia.niedziela.nl
Komentarze
A po co tak? Rozwal Polaczkowi robolowi budowlanemu busa i tyle :) Opony,szyby, lampy.Frajer poniesie większe straty i może przestanie okradać ludzi. Jak dalej będzie zatrudnił na czarno to znowu demolka auta i tak do skutku. Robol prędzej czy później zmięknie.
No bo jest super. W wykończeniówce zarabiam ekstra. Za malowanie biorę 26 euro/h . Za gładź czyli sztukę 20 euro za metr kwadratowy a za płytki w łazience jeszcze więcej. Tak że wychodzi niezła dniówka. Moi pracownicy też mają stawki 16 euro na godzinę. Kto ma głowę na karku ten pracuje w wykończeniówce. Kto jest nieudacznikiem tyra w fabrykach czy marketach za 12 euro.