Nasza codzienna walka o język

Archiwum '15

Wykład na temat „Dwa języki – dwie szanse” w Belgii, fot. archiwum Niedziela.NL

Zasiadając do tego artykułu w głowie krążyły mi dwa pytania. Po pierwsze, dlaczego tak często o to co ważne trzeba walczyć? Po drugie, dlaczego oczywistość, wcale nie jest oczywista? Wiem, że są to pytania mało oryginalne i bardzo często zadawane w stosunku do różnych aspektów naszego życia. Tym razem ja zadaję je, mając na uwadze nasz język ojczysty. Mam nadzieję, że choć w małym stopniu ten tekst na nie odpowie.

Wydaje się być oczywistym fakt, że nasze dzieci, nasze wielojęzyczne dzieci, otrzymują ogromny prezent w postaci dwóch lub nawet kilku języków. To przecież jasne, że z każdym kolejnym słowem, znaczeniem, zasadą gramatyczną stają się bogatsze. Niestety bardzo często ten skarb jest postrzegany jako problem, ciężar, kłopot z którym trzeba się uporać, a czasem (o zgrozo!) zażegnać.

Przede wszystkim, w naszej polsko-niderlandzkiej rzeczywistości nie powinniśmy rozważać, który język jest ważniejszy. Oba są równie ważne!

Już od wielu lat prowadzę spotkania na temat wychowania dwujęzycznego dzieci urodzonych w Holandii. Lata płyną, a rodzice wciąż martwią się tym, jak wielką krzywdę ten drugi język wyrządzi naszym pociechom. Od chwili, gdy przyjechałam do Holandii ponad szesnaście lat temu, stosunek do wychowania dzieci w dwu i wielu językach zaczął ulegać zmianie. Jeszcze dziesięć lat temu patrzono na taką językową sytuację w domu, jako coś niezwykłego i raczej komplikującego życie, niż je wzbogacającego.

Gdy mój syn zaczął mówić później niż jego rówieśnicy, specjaliści zrzucili to na garb tego, że od urodzenia miał on kontakt z dwoma językami. Dziś (na szczęście) zdecydowanie mniej logopedów i psychologów dziecięcych podziela taką opinię. Niestety rodzice wciąż spotykają się z negatywnymi opiniami dotyczącymi wielojęzyczności, czy to ze strony szkoły, otoczenia czy rodziny. Opinie nie są poparte żadnymi badaniami, ani nie potwierdzone faktami. Wystarczy jednak, że ktoś powie, że ktoś innym powiedział, że kontakt z dwoma językami jest szkodliwy i wzbudza tym niepokój. Trudne przecież są chwile, gdy babcia, dziadek lub nauczyciel w szkole uważa, że nasze dzieci nigdy nie nauczą się żadnego języka porządnie, jeśli mają ciągły kontakt z kilkoma. Niestety zdarza się, że pod wpływem negatywnych opinii otoczenia, rodzice rezygnują z wielojęzyczności. Mieszkając poza granicami Polski rezygnują z polskiego na rzecz języka danego państwa.

Dlatego właśnie teraz coraz częściej mówi się nie tylko o dwujęzyczności a o wielojęzyczności i o tym, co dzięki językom zyskują dzieci i rodzice. Dlaczego tak ważne jest by mamy mówiły do dzieci w swojej mowie ojczystej i że nie jest prawdą, że dzieci nie są w stanie nauczyć się kilku języków w tym samym czasie. W tych rozważaniach nie chodzi tylko o dzieci, ale i o nas mamy. Nie mówiąc do naszych pociech po polsku coś im zabieramy. Zabieramy im naturalną siebie. W końcu z tą nienaturalnością możemy zacząć źle się czuć.

W ramach informacyjnych spotkań dzieje się bardzo wiele. Wspomnę tylko o kilku wydarzeniach. W październiku 2014 roku w Ambasadzie RP w Hadze odbyło się szkolenie metodyczne dla nauczycieli polonijnych: „Jak uczyć języka polskiego w sposób ciekawy, innowacyjny i skuteczny”, które zostało przygotowane przez GLOSSĘ z Krakowa. Nie wszyscy jeszcze zdają sobie sprawę z tego, że praca z dzieckiem dwujęzycznym jest inna niż z jego jednojęzycznym rówieśnikiem.

Również w październiku 2014 roku odbyła się konferencja w Rzymie "Dwujęzyczne dziecko - problem, czy skarb?", której kontynuacja będzie miała miejsce w listopadzie tego roku. Nauczyciele polonijni i szkół typu SPK spotkali się również w listopadzie w 2014 na konferencji w Pułtusku.

Warto wspomnieć, również o niezwykle ważnych inicjatywach w Holandii. W listopadzie 2014 roku miałam ogromną przyjemność wziąć udział w konferencji "Zrozumieć dwujęzyczność", która była zorganizowana przez Kredę, SPK i Ambasadę RP a adresowana dla nauczycieli holenderskich. Miesiąc później do Holandii przyjechała Aneta Nott-Bower, logopeda z Manchesteru, która spotkała się z nauczycielami polonijnymi, rodzicami i młodzieżą.

Nie mogę zapomnieć o programie Mentor, który na celu ma pomoc rodzicom przyjeżdżającym do Holandii i niderlandzkim nauczycielom, w klasach których uczą się dzieci polskiego pochodzenia.

A co robię ja? Nadal działam. Piszę i spotykam się z rodzicami dzieci dwujęzycznych. Miałam ogromną przyjemność odwiedzić już wiele polonijnych szkół w Holandii, rozmawiać z rodzicami i nauczycielami. Te spotkania zawsze były, są i będą dla mnie źródłem inspiracji i okazją do poznania wyjątkowych osób.

W październiku tego roku razem z Elżbietą Weiss, wykładowcą języka polskiego na Uniwersytecie Amsterdamskim i przewodniczącej Sekcji Polskiej w Levende Talen, prowadziłam wykłady na temat „Dwa języki – dwie szanse” w Belgii. Miałyśmy tam okazję spojrzeć na temat wielojęzyczności z perspektywy rodziców mieszkających w Brukseli.

Podobnie jak na moich indywidualnych spotkaniach opowiadałyśmy o tym, jak ważne jest, by mówić z naszymi dziećmi w swoim języku ojczystym. Przekonywałyśmy jak wiele zyskują na tym rodzice i jak wiele dzieci.

Nie wszyscy wiedzą, że na ziemi jest ponad 5000 języków a zaledwie około 250 państw. Oznacza to, że tak naprawdę jednojęzyczność jest czymś rzadziej spotykanym.

Na spotkaniach opowiadam, że nie wyobrażam sobie, abym rozmawiała z moimi dziećmi tylko w języku niderlandzkim. Czułabym się w stosunku do nich nie do końca prawdziwa. Nie byłabym taką mamą jaką jestem naprawdę. Dałabym im rodzica „przesianego” przez tłumacza. Ucierpiało by na tym budowanie więzi między nimi a mną. Język ojczysty to język naszych emocji. Najczulsze słowa wypowiadam właśnie po polsku. Tylko tak chcę mówić do moich dzieci. Chcę je pocieszać i tulić tak jak mówili do mnie moi rodzice. Również złość wyrażę najdobitniej w moim języku. Niech wiedzą, jak wygląda porządnie zdenerwowana mama, a nie szukająca odpowiednika swoich myśli i emocji po niderlandzku.

A co z moimi rodzicami? Przecież to jest niemożliwe, aby moje dzieci nie potrafiły „dogadać” się z babcią i dziadkiem. A co z wujkiem i ciocią? Co z kuzynami? Jaka to rodzina, jeśli nie znają tego samego kodu komunikacji? Dlatego język polski moich dzieci to także poczucie więzi w obie strony.

Przez język przekazywane są również tradycje. Do dziś nie wiem, jak po niderlandzku powiedzieć „opłatek”, „święconka” i „Marzanna”. Gdy moja córka śpiewa kolędy po polsku moje oczy napływają łzami, ona wzdycha i robi minę w stylu „mama daj już spokój”. Cóż na to poradzę, jeśli właśnie takie są najbardziej wzruszające. Konieczne jest dbanie o oba języki, tradycje i kulturę, dzięki nim nasze dzieci, ale również i my staniemy się bogatsi.

Prowadzone są badania, które potwierdzają, że dwujęzyczne dzieci mają zdolność patrzenia na świat z perspektywy innej osoby. Nasze maluchy posiadają znacznie wyższy poziom empatii, której niestety obecnie tak wielu osobom brak.

Wielojęzyczność rozwija wielokierunkową percepcję oraz wcześniejsze i bardziej rozwinięte myślenie abstrakcyjne, a chyba nikogo nie muszę przekonywać, jak cenne są to cechy w dorosłym życiu. Ponad to wielojęzyczni dorośli są bardziej atrakcyjni na rynku pracy, szczególnie gdy łączą w sobie tak zwane rzadkie języki.

Dzięki wczesnemu kontaktowi z kilkoma językami dzieci łatwiej będą się uczyć każdego kolejnego. Dla nich świat języków istnieje bez słowa “obcy”.

Na spotkaniach z rodzicami wspominam również o rozległych badaniach, które potwierdziły tezę, że dwujęzyczność opóźnienia proces demencji.

Nasze dzieci są także wspaniałymi tłumaczami. Nie mam tu na myśli tylko tego, że w trakcie dużych rodzinnych spotkań, mogą tłumaczyć polskiej babci, co mówi holenderska oma, ale również to, że mają już w sobie świadomość idiomatyczności języków, tego, że nie zawsze istnieje możliwość tłumaczenia wszystkiego słowo w słowo.

Dla moich dzieci dwujęzyczność ma jeszcze jedną zaletę. Jest ona sekretnym kodem. W Holandii oni między sobą i ze mną mogą porozumiewać się po polsku w tajemnicy przed innymi i podobnie w Polsce dzięki językowi niderlandzkiemu. Mamy nasz świat, nasze sekrety.

Nasze dzieci nie chcą być inne, a ich polskie pochodzenie właśnie podkreśla tę inność. Pamiętajmy, że zabierając im język polski nie tylko nie dajemy im normalności (czymkolwiek ona jest), a jeszcze zabieramy część ich samych. Być może nie dziś, nie za miesiąc, ale każde z naszych dzieci zatęskni za tą właśnie częścią swojej osobowości.



07.11.2015 Agnieszka Steur

Komentarze 

 
+2 #3 JanJanssen 2015-11-08 15:23
Bardzo ciekawy artykuł, razem z siostrą też zostaliśmy wychowani w dwóch językach (przyjechaliśmy jak miałem 9 a siostra 2 latka). W szkole i z przyjaciółmi po holendersku, w domu zawsze po polsku. Dużo polskich książek, wyjazdy na wakacje do Polski. Tak jak wspomina autorka większość Holendrów, też nauczycielki w szkole, były przeciwko i nalegały żeby w domu również mówić po polsku. Krytyka ucichła jak po trzech latach uzyskałem najwyższy wyniki z holenderskiego na CITO-toets. 25 lat później jestem wdzięczny mamie za tą naukę, dzięki mojej dwujęzyczności mam ciekawą pracę a siostra wychowuję swoją córeczkę również w dwóch językach.
Het loont dus wel dergelijk om je kinderen tweetalig op te voeden :)
Cytuj
 
 
+4 #2 masakra 2015-11-08 14:37
i musiałaś przeczytać ten artykuł żeby się dowiedzieć w jakim języku masz komunikować się ze swoim dzieckiem no to gratuluje dziecku że ma tak rozgarniętą matkę?
Cytuj
 
 
+1 #1 Edytka212 2015-11-08 14:32
Swietny artykul !!! My mamy dziecko 10 miesieczne i zastanawialam sie jak mowic do niego, stwierdzilam ze bede mowic po polsku bo to moj jezyk ojczysty i czuje sie naturalnie po prostu soba a Holenderski bedzie mial na codzien jak pojdzie do przedszkola i szkoly dziekuje za ten artykul! Pozdrawiam Edyta
Cytuj
 

Dodaj komentarz

Kod antysapmowy
Odśwież

Najnowsze Ogłoszenia Wyróżnione


reklama a
Linki