[ENG] By using this website you are agreeing to our use of cookies. [POL] Korzystając z naszej strony, wyrażasz zgodę na używanie przez nas cookies [NED] Door gebruik te maken van onze diensten, gaat u akkoord met ons gebruik van cookies. OK
Trafiasz na oddział pierwszej pomocy, skrwawiony i nagi walczysz o życie, a kiedy już udzieli ci się pomocy i słyszysz od lekarzy, że możesz wrócić do domu, podchodzi do ciebie dziennikarz i pyta, czy nagrania z twojej wizyty w szpitalu można pokazać w komercyjnej telewizji RTL. Brzmi absurdalnie? W szpitalu akademickimi VUmc tak się działo.
Dawno już żaden program telewizyjny nie wywołał w Holandii tylu emocji, co seria 24 godziny: Pomiędzy życiem a śmiercią (24 uur: Tussen Leven en Dood) telewizji RTL. Również od dawna żaden szpital nie spotkał się z taką falą krytyki jak amsterdamski szpital akademicki VUmc. Źródłem zamieszania była emisja pierwszego odcinka wspomnianego serialu.
Kiedy głosy protestu narastały, dyrekcja szpitala zaczęła się tłumaczyć. Według szefów VUmc nie naruszyli oni żadnych praw pacjentów. W wyemitowanym programie pokazano jedynie tych pacjentów oddziału pierwszej pomocy, którzy wyrazili na to zgodę. Nie uspokoiło to przeciwników.
Program powstał w następujący sposób: Producent telewizyjny Eyeworks nawiązał kontakt z telewizją RTL i szpitalem VUmc. Obie strony zgodziły się na ideę programu. Władze szpitala zezwoliły na umieszczenie na oddziale pierwszej pomocy kilkudziesięciu kamer, nagrywających z wszelkich możliwych ujęć pacjentów, trafiających na oddział. Znajdujący się w osobnym pomieszczeniu redaktorzy Eyeworks oglądali jak ranni pacjenci trafiali do szpitala. Widzieli jak udzielano im pierwszej pomocy na stołach operacyjnych. Kiedy uznali, że któryś z przypadków jest na tyle ciekawy, by pokazać go w telewizji, nawiązywali kontakt z danym pacjentem. Oczywiście nie wtedy, gdy osoba ta walczyła jeszcze o życie, ale w chwili, gdy stan takiego pacjenta się ustabilizował.
Jeśli ktoś nie wyraził zgody, nagrania niszczono. Podobnie działo się z wszelkimi pozostałymi taśmami. Jedynie osoby, które wyraziły zgodę, miały zostać pokazane w telewizji. Jednym słowem, nikt kto sobie tego nie życzył, nie musiał się obawiać, że pokaże się jego cierpienie wielomilionowej widowni. Wszystko było świetnie przygotowane i nie naruszyliśmy żadnych zasad etycznych, tłumaczyli zdziwieni zamieszaniem, jakie wybuchło po emisji pierwszego odcinka programu, szefowie szpitala. Czy aby na pewno?
Przeciwnicy wskazywali na jedno główne zastrzeżenie: jeśli ktoś trafia do szpitala, a już tym bardziej na oddział pierwszej pomocy, nie powinny się jego cierpieniu przyglądać osoby, których obecność nie jest tam konieczna. Lekarze i pielęgniarki – jak najbardziej, ich obecność jest niezbędna. Ale dziennikarze? Producenci telewizyjni? Redaktorzy? To już za dużo.
Oburzyli się przede wszystkim ci pacjenci, którzy albo nie wyrazili zgody na pokazanie nagrań, albo dopiero teraz się o wszystkim dowiedzieli. Jak to, to kiedy po zawale albo wypadku samochodowym trafiłem do VUmc, na moje cierpienie spoglądali jacyś dziennikarze, siedzący za ścianą? Były we mnie wymierzone dziesiątki kamer? Któryś z redaktorów oceniał, czy moje cierpienie jest wystarczająco „fotogeniczne”, by pokazać je milionom telewidzów? Ba, część z pracowników Eyeworks chodziła po oddziale... w przebraniu lekarzy, w białych długich fartuchach, tak by pacjenci niczego nie zauważyli.
Dla kilku z byłych pacjentów VUmc okazało się to przesadą. Co najmniej trójka z nich złożyła już doniesienia na prokuraturze przeciwko VUmc. Oskarżają dyrekcję szpitala o złamanie tajemnicy lekarskiej. Diagnoz lekarzy nie mogą podsłuchiwać osoby trzecie, w tym dziennikarze. Szpital VUmc dopuścił jednak do sytuacji, w której dostęp do tych informacji (i nie tylko informacji, ale także nagrań) miały osoby trzecie. To niedopuszczalne, argumentują adwokaci byłych pacjentów.
Emisja pierwszego odcinka 24 godziny: Pomiędzy życiem a śmiercią pociągnęła za sobą także inne konsekwencje. W związku z zamieszaniem, jakie program wywołał, VUmc poprosił RTL, by ten nie emitował kolejnych, gotowych już odcinków. RTL przystał na tę prośbę, ale zapewne pomiędzy telewizją a szpitalem dojdzie teraz do sporu na temat tego, kto poniesie koszty tej rezygnacji. Zamontowanie kamer, zatrudnienie „redaktorów-podglądaczy” i wyprodukowanie wieloodcinkowej serii trochę kosztowało... A teraz wszystko trafi na wieczność do szuflady.
Również szpital po kilku dniach zmasowanej krytyki zmienił strategię. Szefowie VUmc przestali w końcu bronić idei programu i we wtorek (28.02) opublikowali oświadczenie, przepraszające pacjentów. Afera z Big Brotherem w szpitalu okazała się tak wielka, że znajdzie swój finał nie tylko w sądzie, ale i... w niderlandzkim parlamencie. W holenderskiej Drugiej Izbie (Tweede Kamer, odpowiednik polskiego Sejmu) odbędzie się wkrótce debata z ministrem zdrowia na temat feralnego programu i jego konsekwencji dla pacjentów. Pacjentów, którzy zaczęli sobie zadawać pytanie, czy nawet na oddziale pierwszej pomocy muszą czuć się podglądani przez ukryte kamery i inne, nieupoważnione do tego osoby.
ŁK, Niedziela.NL
< Poprzednia | Następna > |
---|
Najnowsze Ogłoszenia Wyróżnione
Kat. Tłumacze
więcej na ogłoszenia.niedziela.nl
Kat. Transport - busy
więcej na ogłoszenia.niedziela.nl
Komentarze