[ENG] By using this website you are agreeing to our use of cookies. [POL] Korzystając z naszej strony, wyrażasz zgodę na używanie przez nas cookies [NED] Door gebruik te maken van onze diensten, gaat u akkoord met ons gebruik van cookies. OK
Ciepłe myśli na holenderską niedzielę, czyli cykliczne spotkania przy porannej kawie
Agnieszka Steur
Nóżki świętej Hildegardy, czyli jak nie kochać za mocno
Sytuacja, którą pragnę dziś opisać wydarzyła się podczas obiadu. Przygotowałam zupę tajską z nieprawdopodobnie długim makaronem. Jedzenie go łyżką było bardzo trudne, dlatego wpadliśmy na pomysł, by ową zupę jeść nie tylko łyżką, ale i widelcem. Mój mąż poszedł do kuchni – dla mnie też – krzyknęłam – i dla mnie – dodała córka. Mój syn za to rzucił – a ja nie potrzebuję. W tej chwili usłyszałam swoje słowa – weź też dla niego, będzie mu potrzebny.
Gdy zrozumiałam, co właśnie robię, równocześnie się wystraszyłam i roześmiałam w duchu. Dodam może jeszcze, że mój syn ma prawie 20 lat i doskonale potrafi decydować, czym chce jeść. Gdy tylko wypowiedziałam te słowa przypomniała mi się scena z niderlandzkiego filmu, który ostatnio oglądałam „Nóżki świętej Hildegardy” (‘De beentjes van Sint-Hildegard’). Film podobał mi się bardzo i pomyślałam, że koniecznie muszę o nim wspomnieć kilka słów.
Film ten można by zaliczyć do gatunku „lekki dramat”, gdyby taki istniał. Mogłabym również napisać, że to dramat przeplatany sporą dawką dobrego humoru, ale chwilami człowiek uśmiecha się mając łzy w oczach. To chwila dobrej rozrywki, ale film pozostaje w pamięci na długo i tak, jak w moim przypadku, niczym pouczenie wraca w odpowiedniej chwili.
Historia rozpoczyna się w chwili, gdy Arend, 89-letni teść głównego bohatera, postanawia w końcu spełnić swoje największe życiowe marzenie. Już od wielu lat planuje wędrówkę do Rüdesheim nad Renem, gdzie znajdują się kości św. Hildegardy. Do tej pory nie zrealizował swojego marzenie, ponieważ żona zawsze go powstrzymywała. Pewnego ranka, podejmuje decyzję i wyrusza w podróż, niestety upada i umiera.
Główny bohater, wokół którego toczy się akcja filmu to Jan, grany przez Hermana Finkersa. Jan od 35 lat jest żonaty z Geddą i ma z nią dwoje dzieci. Z zawodu jest weterynarzem, a Gedda pracuje na Uniwersytecie w Twente. Prowadzi wykłady na temat tego, jak bardzo wydłuża się średnia długość życia mężczyzn, którym we wszystkim pomagają kobiety. Czyli zarówno Gedda, jak i jej mama uważają, że wiedzą znacznie lepiej, czego chcą i potrzebują ich mężowie. Wszystko, co robią, robią dla ich dobra.
Teść Jana pragnął zostać skremowany, chciał, aby jego prochy rozsypano w Loreley. Jednak jego żona (teściowa Jana) postanawia pochować go na pobliskim cmentarzu. Wtedy właśnie główny bohater zdaje sobie sprawę, jak mało Arend miał do powiedzenia w domu. Uzmysłowił sobie, jak bardzo jego żona Gedda w tym sensie przypomina swoją matkę. Postanawia „pomóc teściowi”. Zawiera umowę z przedsiębiorcą pogrzebowym i potajemnie nakazuje wykopanie i skremowanie ciała Arenda, ponieważ czuje, że musi spełnić ostatnie życzenie teścia. Jan chce również zmienić swoją sytuację życiową, ale w żaden sposób mu się to nie udaje. Nawet, gdy oświadcza, że chce się rozwieść, żona przekonuje go, że wcale tego nie chce. W końcu Jan wpada na pomysł, że będzie udawał, że ma Alzheimera i w ten sposób trafi do domu opieki.
Tym razem jego działania kończą się sukcesem.
Zastanawiam się, jak wiele mogę napisać, aby zachęcić Czytelników portalu Niedziela.nl do oglądania, ale też by nie powiedzieć za dużo.
Być może czytając, to co napisałam, ktoś nabierze przekonania, że w filmie mężczyźni przedstawieni są w pozytywnym świetle a ich żony w bardzo negatywnym, jednak nic bardziej mylnego. Chyba wszystkie postacie są równie dramatyczne, smutne i zagubione. Każda podąża ścieżką, która tak naprawdę prowadzi donikąd.
Scena, która przypomniała mi się podczas obiadu to ta, w której Jan pragnie tylko zjeść herbatnika, ale żona daje mu kawałek jabłecznika. Pyta, czy Jan chce się czegoś napić, on dziękuje, mówiąc, że nie chce a Gedda robi mu herbatę itd. W końcu główny bohater nie robi niczego, co sam wybrał.
Przyglądałam się Janowi i Geddzie i widziałam, jak bardzo się kochają, ale że nie powinni być razem. Tak naprawdę już od dawna nie byli razem, ponieważ ich związek nie był wspólnotą a jakąś dziwną formą uzależnienia i przekonania, że właśnie tak wszystko powinno wyglądać. Wydaje mi się, że to film, który (mam taką nadzieję) bardzo przerysowuje związki, ale to przerysowanie pozwala właśnie dostrzec błędy, które samemu się popełnia. Czasem jest to przesadna opieka a czasem zbyt długie milczenie i brak komunikacji.
Film warto również zobaczyć, ze względu na język. Bohaterowi mówią w dialekcie Twents, który należy do języka dolnosaksońskiego a jest używany w Holandii w regionie Twente. Nawet znając język niderlandzki, aby zrozumieć o czym mówią bohaterowie, konieczne są napisy.
Widzimy się za tydzień... przy porannej kawie.
Agnieszka
30.05.2021 Niedziela.NL // fot. Dutchmen Photography / Shutterstock, Inc.
(as)
< Poprzednia | Następna > |
---|
Najnowsze Ogłoszenia Wyróżnione
Kat. Tłumacze
więcej na ogłoszenia.niedziela.nl
Kat. Transport - busy
więcej na ogłoszenia.niedziela.nl
Kat. Praca
więcej na ogłoszenia.niedziela.nl
Komentarze
A mi się też nie podoba, ale jak Pani Reduta potrafiłaby lepiej, na jakikolwiek temat, to z chęcią przeczytam, przynajmniej jeden raz, i też mogę konstruktywnie skrytykować. Czekam na Pani artykuł! (przed niedzielą niech Pani wyśle do Niedzieli, to może jeszcze zdąźą w najbliższą niedzielę opublikować; będę wyglądał w niedzielę od samego rana!)
Ciekawą d..ę masz :) Jak takie rzeczy tam są :)
Milej niedzieli