Justyna Wachnicka – polska radna w Hadze?

Archiwum

Czy po 19 marca 2014 r. w radzie gminy Haga zasiadać będzie Polka? Kto wie. Mieszkająca od pięciu lat w Hadze Justyna Wachnicka do walki o mandat radnej startuje z wysokiego, piątego miejsca dużej partii CDA. O tym dlaczego przyjechała do Holandii, jak zaangażowała się w politykę, jakie problemy imigrantów widzi, jak chce je rozwiązać i dlaczego w Hadze powinniśmy mieć polskiego radnego opowiedziała w obszernym wywiadzie dla niedziela.nl.

Z Justyną Wachnicką spotykam się w haskim hotelu, gdzie znajduje się salon kosmetyczny, który prowadzi. Wita mnie uśmiechnięta, młoda, dynamiczna kobieta. Justyna Wachnicka – numer pięć na haskiej liście CDA w tegorocznych wyborach samorządowych – ma 27 lat i podobnie jak jej mąż pochodzi z Radomia. Tam studiowała pedagogikę i resocjalizację na ówczesnej Politechnice Radomskiej (dziś to uniwersytet).

Później studiowała również w Hadze (International Communication Managment w Hadze), a zanim trafiła do Holandii spędziła też kilka miesięcy… na Alasce.

Z Radomia przez Alaskę do Hagi

- Najpierw byłam przez pięć miesięcy w Collumbus, Ohio, po czym wróciłam do Polski na drugi rok studiów. Później na trzecim roku byłam z mężem dwa miesiące na Alasce i pięć miesięcy w Kalifornii – opowiada. W Stanach jej się podobało, ale ze względu na odległość do Polski, nigdy nie planowała zostać tam na stałe. Nie oznaczało to jednak, że po opuszczeniu uczelni, zamierzała zostać do końca życia w Polsce.

- Zaraz po moich studiach zdecydowaliśmy, że wyjedziemy. Żeby podszkolić język, żeby żyć w innym kraju, żeby zdobyć doświadczenie i później ewentualnie wrócić do Polski – mówi.


- Do Holandii przyjechałam wspólnie z mężem w 2008 roku. Chcieliśmy wyjechać gdzieś za granicę i mąż akurat tutaj dostał pracę. Plan był taki – pewnie jak u każdego – że przyjedziemy jedynie na rok. W pewnym momencie zaczęłam jednak tutaj studiować. Później pojawiały się w naszym życiu różne nowe rzeczy, które doprowadziły do tego, że w Holandii jesteśmy już pięć lat.

Holandia to dla Justyny Wachnickiej przede wszystkim Haga. To tutaj zamieszkała zaraz po przyjeździe do kraju wiatraków i to tutaj mieszka nadal. Czy zostanie w Hadze na zawsze?

- W Holandii chciałabym zostać na pewno na kilka kolejnych lat. Ale czy na całe życie, tego do końca nie wiem. Jest pewna tęsknota za własnym krajem. Mamy tu jednak dobre życie i to atrakcyjny kraj do mieszkania i wychowywania dzieci. Myślę więc, że zostaniemy tu na dłużej.

Polski paszport, szlifowany niderlandzki

Aby w Holandii zostać radnym lub radną nie trzeba posiadać holenderskiego obywatelstwa, wystarczy paszport któregoś z państw UE. Dlatego Justyna Wachnicka nie zamierza na razie przyjmować niderlandzkiego obywatelstwa – mimo, że po pięciu latach w Holandii mogłaby się o nie ubiegać. Problem w tym, że obecne przepisy zmuszają obcokrajowców chcących stać się Holendrami do zrzeknięcia się pierwszego obywatelstwa. A to w przypadku Wachnickiej nie wchodzi w grę.

- Jestem Polką i chciałabym być Polką. Tak siebie postrzegam. – podsumowuje krótko.

Brak holenderskiego paszportu to dla radnego żaden problem. Znajomość języka niderlandzkiego to już konieczność, jeśli chce się aktywnie brać udział w pracach rady. Jak jest z językiem niderlandzkim u Justyny Wachnickiej?

Dwa lata temu uczyła się niderlandzkiego intensywnie na kursie, opowiada, ale ponieważ w ostatnim czasie w pracy używała głównie angielskiego, uznała teraz, że warto wrócić do niderlandzkiego. Dlatego regularnie spotyka się z holenderską znajomą, byłą pracownicą jednego z ministerstw. Rozmawia z nią o polityce i ćwiczy debatowanie po niderlandzku. W zamian Wachnicka pomaga jej w zakupach i załatwianiu codziennych spraw.

Skąd jednak u tej 27-latki zainteresowanie polityką?

- W Polsce polityką się interesowałam, ale nie uczestniczyłam w niej aktywnie. Byłam jednak harcerką, a w czasie studiów wolontariuszką. Robienie czegoś poza pracą, czegoś co pomaga innym ludziom, uważam za coś fajnego.

Haskie życie, polskie wartości

W holenderskiej polityce bierze aktywny udział od kilkunastu miesięcy. – Jestem oficjalnie członkiem CDA. Od ponad roku chodzę na zebrania, spotykam się z politykami – mówi.

Dlaczego CDA?

- CDA jest na pewno bliskie moim przekonaniom i jest chyba również bliskie nam, Polakom. CDA nie jest przecież wyłącznie partią chrześcijańską, ale propaguje wartości, które również w Polsce cenimy, takie jak rodzina, religia, wspólne spędzanie czasu, wspólne siadanie do stołu. Dla CDA podtrzymywanie tych wartości jest bardzo ważne – tłumaczy.

CDA istnieje od 1980 roku. Wtedy to kilka mniejszych ugrupowań protestanckich i katolickich połączyło się w jedną wielką, chadecką partię. Pełna nazwa ugrupowania to Christen-Democratisch Appèl, czyli, tłumacząc dosłownie, Apel Chrześcijańsko-Demokratyczny. Elektorat CDA nie ogranicza się wyłącznie do osób wierzących, gdyż gdyby tak było ugrupowanie nie zdołałoby tyle razy wygrać wyborów w zlaicyzowanej Holandii.

CDA to szeroka partia, prezentująca się jako ugrupowanie racjonalnych, sprawnych organizatorów, starających się łączyć, a nie dzielić. Wartości chrześcijańskie są inspiracją i kierunkowskazem, ale umiarkowany program CDA przez lata przemawiał również do niewierzących Holendrów czy wyznawców innych religii.

Przez prawie trzy dekady CDA było maszynką do wygrywania wyborów i największym ugrupowaniem w kraju, prawie zawsze u steru władzy. Począwszy od 1980 roku jedynie przez 9 lat Holandią rządził premier niepochodzący z CDA! Dwóch z chadeckich premierów znajduje się w czołówce szefów rządów najdłużej sprawujących swój urząd. Ruud Lubbers był premierem Holandii 12 lat (1982-1994), a Jan Peter Balkenende 8 lat (2002-2010).

Po upadku ostatniego, czwartego rządu Balkenende, CDA znalazło się w kryzysie. Ostatnie trzy lata to dla ugrupowania wielki zjazd w dół. Po wyborach z 2010 roku z 41 mandatów w 150-osobowych holenderskim Sejmie (Tweede Kamer) ostało się jedynie 21 mandatów. Kiedy wydawałoby się, że gorzej być nie może, w wyborach z 2012 roku partię czekał kolejny cios: z 21 miejsc zrobiło się 13. Działacze CDA mają nadzieję, że najgorsze już za nimi i w kolejnych wyborach – tych zbliżających się samorządowych i europejskich – partia podniesie się z kolan.

- CDA chce by ludzie, również imigranci, czuli się dobrze w Holandii – mówi Wachnicka – Abyśmy się na tyle zintegrowali, że moglibyśmy się poczuć częścią wspólnoty. Ludzie CDA działają na rzecz tego, by zmieniać rzeczywistość. Choćby w buurthuis [rodzaj dzielnicowej świetlicy]. Ostatnio byliśmy na przykład z Karstenem Kleinem [radnym CDA, nr 1 na haskiej liście w tegorocznych wyborach – Ł.K.] na zebraniu w polskiej szkole, gdzie odbyła się impreza przygotowana przez kilka organizacji. Mówiono tam, do jakich organizacji rodzice lub ich dzieci mogą się zapisać, jakie im przysługują prawa, itd. – opowiada.

Patrzmy w przyszłość, a nie w przeszłość

Wszystko pięknie, ale jak Wachnicka ocenia fakt, że jeszcze w latach 2010-2012 jej CDA współpracowało w ramach koalicji parlamentarnej z antyimigracyjną partią PVV Geerta Wildersa?

- Polityka ma to do siebie, że zawiera się różne koalicje. Samo CDA dziś wie, że nie było to zbyt mądrym pomysłem. Były jakieś wspólne cele, z innymi rzeczami CDA się nie zgadzało. Koalicja okazała się klapą i CDA nie jest zadowolone z tego, że w nią weszło. Poza tym trzeba przede wszystkim patrzeć na to, co CDA robi teraz. Każdy popełnia jakieś błędy. To, że CDA była w koalicji z PVV na pewno nie oznaczało, że nie chcieli w Holandii Polaków, czy że popierali stronę internetową Wildersa wymierzoną w Polaków. CDA tego nie popierało, a powiedziałabym nawet, że to negowało. Dlatego ta koalicja najprawdopodobniej się rozpadła: różnice były zbyt duże – tłumaczy.

- Poza tym to właśnie Karsten Klein, radny CDA z Hagi, zareagował, gdy inny haski radny, Marnix Norder (z Partii Pracy PvdA) mówił o „tsunami Polaków”. Klein powiedział: nie, tak nie może być, tak nie możecie mówić. Jesteśmy przecież razem w Europie i jeśli podpisujemy się pod europejskimi wartościami i wspólnie tworzymy Europę, to nie mówimy takich rzeczy. To właśnie Karsten Klein zorganizował wtedy spotkanie z dziennikarzami, na którym powiedział, że absolutnie się nie zgadza na mówienie o „tsunami imigrantów”.

Justyna Wachnicka startuje z dobrego, piątego miejsca na haskiej liście CDA. To miejsce dające realne szanse na dostanie się do rady. Jak udało się jej przekonać szefostwo partii do umieszczenia jej tak wysoko na liście? (Druga z polskim kandydatek CDA w Hadze, Magda Spaans, jest na miejscu 10.)?

- Jakby nie było jesteśmy największą grupą, która przybyła do Holandii po otwarciu granic dla nowych państw UE. Wiele osób układa tu już sobie życie, ma dzieci, a dzieci chodzą do holenderskich szkół. Tworzymy zatem jakąś grupę i politycy widzą, że trzeba nas wspierać. Jakiegoś rodzaju wsparciem byłoby posiadania własnego reprezentanta w radzie. W ten sposób CDA pokazuje, że chce, byśmy czuli się tutaj mile widziani – mówi.

- Poza tym współpracuję też dużo z imigrantami z innych państw, znam wiele polskich organizacji. Oczywiście – nie oszukujmy się – nie było to łatwe, by przekonać władze partii do tego, by przedstawiciela imigrantów z Polski dostała piąte miejsce – dodaje.

Jest kandydatka. Będzie radna?

Obecnie CDA ma w 45-osobowej radzie miasta Hagi jedynie 3 mandaty. To bardzo słaby wynik jak na tę partię, która w przeszłości miewała w mieście i po 17 radnych (1962 r.). Liderzy ugrupowania liczą, że tegoroczne wybory pozwolą partii odbić się od dołka, w którym tkwi od kilku lat – również w Hadze. Nawet jeśli nie uda się powrócić do stanu z 1990 roku (10 mandatów) czy 2002 r. (7 mandatów), to już wynik na poziomie roku 2006 (5 mandatów) powinien być w zasięgu ręki.

Gdyby CDA udało się zdobyć pięć mandatów, wtedy szanse na wybranie Wachnickiej są duże. Aby dostać się do rady z piątego miejsca potrzeba około 1,500 głosów, szacuje sama Wachnicka. Zameldowanych w Hadze Polaków jest około 7,000, a niezarejestrowanych – pewnie dużo więcej. Wachnicka ma zatem – przynajmniej teoretycznie i oczywiście jeśli zagłosuje na nią wielu haskich Polaków – realne szanse. Przedtem musi jednak przeprowadzić skuteczną kampanię. Do kogo ją kieruje i które grupy chce do siebie przekonać?

- CDA chce, by imigranci dobrze się czuli w Hadze. Haga to przecież międzynarodowe miasto. Choćby ze względu na moją pracę mam też do czynienia z wieloma tzw. expatami, czyli cudzoziemcami pracującymi i mieszkającymi w Hadze. Część mojej kampanii będzie więc skierowana do nich. Jestem Polką, która przyjechała tu pięć lat temu i – nie oszukujmy się – też nie miałam na początku łatwo. W Holandii jestem na tyle krótko, żebym mogła wiedzieć, jak imigranci się czują, jak wyglądają ich początki, jak to jest być nowym w Hadze. Jestem z Polski i jestem postrzegana jako przedstawicielka tego kraju. Dlatego chciałabym godnie reprezentować Polaków. Chciałabym wiedzieć, jakie problemy mają Polacy w Hadze, jak mogę im pomóc i jak ułatwić im start.

ŁK: Właśnie, jakie są Pani zdaniem największe problemy Polaków w Hadze?

- Myślę, że największym problemem jest problem wizerunku, który został zniekształcony np. przez niektóre media. Zgadza się, w każdej grupie są ludzie, którzy sprawiają kłopoty czy nadużywają alkoholu i rozrabiają. Również wśród Holendrów, wystarczy pójść do niektórych dzielnic. Mamy jednak mnóstwo ludzi, którzy chcą mieć normalne życie, mają normalną rodzinę i chcą tu po prostu pracować i dobrze się czuć. Bardzo często jesteśmy postrzegani przez pryzmat tych kilku incydentów, które zostały wyostrzone. To nasz duży problem.

ŁK: Wizerunek to jedna sprawa. Ale są też bardzo konkretne problemy: z pracą, z mieszkaniem, z wyzyskiem przez nieuczciwe agencje pracy. O jakich kłopotach słyszy Pani najczęściej, gdy rozmawia Pani z Polakami w Hadze?

- Myślę, że największym problemem są mieszkania. Każdy musi przecież gdzieś mieszkać. Przyjechałam do Holandii w 2008 roku. To był właśnie czas, kiedy bardzo wielu Polaków zaczęło tutaj przyjeżdżać i pamiętam, że spotykałam się z wieloma trudnościami, np. z wynajmem mieszkania. Nie mieliśmy jeszcze pracy, ale mieliśmy pieniądze, by zapłacić za czynsz, czy nawet potrójną kaucję. Ale w agencji usłyszeliśmy, że nie mają dla nas mieszkania. Chociaż mieli ich dużo, wiedziałam o tym. Nie chcieli ich jednak wynajmować Polakom, bo kierowali się negatywnymi stereotypami na nasz temat. Bali się, że będziemy w tym mieszkaniu hałasować, pić, robić imprezy.

Wiem, że takie myślenie i takie postępowanie to nadal aktualny problem i powinno to zostać rozwiązane.

Kolejna grupa problemów wiąże się z pracą. Są na przykład ludzie, którzy mają dużo nadgodzin, ale im się za nadgodziny nie płaci. Część imigrantów jest wyzyskiwana. Są agencje pracy, które starają się to zmienić i są uczciwe, ale nadal jest dużo tych nieuczciwych.

ŁK: Niektóre statystyki mówią nawet o 6,000 nieuczciwych agencji pracy w całej Holandii. Które nadal działają! Na poziomie lokalnym pole działania jest jednak mocno ograniczone, jeśli chodzi o tę kwestię? To przecież problem ogólnokrajowy.

- Teraz powstaje wiele instytucji, które kontrolują działania agencji pracy. Nawet jeśli więc nie można czegoś zrobić na poziomie gminnym, zawsze można to przekazać do CDA na szczeblu krajowym, poinformować o danym problemie i zmusić osoby do odpowiedniego działania.

ŁK: Jakie są Pani priorytety?

- Jeśli chcemy cokolwiek zmienić musimy być przede wszystkim w środku tego, co decyduje o tym, jakie to będą zmiany. Jeśli będę w radzie gminy, będę mogła informować na sesjach rady o takim czy innym problemie. Znam te problemy, ponieważ jestem w kontakcie z różnymi organizacjami. Chcę też słyszeć o nich bezpośrednio od zwykłych ludzi, dlatego planuję tego typu spotkania.

Na pewno chciałabym zmienić sytuację mieszkaniową, tak by ludzie mieli łatwiejszy dostęp do legalnego wynajmu mieszkań. To na przykład nie jest tak, że ludzie nie chcą być zameldowani na gminie. Często jest jednak tak, że imigranci mieszkają w mieszkaniu, w którym jest możliwa jedynie określona liczba meldunków. Więc kilka osób może być zameldowanych, a trzy kolejne już nie. Ludzie powinni mieć możliwość normalnego, legalnego wynajmu mieszkania.

Byłoby więc dobrze, gdyby ludzie wiedzieli, dlaczego warto być zameldowanym. Z tym wiążą się przecież nie tylko obowiązki, ale i benefity. Dotyczy to szczególnie osób, które mają dzieci.

ŁK: Osoba niezarejestrowana jest „niewidoczna” dla systemu…

- Tak, a to może się okazać bolesne, kiedy osoba taka będzie na przykład potrzebować pomocy.

Kolejna rzecz: edukacja. Wiele dzieci, powiedzmy w wieku lat 10 i starszych, zostało w wyniku przeprowadzki rodziny do Holandii wyrwanych z polskiego środowiska i trafiły do holenderskiego, gdzie trudno im się odnaleźć. Trzeba zadbać o to, aby dzieci poczuły się pewniej, żeby zniknęła bariera językowa – tym bardziej, że jest to wiek, kiedy można się języka jeszcze łatwo nauczyć.

ŁK: Łatwiejszy dostęp do mieszkań, zwalczanie wyzysku przez nieuczciwych pracodawców, lepsza edukacja dla dzieci imigrantów, godna reprezentacja Polaków w radzie gminy Haga – czym jeszcze chce się Pani zająć?

- Wiele rzeczy jest jeszcze do zrobienia. Musimy na przykład rozgraniczyć różne grupy. Mamy imigrantów wykształconych profesjonalistów, którzy znają angielski i szybko uczą się niderlandzkiego. Mamy też jednak ludzi, którzy przyjeżdżają tu do pracy i planują na przykład, że popracują dwa lata i wrócą do Polski. Zazwyczaj nie znają języka, ciężko pracują i mają nieregularny tryb pracy. Mają też rodziny, więc trudno im znaleźć czas, by uczyć się języka.

I mamy jeszcze tę grupę ludzi, którzy tu mieszkają, pracują, nie planują na razie powrotu i uczą się niderlandzkiego.

ŁK: Każda z tych grup styka się z innymi trudnościami i wyzwaniami?

- Tak. Osoby z pierwszej grupy, wykształceni profesjonaliści, mają najczęściej mniejsze problemy niż osoby z pozostałych grup. Może nie odpowiada im wizerunek, z jakim się ich łączy, ale poza tym uczą się języka, szybko się integrują, itp.

Z kolei w innych grupach są też ci słabsi, ci którzy nie mają możliwości czy nie czują potrzeby nauki języka, bo na przykład planują wrócić do Polski. Ci ludzie powinni być lepiej informowani. Nie powinno się ich traktować gorzej i mówić: a niech się uczą języka!

Oczywiście, każdy powinien znać język, bo to jest dobre dla nas, dzięki temu wiemy, co do nas mówią, itd. Rozumiem jednak, że jeśli ktoś przyjechał do Holandii w wieku 40 lat, ma w domu trójkę dzieci i ciężko pracuje na przykład w szklarni, gdzie godziny pracy są bardzo nieregularne, to taka osoba nie ma możliwości nauki, nawet gdyby chciała. Dla nich powinny być informacje w języku polskim. Powinno być dla nich jakieś wsparcie, skoro tutaj są i płacą podatki.

ŁK: Często jednak holenderskie urzędy informują o sprawach, które są ważne również dla nieznających niderlandzkiego imigrantów, jedynie w języku niderlandzkim.

- A takie informacje po polsku są właśnie bardzo potrzebne. Często mówi się, że Polacy w Holandii nie przestrzegają takiego czy innego prawa. Często jednak polskie prawo różni się od holenderskiego, a ludzie nie dostają informacji, co na przykład w Hadze jest dozwolone, a co nie. Skoro ktoś nie zna języka, to jak ma na przykład wiedzieć, że śmieci wyrzuca się tego i tego dnia? Skoro dopiero niedawno przyjechał?

Każdy kto jest zameldowany na holenderskiej gminie powinien otrzymać informację o tym, jakie prawo obowiązuje w Holandii, jakie ma obowiązki oraz co się każdemu należy i gdzie należy się zgłosić w różnych sytuacjach.

ŁK: Czy ma Pani kontakt z polskimi organizacjami w Hadze?

- Tak, tego typu organizacji jest sporo. Często się z nimi spotykam, chodzę na organizowane przez nich spotkania, wymieniamy się doświadczeniami. Staram się być na bieżąco, dowiaduję się, jakie ludzie mają problemy.

ŁK: Czym one się najczęściej zajmują?

- Część z tych organizacji zajmuje się pomocą w rozwiązywaniu problemów, inne starają się promować polską kulturę. W każdej z nich można znaleźć wielu ciekawych ludzi, którzy mają interesujące doświadczenia.

Na przykład IDHEM robi bardzo dużo dla Polaków, oni cały czas coś organizują. To, co robią dla młodych mam i dzieci, jest świetnie. To właśnie IDHEM zorganizował spotkanie w szkole, o którym wspominałam. Starają się podtrzymać polską kulturę, polski język, dbają o to, by dzieci mogły się razem pobawić w tym języku.

Ostatnio z kolei poznałam taką fajną organizację Zebra. Organizują spotkania dla dzieci, gdzie mówi się po polsku. Mają też ciekawą inicjatywę dla polskich mam, w ramach której polskie mamy się spotykają, czytają dzieciom książki po holendersku i w ten sposób się uczą. Jest też sporo organizacji prowadzonych przez Holendrów, dzięki którym Holendrzy mają styczność z Polakami. Istnieje mnóstwo świetnych inicjatyw.

ŁK: Jak przekonałaby Pani czytelników niedziela.nl do pójścia na wybory i zagłosowania na Panią?

- Myślę, że każdy z nas powinien mieć wpływ na swoje życie i na miejsce, w którym mieszka. Jeśli jesteśmy wielką grupą albo uważamy, że coś jest nie tak, powinniśmy mieć wpływ na naszą przyszłość i przyszłość naszych dzieci. To ważne, by był ktoś, kto nas reprezentuje.

Tak się złożyło, że dostałam szansę kandydowania z dobrego miejsca. Wiem jednak, że jeśli nie będziemy głosować czy jeśli nie zdobędę wystarczającej liczby głosów, to przez długi, długi czas nie będziemy mieć żadnego reprezentanta. Z żadnego innego kraju. Nie będzie nikogo z Czech, nie będzie nikogo z Polski, nie będzie nikogo z Bułgarii. Dlatego, że partie powiedzą: nie, to nie działa. Taka jest prawda.

Teraz mamy więc szansę, żeby głosować i mieć wpływ na zmiany. Nawet jeśli nam się wszystko podoba, to mamy szansę na wprowadzenie do rady gminy swojego reprezentanta. Tak, aby ktoś był „w środku”, aby ktoś z nas mógłby wpływać na decyzje związane z naszym życiem, z życiem Polaków w Hadze. W radzie nie będę dla siebie, ale po to, by nas reprezentować.

Rozmawiał Łukasz Koterba

Zagłosuj w holenderskich wyborach samorządowych! 7 polskich kandydatów!! Zameldowani Polacy mogą głosować!!!

Holandia: Nasz głos się liczy! Ambasada RP w Hadze zachęca do głosowania!



WYBORY DO RAD GMIN 2014

Kiedy odbędą się wybory samorządowe?

Tegoroczne gemeenteraadsverkiezingen (tak, tak wyrażenie „wybory do rad gmin” to w języku niderlandzkim prawdziwy językowy łamaniec) odbędą się w środę 19 marca.

Lokale wyborcze czynne będą od 7.30 (w nielicznych przypadkach od jeszcze wcześniejszej godziny) do 21.00.

Co ile lat są organizowane wybory samorządowe?

Wybory samorządowe organizowane są w Holandii co cztery lata. Poprzednie gemeenteraadsverkiezingen odbyły się 3 marca 2010 roku.

W niektórych gminach wybory samorządowe są łączone z innymi głosowaniami, np. referendami, dotyczącymi lokalnych kwestii.

Czy imigranci mogą głosować?

Tak, większość dorosłych imigrantów z krajów UE legalnie przebywających w Holandii może głosować (czyli posiada tzw. aktywne prawo wyborcze). Jeśli chcesz zagłosować w holenderskich wyborach samorządowych, musisz spełnić następujące warunki:

- pochodzić z kraju UE

- mieć co najmniej 18 lat

- nie być pozbawionym praw wyborczych

- być zameldowanym w Holandii 3 lutego 2014 roku (data 3 lutego 2014 roku to dzień, w którym partie i komitety wyborcze muszą dostarczyć listy kandydatów i inne dokumenty komisjom wyborczym. Kto zameldował się 3 lutego lub wcześniej, będzie mógł głosować. Kto później – niestety nie).

Posiadanie holenderskiego obywatelstwa nie jest konieczne, by móc głosować w wyborach samorządowych.

W przypadku imigrantów z państw nienależących do UE, obowiązują inne zasady. Muszą oni np. mieszkać co najmniej 5 lat w Holandii.

Czy imigranci mogą startować w tych wyborach?

Tak, posiadanie holenderskiego obywatelstwa nie jest konieczne, by móc kandydować w niderlandzkich wyborach samorządowych. Warunki, jakie imigranci z innych państw UE muszą spełnić, by móc stać się kandydatem (tzw. pasywne prawo wyborcze) są podobne do tych, jakie należy spełnić, by móc głosować: co najmniej 18 lat, posiadanie praw wyborczych, meldunek w holenderskiej gminie.

Czy dostanę powiadomienie o wyborach?

Tak, w Holandii przed wyborami uprawnieni do głosowania mieszkańcy otrzymują pocztą list z informacją o wyborach oraz tzw. stempas, dokumentem uprawniającym do głosowania. List taki powinieneś otrzymać na co najmniej dwa tygodnie przed wyborami, czyli przed 6 marca 2014 r.

Gdzie mogę głosować?

W liście, który dostaniesz na co najmniej dwa tygodnie przed wyborami, oprócz dokumentu uprawniającego do głosowania stempas, znajdzie się adres najbliższego lokalu wyborczego. Nie musisz jednak koniecznie tam głosować. Można głosować w dowolnym lokalu na terenie gminy, w której mieszkasz.

Co ze sobą zabrać do lokalu wyborczego?

Oprócz stempas do lokalu wyborczego należy zabrać dokument tożsamości. W przypadku Holendrów oraz obywateli innych państw UE może to być dowód osobisty, paszport lub prawo jazdy.

Najnowsze w kategorii: Holandia

Najnowsze Ogłoszenia Wyróżnione


reklama a
Linki