[ENG] By using this website you are agreeing to our use of cookies. [POL] Korzystając z naszej strony, wyrażasz zgodę na używanie przez nas cookies [NED] Door gebruik te maken van onze diensten, gaat u akkoord met ons gebruik van cookies. OK
Amsterdam, Haga, Rotterdam czy mniejsze holenderskie miasteczka i wioski mają swój urok. Czasami człowiek chce się jednak choćby na kilka dni oderwać od holenderskiej rzeczywistości. I pojechać do Paryża. Albo Londynu. Niekoniecznie z holenderskim biurem podróży i przewodnikiem, który mówi tylko po niderlandzku. Dzięki Molenaar Tours polskie wycieczki z polskim przewodnikiem i z wyjazdem z Holandii są możliwe.
W przedostatni kwietniowy weekend wybierałem się z biurem Molenaar Tours do Paryża. Istniejące od 15 lat biuro organizuje regularnie krótkie, najczęściej weekendowe wycieczki do europejskich stolic. Najpopularniejszy jest Paryż, ale Molenaar Tours jeździ też do Londynu czy czasami nawet do Włoch.
Polskie biuro podróży w Holandii
Kiedy opowiadam holenderskim znajomym o Molenaar Tours dziwią się. Jak to, polskie biuro podróży w Holandii? Ale jeśli się trochę zastanowić, fakt, że ktoś wpadł na taki pomysł, wcale nie dziwi. W Holandii mieszkają przecież tysiące Polaków, a niekoniecznie każdy polski imigrant chce podróżować z holenderskim biurem i niderlandzkojęzycznym przewodnikiem. Jasne, większość z nas wyjeżdża z Holandii najchętniej do Polski, ale potrzebę poznawania innych miast i zakątków Europy ma prawie każdy. Skoro w Holandii mamy polskie sklepy, polskich pośredników handlu nieruchomościami, polskich fryzjerów czy polskie restauracje, dlaczego nie miałoby być miejsca również dla polskiego biura podróży?
Molenaar Tours nie jest zresztą wyłącznie „polskim” biurem podróży. Od kilku lat to właśnie zagraniczne wycieczki organizowane dla Polaków mieszkających w Holandii stanowią jedną z głównych gałęzi działalności biura. Istniejąca półtorej dekady firma zaczynała jednak jako biuro podróży organizujące wycieczki do Polski. Założycielka firmy, Teresa Molenaar, chciała pokazać Holendrom, że Polska to wart odwiedzenia kraj z pasjonującą historią, zabytkowymi miastami i przepiękną przyrodą.
Obecnie Molenaar Tours działa na kilku polach. Holendrom pokazuje Polskę, a Polakom z Holandii – resztę Europy. Oprócz tego firma oferuje kilka innych usług. Molenaar Tours pośredniczy w zakupie biletów autokarowych i lotniczych oraz pomaga w rezerwacji hotelów w dowolnym europejskim mieście. Więcej na temat oferty biura dla polskich turystów znajdziemy na stronie www.wycieczki.nl. Molenaar Tours zapewnia, że podróżowanie z tym biurem jest bezpieczne, gdyż jest ono członkiem holenderskiego funduszu gwarancyjnego SGR. Oznacza to pewność uzyskania całej zapłaconej kwoty w przypadku gdyby wycieczka nie doszła do skutku.
Piątek. Z Amsterdamu do Paryża!
O wpół do siódmej rano czekam na placu Stadionplein w Amsterdamie. Autokar przyjeżdża punktualnie, a zawsze uśmiechnięta holenderska pani szofer sprawdza, czy wszyscy są na liście. Lista się zgadza, więc możemy jechać dalej.
Ponieważ Polacy mieszkają w Holandii w różnych regionach kraju autobus kieruje się następnie do Hagi, Rotterdamu i Bredy. Na każdym z przystanków do środka wchodzi grupka rodaków. Po wyjeździe autobus jest zapełniony prawie do ostatniego miejsca, co jest dobrym potwierdzeniem popularności wycieczek organizowanych przez biuro. Z rozmów, jakie współpasażerowie prowadzą ze sobą, dowiaduję się, że niektórzy jadą z Molenaar Tours do Paryża już po raz piąty czy szósty.
Z Amsterdamu do Paryża jest nieco ponad 500 kilometrów, więc podróż trwa kilka dobrych godzin. Ale właśnie dlatego wyjazdy są tak wcześnie rano: by do celu dotrzeć jeszcze w godzinach popołudniowych, tak by jeszcze całe popołudnie, wieczór oraz – jeśli ktoś zechce – noc aktywnie spędzić w mieście.
Przed wjazdem do Paryża stoimy trochę w korkach, ale na miejscu jesteśmy bez wielkiego opóźnienia. W centrum czeka już na nas przewodniczka, Polka od trzydziestu lat mieszkająca w Paryżu i znająca stolicę Francji na wylot. Pogoda jest co prawda taka sobie: trochę mży, chłodno, wieje, ale też co chwilę zdaje się, że w końcu słońce przebije się przez chmury.
Bez względu na pogodę po wyjściu na miasto człowiek od razu czuje się lepiej. Wreszcie poza Holandią, wreszcie na ulicy słyszy się inny język niż charczący niderlandzki (choć trzeba przyznać, że i w Paryżu na Holendrów natknąć się można bardzo często), wreszcie zamiast ciasnych uliczek Amsterdamu czy Hagi, kanałów, setek rowerów na każdym kroku i specyficznej holenderskiej architektury (wszystkie budynki podobne do siebie) coś zupełnie innego: Paryż z jego szerokimi alejami, monumentalną architekturą, dobrze ubranymi snobistycznymi mieszkańcami i kompletnym chaosem na ulicach, gdzie kierowcy i osoby na skuterach nie stosują się do żadnych reguł. Ma to swój urok.
Z polską przewodniczką idziemy najpierw pod Łuk Triumfalny. Już tutaj pierwsze polskie akcenty – na olbrzymim łuku wśród setek nazwisk bohaterów wojen napoleońskich kilka polskich nazwisk: Poniatowski, Kniaziewicz, Zajączek. Choć trzeba przyznać, że francuscy twórcy budowli nie poznali wszystkich tajników polskiej ortografii.
Spod Łuku idziemy na ulicę-wizytówkę Paryża, czyli Avenue des Champs-Élysées, Pola Elizejskie. Oto Paryż w całej okazałości: szeroka aleja pełna drogich sklepów, kawiarń i restauracji, gdzie bywają możni tego świata.
Paryż to nie Gouda czy Venlo, więc nawet jeśli ograniczymy się do centrum poruszanie się piechotą z jednego ważnego miejsca do drugiego zająć może nieco czasu. Ale Molenaar Tours dobrze rozwiązało ten problem: autobus z holenderską panią szofer zawsze jest w pogotowiu i z Pól Elizejskich jedziemy w kierunku kolejnych atrakcji: Placu Zgody, Pałacu Inwalidów, Trocadero i Placu Vendome.
Po drodze nie mogło oczywiście zabraknąć przystanku na podeście z przepięknym widokiem na najsłynniejszą atrakcję miasta, prawdziwy symbol Paryża: wieżę Eiffla. Nawet w lekkiej mgle i przy mżawce świetnie ją stąd widać. Jedyne, co utrudnia robienie zdjęć to nie pogoda, ale uliczni sprzedawcy pamiątek. Grupka czarnoskórych handlarzy z Eifflami we wszystkich możliwych rozmiarach nie odpuszcza nas na krok. Nawet kiedy jesteśmy w autobusie próbują wejść do środka. – Tanio, Ewelina, dawaj, pięć euro… - targują się, posługując się kilkoma polskimi słowami, których się nauczyli.
Dzień kończymy na Montmartre, wzgórzu z przepięknym widokiem na miasto i białą bazyliką Sacré-Cœur. Montmartre słynie z artystycznej atmosfery oraz przyjemnych kawiarń i restauracyjek. Kto planował coś zjeść lub kupić obraz czy grafikę z panoramą miasta, ten znalazł się we właściwym miejscu.
Po wielogodzinnej jeździe autobusem i kolejnych kilku godzinach chodzenia po mieście, czas na powrót do hotelu. Z Montmartre jedziemy kilka kilometrów na południowy wschód, do hotelu Ibis leżącego tuż na granicy Paryża i przedmieść. Sam hotel znajduje się po wschodniej stronie obwodnicy Boulevard péripherique de Paris (Bulwaru Peryfyjnego), już nie w Paryżu, ale w gminie Montreuil. Ale najbliższa stacja metra z szybkim połączeniem z centrum znajduje się kilka minut piechotą od hotelu, po drugiej stronie Bulwaru Peryfyjnego. Spacerując wieczorem po okolicy odkryć możemy inne oblicze Paryża niż to z eleganckiego centrum.
Dzień drugi, czyli od Szopena po Sekwanę
Po noclegu w pokojach o przyzwoitym standardzie i po bardzo obfitym śniadaniu (wliczonym w cenę wycieczki) w hotelowym bufecie czas na rozpoczęcie pierwszego pełnego dnia w Paryżu.
Program jest bardzo bogaty, choć oczywiście każdy może w każdej chwili odłączyć się od grupy i zwiedzać miasto na własną rękę. Organizatorzy zadbali także o program alternatywny dla tych, którzy od poznawania Paryża wolą jednodniową wizytę w Disneylandzie. W przypadku naszej wycieczki na Disneyland decyduje się jedynie dwójka uczestników.
Dzień zaczynamy od kolejnego polskiego akcentu: na jednym z najsłynniejszych cmentarzy świata, Pere Lachaise, zatrzymujemy się przy grobie najbardziej chyba znanego polskiego mieszkańca Paryża: Fryderyka Szopena. Kto na Pere Lachaise spędzi więcej czasu natknie się i na inne nagrobki z polskimi nazwiskami. Oraz na miejsca spoczynku innych sław muzyki, literatury czy sztuki.
Na zatrzymanie się przy grobach pisarzy Oscara Wilde’a czy Balzaca czasu nie mamy, ale przed grobem gwiazdy rocka Jima Morissona, położonym zresztą niedaleko miejsca spoczynku Szopena, przystajemy. Inaczej niż w przypadku polskiego kompozytora, grób jest odgrodzony. Ze względów bezpieczeństwa, gdyż charyzmatyczny Morisson nawet po śmierci wywoływał u swych fanów ekstremalne reakcje. Wielbiciele muzyka zażywali na jego grobie narkotyki i uprawiali seks.
Z cmentarza Pere Lachaise jedziemy autobusem do centrum, gdzie zwiedzamy dzielnicę łacińską (Quartier latin). To tutaj znajduje się główny gmach najlepszego francuskiego uniwersytetu, Sorbony oraz Panteon, będący miejscem spoczynku zasłużonych dla Francji, wybitnych postaci – w tym naszej Marii Skłodowskiej-Curii (jedynej kobiety w tym elitarnym gronie).
Następnie wchodzimy do gigantycznej katedry Notre Dame, znanej głównie z głośnej książki Dzwonnik z Notre Dame Victora Hugo oraz licznych ekranizacji tej powieści. Budowa katedry trwała prawie dwa wieki i ukończono ją ponad 650 lat temu. Stojąc przed tą olbrzymią budowlą oraz podziwiając wnętrze katedry aż trudno uwierzyć, że zbudowano ją w XII-XIV wieku.
Później udajemy się do Parku Luksemburskiego, rozciągającego się przed największym muzeum świata, Luwrem. Na zwiedzenie całego Luwru nie starczyłby tydzień, więc kiedy jesteśmy już w środku, każdy musi zdecydować, co dla niego jest najciekawsze. Większość udaje się w kierunku najważniejszych atrakcji: Mona Lisy Leonardo da Vinci, Nike z Samotraki czy Wenus z Milo. Ponieważ ów „standardowy program” już niegdyś zaliczyłem, idę do mniej zatłoczonej części muzeum: tej z malarstwem holenderskim i flamandzkim.
Przez moment czuję się jakbym był w haskim Mauritshuis, amsterdamskim Rijksmuseum czy muzeum Fransa Halsa w Haarlemie. Luwr dysponuje świetną kolekcją arcydzieł starych mistrzów niderlandzkich. Gwoździem programu są dwa płótna Vermeera (w tym słynna Koronczarka), sala z portretami Rembrandta oraz liczne dzieła Rubensa. W tej części Luwru częściej niż francuski, angielski czy japoński słyszy się niderlandzki – jak widać nie jestem jedynym turystą z Holandii, który w Luwrze udał się do sal z Rembrandtami i Vermeerami.
Po wizycie w Luwrze i czasie wolnym większość grupy udaje się na rejs po Sekwanie; pozostali, w tym ja, zwiedza miasto na własną rękę. Paryż to idealne miasto, by się w nim zgubić. Z jednej strony wydaje się być o wiele bardziej „przejrzystym” miastem niż na przykład Amsterdam. Szerokie aleje i wielkie place dzielą przestrzeń na osobne kwartały, na pierwszy rzut oka wydaje się to bardzo przejrzyste. W pełnych kanałów i podobnych do siebie kamieniczek holenderskich miastach czasem trudno odróżnić jedno miejsce od drugiego, a pierścieniowe centrum Amsterdamu nie pomaga w orientacji. Patrząc na mapę Paryża ma się wrażenie, że z każdego punktu A prawie że w linii prostej dojść można do dowolnego punktu B; rzecz w pełnym wodnych przeszkód Amsterdamie niespotykana.
Mapy to jednak tylko mapy i umyka w nich pewien szczegół: Paryż jest ogromny. „Julien Green porównał plan współczesnego Paryża z ludzkim mózgiem – czytam w Stadsliefde, Miejskiej miłości, książce holenderskiego pisarza Adriaana van Disa o Paryżu – Pamięć znajduje się według Greena w dzielnicy de Marais, dzielnica Saint-Germain to intelekt, zdolności matematyczne leżą przy Giełdzie, a kapryśna Sekwana ma być podświadomością”.
Udaję się zatem do de Marais, gdzie na jednej z uliczek natykam się na grupkę transwestytów, udających się do gejowskiego klubu, a kilkadziesiąt sekund później znajduję się w kwartale żydowskim, pełnym tradycyjnych żydów w czarnych płaszczach i z długimi brodami. Oto Paryż w całej jego różnorodności. W jednej z kawiarń wypijam kieliszek wina i kosztuję francuskie sery, następnie robię trochę zdjęć wzbudzającemu skrajne emocje budynkowi muzeum Centre G. Pompidou. Zanim w nocy wrócę do hotelu jeszcze kilka razy się zgubię, wsiądę do nie tego co trzeba metra, przewinę się przez kilka paryskich pubów i kawiarni (wino, również po to jedzie się do Paryża!) i przeczytam kilka rozdziałów paryskiej książki Van Disa. Szkoda, że ostatnie metro na wschód odjeżdża przed pierwszą w nocy.
W hotelu rozmawiam z pozostałymi uczestnikami wycieczki: również oni ciekawie spędzili czas; wieczorny rejs po Sekwanie wzdłuż największych, pięknie oświetlonych atrakcji miasta zawsze robi wrażenie.
Dzień trzeci: wieża Eiffla i z powrotem do Holandii
Po jeszcze obfitszym śniadaniu niż dzień wcześniej czas powoli żegnać się z Paryżem. W każdym bądź razie z hotelem. Zanim wszyscy uczestnicy wycieczki dotrą z bagażami do autobusu, mija trochę czasu: wiadomo, ostatnia noc w Paryżu bywa czasami długa. W dobrych nastrojach opuszczamy Montreuil i kierujemy się w kierunku głównego symbolu Paryża, wieży Eiffla.
Zanim wejdzie się do środka, trzeba swoje odstać, ale widzimy, że szykuje się piękny dzień. Mżawka i wiatr ustały, pojawia się słońce. Jedni wyjeżdżają na sam szczyt wieży (276 m), by podziwiać najpiękniejszą panoramę miasta, inni ograniczają się do poziomu pierwszego czy drugiego. Jeszcze inni szybko schodzą na dół i spacerują po Polach Marsowych rozciągających się przed wieżą. Ostatni ciepły posiłek w Paryżu, ostatnie kupione pamiątki, ostatnie zdjęcie wieży…
Autobusem wracamy raz jeszcze do centrum, gdzie w okolicach starej opery część grupy udaje się do muzeum perfum (wstęp gratis), a inni urządzają sobie ostatnią przechadzkę po mieście. Punktualnie o wpół do trzeciej wyjazd. Trasa ta sama, przez Bredę, Rotterdam i Hagę do Amsterdamu.
Dwie noce i trzy dni, z czego jedynie jeden pełen dzień – to jak na Paryż oczywiście mało. Na szczęście Molenaar Tours do stolicy Francji jeździ regularnie.
Autobus zatrzymuje się na Stadionplein, ostatni podróżni wysiadają. Z małą walizeczką wsiadam na rower i jadę do mieszkania na południu miasta. Po trzech dniach w Paryżu Amsterdam robi wrażenie małej, spokojnej wioski.
25.05.2013 Łukasz Koterba, Niedziela.NL
< Poprzednia | Następna > |
---|
Najnowsze Ogłoszenia Wyróżnione
Kat. Tłumacze
więcej na ogłoszenia.niedziela.nl
Kat. Transport - busy
więcej na ogłoszenia.niedziela.nl
Komentarze
Niesamowite przeżycie
i niesamowity kierowca autobusu
pan Herman
Hotel spoko 3* Ibis
Nie mogę się doczekać następnych
przygód z tą firmą.
TY TAK SERIO?
ja bylam w ten wekend moze taniej bylo ale zobaczylam tylko wieze bo dalej nie mozna bylo nigdzie zaparkowaczero wolnego miejsca parkingowego ,napewn skorzystam z takiej wycieczki :)
Cóż Łukasz zawsze był prowokacyjny.Pozdrawiam.
Jezeli sie jedzie w miejsca ktorych wycieczka nie obejmuje to tak, ale z drugiej strony ja nie mam czasu na to zeby sobie wyszukiwac hoteli, dojazdu i przeszukiwac godzinami przewodniki zeby potem cos zobaczyc a nie lazic bez sensu. Mam tylko wolny weekend i chce zobaczyc tyle ile sie da. Takie wycieczki sa skierowane do takie grupy ludzi jak ja, juz studentem nie jestem, chce zeby mnie wszedzie zawiozl autokar. Bylem na takiej wycieczce w Londynie, nie wiem o co ci chodzi z kolei ze starymi autokarami bo byly nowe normalne autokary, tutaj juz przesadzilas.
Komar lepsiejszy