Temat dnia, Holandia: Populiści będą rządzić Holandią? Oto możliwe scenariusze

Temat Dnia

Fot. Stoqliq / Shutterstock.com

Wyniki wyborów parlamentarnych w Holandii zaskoczyły komentatorów, a wyraźne zwycięstwo nacjonalistyczno-populistycznej Partii Wolności PVV oznacza, że Holandia jeszcze bardziej skręciła w prawo.

Już od dekad Holandią rządzą przeważnie prawicowe, centroprawicowe lub liberalno-prawicowe koalicje. Od 1977 r. Holandia miała tylko jednego lewicowego premiera, Wima Koka w latach 1994-2002.

Na prawo patrz!


Teraz jednak skręt w prawo jest spektakularny, bo pierwsze miejsce w środowych wyborach zajęło skrajnie prawicowe PVV. Ugrupowanie Wildersa będzie mieć w 150-osobowym sejmie Tweede Kamer 37 mandatów.

Holenderska scena polityczna od lat jest bardzo rozdrobniona, a krajem wiatraków od dekad rządzą koalicje. Teoretycznie partia, która uzyskała najwięcej głosów w wyborach, wcale nie musi utworzyć rządu. Możliwe są też scenariusze, w których kilka mniejszych partii uciuła większość, a PVV wyląduje w opozycji. Wydaje się to jednak mało prawdopodobne: wygrana PVV jest tak wielka, że trudno ją zignorować.

Wilders już pod koniec kampanii wyborczej złagodził język i rzadziej mówił o islamie, a częściej o ograniczeniu liczby uchodźców i polityce socjalnej. Także po ogłoszeniu wyników exit poll starał się prezentować mniej radykalnie. To jasny sygnał: Wilders chce współrządzić i szuka partnerów do koalicji.

Do większości rządowej potrzeba w Holandii 76 mandatów. Wilders potrzebuje więc koalicjantów, którzy mają razem co najmniej 39 miejsc w nowym sejmie. Kto wchodzi w grę?

Potencjalni koalicjanci Wildersa

Już przed wyborami o współpracy z PVV mówiła liderka Partii Rolników i Obywateli BBB Caroline van der Plas. Podobnie jak PVV to partia protestu, krytyczna wobec polityki klimatycznej i prezentująca się jako „partia zwykłych ludzi”. BBB uzyskało w środę 7 mandatów, więc koalicja PVV z BBB miałaby w sumie 44 mandatów. To wciąż o 32 za mało do większości.

O współpracy z PVV mówiła w kampanii również Dilan Yesilgöz, nowa liderka liberalnego VVD. Dotąd na czele VVD stał premier Mark Rutte, ale Rutte przed tymi wyborami ogłosił, że odejdzie z krajowej polityki. Rutte, po niezbyt udanym epizodzie współpracy parlamentarnej z Wildersem w latach 2010-2012, od ponad dekady wykluczał współpracę rządową z PVV.

Yesilgöz w trakcie tej kampanii wyborczej odeszła od tej „doktryny”. Liczyła, że jej partia na tym zyska, bo stanie się w oczach wyborców bardziej przekonująca w kwestii ograniczenia imigracji.

Najbardziej na tej deklaracji zyskał jednak Wilders, który dla wielu wyborców stał się nagle wiarygodnym politykiem, z realnymi szansami na udział w rządzie. W ostatnich dniach kampanii Yesilgöz znów zaczęła odcinać się od ewentualnej współpracy z Wildersem, ale było już za późno. PVV zyskiwało w sondażach, a VVD traciło.

Wszystko to pokazuje jednak, że stosunek VVD do PVV jest ambiwalentny i pozostaje niejasne, czy VVD jest gotowe do koalicji z PVV czy nie. Zapewne gdyby to VVD wygrało wybory, a Yesilgöz miała szanse na funkcję szefowej rządu, to VVD chętniej przystąpiłoby do koalicji z PVV.

Teraz jednak to PVV jest największe, a VVD miałoby być „młodszym partnerem” w takim układzie. To dla VVD dużo mniej komfortowa sytuacja, ale z drugiej strony perspektywa przejścia do opozycji wydaje się jeszcze mniej atrakcyjna.

Poza tym już po wyborach Yesilgöz mówiła o tym, że głos wyborców trzeba potraktować poważnie. Aby tak się stało, to PVV musi utworzyć rząd - a do tego potrzebne jest wsparcie VVD.

Jeśli więc VVD (24 mandaty) będzie gotowe na wspólny rząd z PVV, to teoretyczna koalicja PVV-BBB-VVD miałaby w sumie 68 mandatów. To wciąż o 8 za mało do większości.

UPDATE: W piątek 24 listopada Yesilgöz poinformowała, że VVD nie wejdzie do wspólnego rządu z PVV, ale ewentualnie jest gotowe wesprzeć taki rząd w parlamencie.

Odcinał się od PVV, ale może pomóc

Czwartym partnerem mogłaby zostać Nowa Umowa Społeczna NSC. To nowe ugrupowanie, założone dopiero kilka miesięcy temu przez popularnego posła Pietera Omtzigta, przez lata członka chadeckiego CDA.

Omtzigt chce państwa bardziej przyjaznego obywatelom, reformy systemu politycznego i ograniczenia imigracji. Część komentatorów określa NSC jako ugrupowanie chadeckie, z dodatkiem „miękkiego populizmu”, przemawiające do wyborców rozczarowanych rządami premiera Rutte, ale dla których Wilders czy BBB są zbyt radykalne.

NSC, przynajmniej na papierze, wydaje się pasować do ewentualnej prawicowej koalicji rządowej, ale są też problemy. Omtzigt w trakcie kampanii odcinał się od Wildersa i mówił, że nie wyobraża sobie współpracy z partią, która ma postulaty sprzeczne z konstytucją. Chodziło mu między innymi o zakaz koranu czy zamykanie meczetów, a tego kiedyś domagał się Wilders.

Lider PVV jednak tuż przed wyborami złagodził retorykę i mówił, że jest gotów do kompromisu. Także Omtzigt w trakcie wieczoru wyborczego nie odcinał się tak zdecydowanie od ewentualnej współpracy z Wildersem.

Gdyby więc do układu PVV-BBB-VVD dodać NSC (20 mandatów), to uzyskamy koalicję z 88 mandatami w Tweede Kamer. To wyraźna większość. Teoretycznie BBB można pominąć, bo trzypartyjna koalicja PVV-VVD-NSC także ma większość (81 mandatów). BBB ma jednak pewien dodatkowy atut: partia ta wygrała tegoroczne wybory do senatu.

W Holandii senat nie odgrywa bardzo wielkiej roli politycznej, ale brak większości w pierwszej izbie może utrudniać rządzenie. Senat w Holandii liczy 75 miejsc, a większość to 38 mandatów.

Koalicja PVV-VVD-NSC miałaby w senacie jedynie 14 mandatów. Samo BBB ma tam 16 mandatów, więc koalicja PVV-VVD-NSC-BBB to już 30 mandatów. Wciąż za mało do większości, ale gdyby takiej koalicji udało się uzyskać w senacie wsparcie partii chadeckich CDA (6 mandatów w senacie) i CU (3 mandaty), to większość już by była.

A może rząd bez PVV?

Oczywiście koalicja PVV-VVD-NSC-BBB to tylko jeden możliwy scenariusz. Można sobie też wyobrazić rządy mniejszościowe i to w bardzo różnych konfiguracjach. Możliwy jest np. rząd mniejszościowy PVV, BBB i VVD przy ewentualnym wsparciu parlamentarnym NSC lub odwrotnie: PVV, BBB i NSC ze wsparciem parlamentarnym VVD, itp.

Teoretycznie możliwe są też scenariusze, w których zwycięzca wyborów, czyli PVV, w ogóle nie wchodzi do koalicji. „Koalicja środka”, obejmująca liberalne VVD (24 mandaty), lewicowy komitet Zielonej-Lewicy i Partii Pracy PvdA (25 mandatów), NSC (20 mandatów) oraz progresywne D66 (9 mandatów) miałaby łącznie 78 miejsc w Tweede Kamer, czyli niewielką większość.

Taki rząd byłby koalicją trzech mainstreamowych ugrupowań z „umiarkowaną partią protestu” Omztigta. Połączenie programów lewicowej Parii Pracy i Zielonej Lewicy z jednej strony, a liberalnego VVD czy chadeckiego NSC byłoby jednak bardzo trudne.

Poza tym taka koalicja uchodziłaby za kolejny „mainstreamowy, centrowy rząd” i pomijałaby wielkiego zwycięzcę wyborów, czyli PVV. Wilders wylądowałby w opozycji, mógłby mówić o „elitach, które ukradły wyborcze zwycięstwo” i być może w kolejnych wyborach uzyskałby jeszcze lepszy wynik.

Z kolei szanse na utworzenie lewicowego lub centrolewicowego rządu są praktycznie żadne. Do Tweede Kamer dostało się sześć komitetów, które można uznać za lewicowe lub progresywne. Mają one jednak w sumie jedynie 47 mandatów, czyli o 29 za mało do większości.

Wygrali, ale czy sprawdzą się w rządzie?

Mieszkańcy Holandii obudzili się w czwartek w nowej politycznej rzeczywistości. Spektakularna wygrana PVV to dla wielu ludzi szok. Szczególnie mieszkańcy nieholenderskiego pochodzenia obawiają się tego, co zwycięstwo Wildersa może zmienić w Holandii.

Pamiętać jednak należy, że Holandią zawsze rządzą koalicje i podobnie będzie teraz. Wilders nie będzie mieć całej władzy, a w tej chwili nadal nie jest pewne, czy w ogóle uda mu się zebrać większość. PVV poparło w środę około 25% wyborców. To dużo, ale to jednocześnie oznacza to, że trzy czwarte głosujących wybrało inne partie.

Teraz w Holandii rozpocznie się skomplikowany proces negocjacji koalicyjnych. Może on potrwać bardzo długo, a w tym czasie krajem zarządzać będzie zdymisjonowany rząd premiera Marka Rutte. Negocjacje nad utworzeniem ostatniego rządu Marka Rutte były rekordowo długie i trwały prawie dziesięć miesięcy. Także teraz może to sporo potrwać.

Ewentualne utworzenie koalicji rządowej z PVV nie musi też oznaczać, że Wilders zostanie premierem. Jest on tak bardzo kontrowersyjną postacią, także poza granicami Holandii, że możliwy jest scenariusz, w którym PVV będzie współrządzić, ale Wilders pozostanie w parlamencie i premierem będzie ktoś inny.

Dodać też trzeba, że w Holandii rządy dosyć często upadają przed czasem. Politycy PVV, BBB czy NSC w większości nie mają doświadczenia rządowego, a liderzy tych partii czują się dobrze przede wszystkim w opozycji, gdzie mogą krytykować i recenzować rząd.

Wzięcie odpowiedzialności za kraj oznacza, że trzeba będzie podejmować trudne, nieraz bolesne decyzje oraz reagować na bieżące kryzysy i afery. Nawet jeśli więc powstanie nowy rząd z udziałem PVV, to nie jest pewne, czy przetrwa on cztery lata.

Jedno jest pewne: nadchodzące dni, tygodnie i miesiące będą w holenderskiej polityce bardzo ciekawe.

24.11.2023 Niedziela.NL // fot. Stoqliq / Shutterstock.com

(łk)


Komentarze 

 
0 #3 Emil 2023-11-25 12:28
Liczę, że nowa koalicja holenderskich partii będzie tak dobra jak poprzednia i będziemy nadal żyli jak pączki w maśle w naszym ulubionym regionie Unii Europejskiej.
Cytuj
 
 
0 #2 Alien 2023-11-24 22:58
Dotychczas rządzili nie populiści i poziom życia spadał z roku na roku na rok. Jeśli ktoś zagraża mainstreamowi to jest nazywany populistą, wg nich obniżanie podatków, rezygnacja z wydawania miliardów na absurdalną politykę azotową i wojnę to populizm.
Cytuj
 
 
+5 #1 emigrant 2023-11-24 15:36
bez paniki, poprostu musimy wyjechac do pl, to nie polska i nikt holandii nie bedzie gnebil za prawicowy rzad, timmermeans woli ebac polakow, ale holendrzy maja szacunek , nikt im zlego slowa nie powie, a juz na pewno ten portal
Cytuj
 

Dodaj komentarz

Kod antysapmowy
Odśwież

Najnowsze Ogłoszenia Wyróżnione


reklama a
Linki