Ciepłe myśli na holenderską niedzielę: Małe kobietki (cz. 124)

Ciepłe myśli

fot. Shutterstock

Małe kobietki

W ubiegłym tygodniu w felietonie do naszej porannej kawy pisałam o tym, że w części Holandii, w której mieszkam, zaczęły się wakacje wiosenne. Dziś właśnie się kończą. Jutro moja córka znów rozpocznie zajęcia w szkole. W czasie wakacji nigdzie nie wyjeżdżaliśmy i niczego specjalnego nie planowałyśmy. Niczego poza jedną rzeczą. Obie bardzo chciałyśmy iść do kina na film „Małe kobietki” (ang. „Little Women”).

Dla czytelników, którzy nie wiedzą, o czym mowa, wyjaśniam, że jest to amerykański dramat filmowy z 2019 roku w reżyserii Grety Gerwig. Obecnie wyświetlany jest w kinach na całym świecie. Scenariusz filmu powstał na podstawie XIX-wiecznej powieści Louisy May Alcott pod tym samym tytułem.

Poszłyśmy. Chciałabym w tym miejscu napisać dziennikarską recenzję w pełni subiektywną. Pragnęłabym użyć kwiecistych słów a w głowie mam tylko achy i ochy. Jedyne, co przychodzi mi do głowy to: ten film jest cudowny! Oddaje atmosferę książki i daje coś więcej. Coś, co mimo tego, że ubrane w kostiumy sprzed dwóch wieków, nadal jest niezwykle aktualne. Bardzo się cieszę, że moja córka też to dostrzegła.

Każda z nas miała inny powód, dla którego chciała zobaczyć ten film. „Małe kobietki” to jedna z moich ulubionych książek z przeszłości (dawnej) a moja córka chciała zobaczyć aktora wcielającego się w rolę Laurie Laurence, sąsiada i przyjaciela głównych bohaterek. Z tego, co zrozumiałam Timothée Chalamet jest obecnie bożyszczem nastoletnich tłumów.

Ze względu na wakacje, mogłyśmy pójść do kina na wcześniejszy seans. Chyba pierwszy raz oglądałam film na wielkim ekranie o 11.00 rano. W kinie nie było wielu widzów, pewnie nie tylko z powodu wczesnej godziny, ale również, dlatego że film wyświetlany jest w holenderskich kinach kilka razy dziennie już od początku lutego.

„Małe kobietki” to opowieść o niezwykłej więzi, która łączy siostry Jo, Mag, Amy i Beth. To jednak opowieść o czymś znacznie ważniejszym i większym, to historia kobiecej siły, niezależności i samodzielności. Od XIX wieku zmieniło się wiele, jeśli chodzi o prawa kobiet, ale nie tak wiele, jeśli mowa o mentalności społeczeństw.

Będąc w kinie pomyślałam, że gdy po raz pierwszy czytałam tę książkę, byłam młodsza od mojej córki dziś. Sama byłam niczym mała kobietka, już wtedy czytając powieść Louisy May Alcott miałam nadzieję, że będę kiedyś jak Jo. Jej marzenia były moimi marzeniami. Teraz siedząc w kinie byłam bardziej jak mama głównych bohaterek. Obok mnie siedziała jednak mała kobietka, w której dostrzec potrafię cechy wszystkich czterech sióstr. Czasy się zmieniają, opowieści pozostają te same.

Po filmie poszłyśmy na zakupy do polskiego sklepu a potem jeszcze długo rozmawiałyśmy o tym, co widziałyśmy na ekranie. Moja córka była zachwycona historią a ja pewnego rodzaju podróżą w czasie. Znów ożyły uczucia sprzed lat, gdy czytałam tę opowieść po raz pierwszy. Dyskutowałyśmy o wyborach bohaterek i sposobie przedstawienia historii przez reżyserkę. Kocham takie chwile!

Co prawda sama autorka o swojej książce mówiła, że jest to „umoralniająca papka dla młodych”, jednak reżyserce udało się stworzyć wyjątkowy film. Prawdopodobnie, dlatego że korzystała z bardziej feministycznych interpretacji powieści. Zrobiła to jednak w sposób, który chyba dobrze określiła moja córka: „bardzo subtelnie, bez nachalnego feminizmu”.

To smutne, że społeczeństwa rozwinęły się tak bardzo od tamtych czasów, a głosy nawołujące do równouprawnienia są nadal potrzebne. To przykre, że z biegiem lat nie stało się to już oczywistością. Dlatego chyba takie filmy są potrzebne, aby o tym przypominać.

Rozmawiałyśmy bardzo długo. Wspomniałam jeszcze, jak kiedyś czytałam tę książkę i wyobrażałam sobie wszystkie siostry. Jak fascynowała mnie niezależność Jo. Jak z czasem filmowe i serialowe adaptację zatarły te obrazy, zmieniając je w aktorską wersję. Wtedy moja nastolatka zadeklarowała - Mamo, ja też chcę przeczytać tę książkę! – Uśmiechnęłam się pod nosem, bo już ją dla niej zamówiłam.

Widzimy się za tydzień... przy porannej kawie.


23.02.2020 Niedziela.NL


(as)


Komentarze 

 
+1 #1 Barbara 2020-02-24 14:27
Musze i ja wybrac sie na ten film, ksiazke znam.
Cytuj
 

Dodaj komentarz

Kod antysapmowy
Odśwież

Najnowsze Ogłoszenia Wyróżnione


reklama a
Linki