[ENG] By using this website you are agreeing to our use of cookies. [POL] Korzystając z naszej strony, wyrażasz zgodę na używanie przez nas cookies [NED] Door gebruik te maken van onze diensten, gaat u akkoord met ons gebruik van cookies. OK
Wielokrotnie pisaliśmy o problemach mieszkaniowych Polaków, pracujących w holenderskich biurach pracy. Obecnie agencje coraz częściej decydują się na kwaterowanie polskich pracowników w dużych ośrodkach. Stare klasztory czy opuszczone bazy wojskowe stają się domem setek przybyszów z Europy Środkowej i Wschodniej. Takie rozwiązanie podoba się nie tylko agencjom – które dzięki temu mają wszystkich pracowników pod ręką i łatwiej mogą kontrolować, co robią – ale i lokalnym władzom. Gminy wolą by - w ich oczach często “problematyczni” - obcokrajowcy znaleźli się poza centrami miast i wiosek. Także wielu pracowników woli spokojniejsze życie w ośrodku, niż tułanie się od jednego “domku” do drugiego. Czy zatem “polskie wioski” to świetne rozwiązanie? A może również zagrożenie – które zakończy się powstaniem “polskich gett”, gdzie oko Wielkiego Brata dzięki dziesiątkom kamer kontrolować będzie każdy ruch mieszkańców?
Sprawa dużych polskich osiedli, zakładanych przez agencje pracy, zainteresowała holenderską opinię publiczną. Popularny dziennik “de Volkskrant” umieścił w weekendowym wydaniu z 12 lutego (w dodatku “het Vervolg”) olbrzymi reportaż na ten temat. Dziennikarze gazety – Alex Burghoorn i Charlotte Huisman – udali się m.in. do Wateringen, gdzie w byłym biurowcu, w pobliżu szklarń i autostrady A4, mieszka około 300 Polaków.
Ośrodek prowadzony jest od trzech lat przez agencję Groenflex i Jacoba Jana Vijna, zajmującego się rynkiem nieruchomości. Pracownicy za dnia zbierają w szklarniach warzywa lub ścinają kwiaty, po południu wracają do “hotelu” busikami, dostają ugotowany przez polskiego kucharza obiad, a następnie spędzają wieczór i noc w odciętym od reszty świata ośrodku.
Co można tu robić? “Po obiadokolacji spotykają się w przeznaczonych dla wszystkich mieszkańców pomieszczeniach – piszą dziennikarze – Pali się tutaj bez przerwy. Telewizja nastawiona jest na program z polskimi teledyskami. Dla tych, którzy są zainteresowani, zaczyna się lekcja niderlandzkiego. Inni zabijają czas, grając w bilarda lub w piłkarzyki. O jedenastej, zgodnie z życzeniem pracodawcy, gasną światłą: jutro znów trzeba wcześnie wstać”.
Przede wszystkim praca
Idealna sytuacja? Nie do końca. “To oczywiście nie są pięciogwiazdkowe hotele”, przyznają przedstawiciele jednego z biur pośrednictwa pracy. “Przyjechaliśmy tu, żeby pracować, a nie żeby się dobrze bawić” – dodaje dwudziestoczteroletni Marcin z hotelu w Wateringen. Także wielu jego kolegów ma podobne podejście: jesteśmy tu przede wszystkim po to, by zarabiać dla siebie i dla swoich rodzin. To, że dostajemy obiad i mieszkając z rodakami możemy poczuć się trochę jak w Polsce, to oczywiście plus. Ale najważniejsza jest praca i pieniądze. Jeśli w innym kraju, np. w Norwegii czy w Niemczech, pojawią się szanse na lepsze zajęcie lub wyższe wynagrodzenie, wtedy wielu z tych polskich pracowników opuści Holandię - konkludują dziennikarze “de Volkskrant”.
Oprócz zalet są i minusy. Mieszkając w trójkę lub w czwórkę w małym pokoiku nietrudno o napięcia i konflikty. “Kiedy gasimy światła, jakiej słuchamy muzyki, czy można się kąpać, kiedy inni już śpią? Na zewnątrz nie wychodzą prawie w ogóle - w Holandii nie znają drogi. Niektórzy z nich nazywają swoje miejsce pobytu Alcatraz, nawiązując do słynnego amerykańskiego więzienia na wyspie”.
Czy jednak przed powstaniem owego “Alcatraz” było lepiej? Zanim agencja Groenflex zaczęła umieszczać swoich pracowników w kompleksie w Wateringen, robotnicy mieszkali w 26 domkach rozrzuconych po całej okolicy. Nie podobało się to władzom gminnym, które dostawały skargi na temat “głośnych i pijanych Polaków”, a także samej agencji. “Dramat logistyczny”, przyznają przedstawiciele Groenflex. Przywożenie do i odwożenie z pracy zajmowało godziny, co nie podobało się nie tylko agencji (wyższe koszty), ale i pracownikom (strata czasu).
Polskie ośrodki – holenderski trend
Likwidując liczne “polskie domki” w okolicznych miasteczkach i decydując się na jeden duży ośrodek z dala od terenów zamieszkałych przez Holendrów, agencja upiekła dwie pieczenie na jednym ogniu. Gminy nie narzekają na “problematycznych” Polaków, gdyż ci zwyczajnie (poza pracą) nie mają kontaktu z holenderskim społeczeństwem, a agencja ma wszystkich pracowników na wyciągnięcie ręki, co bardzo ułatwia logistykę i planowanie.
I to właśnie tego typu wielkie ośrodki dla zagranicznych pracowników poza centrami miast mają dużą przyszłość, przyznają znawcy rynku. “To trend – mówi Jurriën Koops z branżowej organizacji ABU – To łatwiejsze w organizacji i kontroli”. Dlatego w ślady Groenflex podążają inne agencje. Pośrednik pracy Exotic Green przebudował w Welberg (okolica Bergen op Zoom) klasztor, w którym zamieszka 400 robotników. Także jedna z największych agencji, OTTO Work Force, zdecydowała się na podobne rozwiązanie.
Jednocześnie zmienia się podeście gmin w tej kwestii. Ponieważ władze ogólnokrajowe wciąż nie zauważają sprawy rosnącej liczby imigrantów z nowych państw Unii Europejskiej, to właśnie na gminy spadł obowiązek przyjrzenia się tej kwestii. “Obecnie panuje przekonanie, że gminy jeszcze latami będą miały do czynienia z tą nową grupą imigrantów zarobkowych” – przyznaje Frea Broekman ze Związku Gmin Holenderskich.
Więcej imigrantów, więcej gett?
W 2009 oficjalna liczba imigrantów z państw Europy Środkowej i Wschodniej wyniosła w Holandii 115 tysięcy. Jak przewiduje Holenderska Królewska Akademia Nauk w 2025 roku zwiększyć się ona może nawet do 438 tysięcy. Dlatego gminy powinny się sprawą nowej fali imigrantów interesować nie tylko wtedy, gdy dochodzi do poważnych nadużyć czy problemów, ale także np. przy tworzeniu nowych planów zagospodarowania przestrzennego – przekonują przedstawiciele biur pracy.
Czy ośrodki dla setek imigrantów są zatem lekiem na wszystkie problemy? Cytowany w “de Volkskrant” młody polski socjolog, Michał Karczemski, widzi to inaczej. “Biura pośrednictwa pracy świadomie umieszczają ludzi poza społeczeństwem, dzięki czemu mogą ich lepiej kontrolować”. Karczemski w ramach studiów na uniwersytecie w Nijmegen od półtorej roku prowadzi razem z Holenderką Anne Boer badania polskiej społeczności w Holandii.
“Wraz z tymi masowymi ośrodkami mieszkalnymi tworzy się getta, przez co powstają problemy. W wyniku monotonii życia w takim ośrodku ludzi zaczynają np. częściej pić. Nie mają możliwości lepszego poznania kraju, w którym żyją. Holandia popełnia teraz ten sam błąd, jak wtedy, gdy stymulowała powstawanie gett tureckich i marokańskich” – podsumowuje Karczemski.
Wioska i kontenery OTTO
W drugiej części reportażu w “de Volksrant” przenosimy się w okolice granicy holendersko-niemieckiej, do Laarbruch, gdzie w byłych budynkach wojskowych ośrodek dla zagranicznych robotników otworzyła agencja OTTO Work Force. Mieszka tam około tysiąca Polaków, Czechów, Słowaków i Węgrów.
“Po szybkiej podróży drogą E31 białe busiki agencji dowożą zamówionych pracowników firmom w północnej Limburgii i wschodniej Brabancji. Poza godzinami pracy robotnicy przebywają, otoczeni rozpościerającymi się polami i wysokimi drzewami, poza zasięgiem wzroku Holendrów, dla których w magazynach pakują zamówienia i paczki” – opisują nieco poetycko życie Polaków w ośrodku OTTO holenderscy dziennikarze.
Zanim w 2008 roku otwarto tą “polską wioskę”, pracownicy OTTO mieszkali głównie w tzw. bungalowparkach (terenach z domkami letniskowymi). Nie podobało się to niektórym gminom, które widziały w tym zagrożenie dla turystycznego charakteru tych terenów. Na przykład gmina Zeist naciskała na agencje bardzo mocno, by te wycofały się z pól z domkami letniskowymi w Dijnselburg.
Innym rozwiązaniem stosowanym przez OTTO jest tzw. “Labour Hotel” (Hotel robotniczy), funkcjonujący w podamsterdamskim Diemen. Około 120 Polaków mieszka tam w budynku złożonym z kilkudziesięciu kontenerów. W jednym module mieszkają dwie lub trzy osoby. Dyrektor OTTO, Frank van Gool, prowadzi rozmowy na temat otwarcia nowych ośrodków tego typu – w Hadze i Eindhoven.
Dziesięć metrów a nawet dwanaście
Również Groenflex planuje ekspansję. Nowe ośrodki mają zostać otwarte w Andijk (Holandia Północna, ośrodek dla 350 osób) i w Goes (Zelandia, 240 osób). Jak podkreśla odpowiedzialny za zakwaterowanie Jacob Jan Vijn w obu tych lokalizacjach na głowę mieszkańca przypadać będzie 12 metrów kwadratowych powierzchni. A zatem o dwa więcej niż zalecane przez branżową organizację ABU dziesięciometrowe minimum.
Te “luksusy” jednak kosztują. Jak mówi jedna z mieszkanek ośrodku w Wateringen tygodniowa opłata za miejsce w pokoju i jedzenie wynosi 80 euro. To dużo. Mimo to jest ona bardziej zadowolona niż wtedy, gdy mieszkała w domku letniskowym w Zeist. Mieszkanie z sześcioma obcymi osobami w ciasnym domku z wąskimi ścianami nie było dla niej najszczęśliwszym rozwiązaniem. “Kiedy wróciłam do Polski, rozpłakałam się” – wspomina ten okres w swym życiu.
Osiemdziesiąt euro tygodniowo to faktycznie dużo. Jak jednak przekonuje Hans Leenen z OTTO Work Force, firma ta nie czerpie zysków z opłat za mieszkanie. Poza tym, kto tam mieszka, płaci jedynie za dni, w których pracuje, dodaje. Mimo to wszyscy mieszkańcy Laarbruch, z którymi udało się dziennikarzom “de Volkskrant” porozmawiać, krytykują wzrost opłat za mieszkanie, do jakiego doszło z początkiem stycznia 2011 roku. Jednocześnie nikt z pytanych nie chciał, by w gazecie pojawiło się jego nazwisko. Strach przed utratą pracy jest wielki.
“Tutaj jest świetnie, a OTTO jest dla nas dobre” – mówi głośno inny z Polaków, kiedy zauważa, że w pobliżu przechodzi ktoś z władz firmy. Podobnie zachowuje się trzydziestoletni Słowak, który najpierw narzeka na ciasną kuchnię i lodówkę, którą musi dzielić z 14 innymi osobami. Kiedy jednak dziennikarz udaje się z nim do pokoju, krytyczny ton Słowaka znika. Później wskazuje na wiszące wszędzie kamery i dodaje: to byłoby oczywiste, że to ja byłem tą osobą, która się skarżyła.
Lodówka na piętnaście osób, ale jest wspaniale
Jak zatem jest naprawdę, czy mieszkańcy ośrodków są faktycznie zadowoleni czy też zwyczajnie boją się skarżyć? – zastanawiają się reporterzy “Volkskrant”. I przypominają, że list ze skragami napisany (w j. angielskim) przez jednego z czeskich pracowników OTTO po trzech tygodniach po powstaniu podpisało jedynie 25 osób.
Hans Leenen z OTTO Work Force tłumaczy: “Naszym punktem wyjścia jest to, by oferować ludzkie warunki mieszkaniowe. Takie, bym także ja uważał je za odpowiednie, by tutaj mieszkać” Po czym szczerze dodaje: “Ale musimy także zarabiać pieniądze, kropka”.
Jak się wydaje, duże ośrodki mieszkaniowe dla imigrantów zarobkowych z Europy Środkowej i Wschodniej będą w najbliższym czasie powstawać coraz częściej. Agencja pracy Exotic Green kończy powoli przebudowę klasztoru w Welberg, w którym już wkrótce zamieszka około 400 pracowników, głównie z Polski.
Jednocześnie dyrektor tej agencji, John van der List, na zebraniu z mieszkańcami Welberg uspokajał ich. “W przerobionym na hotel robotniczy klasztorze nadzorcy będą mieć na wszystko oko – 24 godziny na dobę, siedem dni w tygodniu”, czytamy w “Volkskrant”.
Dobre rozwiązanie dla agencji i gminy, ale co na to przyszli mieszkańcy ośrodka?
Łukasz Koterba, Niedziela.NL
(na podstawie “Om 11 uur doet de baas het licht uit”, dziennik “de Volkskrant”, dodatek “het Vervolg”, 12 luty 2011, s. 2-3).
< Poprzednia | Następna > |
---|
Najnowsze Ogłoszenia Wyróżnione
Kat. Tłumacze
więcej na ogłoszenia.niedziela.nl
Kat. Transport - busy
więcej na ogłoszenia.niedziela.nl