Gowin: liczba nowych doktorantów spadnie w Polsce

Archiwum '19

Fot. Marcin Kadziolka / Shutterstock.com

Z ankiet przeprowadzonych na uczelniach wynika, że liczba nowych doktorantów spadnie w nowym naborze o około 40 proc. - powiedział szef resortu nauki Jarosław Gowin. W rozmowie z PAP podsumował przebieg procesu wdrażania ustawy Prawo o szkolnictwie wyższym i nauce.

Na uczelniach w całej Polsce trwają prace nad wdrożeniem przepisów obowiązujących od 1 października 2018 r. i zapisanych w ustawie Prawo o szkolnictwie wyższym i nauce (Konstytucja dla Nauki, Ustawa 2.0).

Uczelnie przygotowują się m.in. do tego, by uruchomić nowy tryb kształcenia doktorantów - szkoły doktorskie. Każdy uczestnik szkoły doktorskiej ma zagwarantowane stypendium. "Kalendarz związany z tymi działaniami nie jest zagrożony" - podsumował w rozmowie z PAP szef resortu nauki Jarosław Gowin.

Dodał, że do szkół doktorskich rekrutowana będzie mniejsza liczba osób niż w poprzednich latach na studia doktoranckie. "Z ankiet przeprowadzonych na uczelniach wynika, że to będzie ograniczenie rzędu czterdziestu kilku procent, a więc niewiele większe, niż się spodziewaliśmy" - powiedział.

Jak dodał, ograniczenie liczby doktorantów wynika m.in. z powszechnego w środowisku akademickim przekonania, że nadmiernie umasowienie studiów doktoranckich, zwłaszcza w niektórych dziedzinach, doprowadziło do zdecydowanego obniżenia jakości doktoratów. Nie mówiąc już o tym, że pod względem skuteczności kształcenia doktorantów, mierzonej liczbą bronionych rozpraw, jesteśmy na szarym końcu wśród krajów OECD. "Teraz wyraźnie widać, że wspólnym wysiłkiem ministerstwa i środowiska akademickiego podnosimy i jakość kształcenia doktorantów, i prestiż doktoratów" - dodał minister.

Jarosław Gowin poinformował, że trwają już prace nad uruchomieniem dodatkowych ścieżek finansowania szkół doktorskich. Fundacja na rzecz Nauki Polskiej i Narodowe Centrum Nauki finansować miałyby miały ścieżki dla najlepszych. "A w przypadku NCBR planuje się uruchomić od roku 2020/2021 konkurs na szkoły doktorskie nakierowane na priorytety gospodarcze określone w strategii odpowiedzialnego rozwoju" - zapowiedział minister i dodał: "Zakładamy ponadto, że beneficjenci programu +Inicjatywa doskonałości - uczelnia badawcza+ przeznaczą część dodatkowych środków właśnie na kształcenie doktorantów".

Jarosław Gowin pytany, czy uczestnicy szkół doktorskich, którym nie uda się zrobić doktoratu, będą musieli zwracać swoje stypendium, powiedział, że nie. "Po dwóch latach następuje jednak surowa ocena śródokresowa. Zakładamy, że po tej ocenie liczba kontynuujących pracę nad doktoratami znacznie się zmniejszy" - skomentował.

Stypendium naukowe doktoranta (przyznawane przez maksymalnie 4 lata) wynosić ma początkowo co najmniej 37 proc. wynagrodzenia profesora (byłoby to ok. 2370 zł). A po otrzymaniu przez daną osobę pozytywnej oceny śródokresowej byłoby podnoszone do co najmniej 57 proc. wygrodzenia profesora (ok. 3650 zł). Negatywna ocena śródokresowa wiązać się ma ze skreśleniem z listy doktorantów.

PAP zapytała ministra, czy jest ryzyko, że osoby, które już "robią" doktorat starym trybem, będą się przepisywać do szkół doktorskich, aby dostać stypendium. Jarosław Gowin odpowiedział: "Takie ryzyko istnieje, ale uczelnie mogą ograniczać jego skalę, m.in. oczekując podczas rekrutacji od kandydata, że tematyka pracy doktorskiej podejmowana w ramach szkoły musi różnić się od tematyki podejmowanej wcześniej w ramach studiów doktoranckich".

Nowa ustawa nakłada też na uczelnie obowiązek przygotowania nowych statutów, w których na nowo można uregulować wiele kwestii związanych z funkcjonowaniem tych placówek. "Teraz uczelnie finalizują prace nad swoimi statutami. To jest pierwsza od wielu lat okazja, by zadały sobie pytanie, jaka jest ich misja, jakim wartościom chcą służyć, na jakich zasadach działają – i na te pytania w pełni autonomicznie odpowiedziały. Odpowiedziały na miarę swoich potrzeb i oczekiwań, planów i ambicji" - powiedział minister.

"Większość uczelni podchodzi do wyzwań i do zmian, którym podlegają, w sposób raczej zachowawczy. Ale są też i takie uczelnie - choćby Uniwersytet Śląski czy Uniwersytet Mikołaja Kopernika - które zaprojektowały swoją przyszłość w sposób bardzo ambitny" - pochwalił szef resortu nauki. W jego ocenie uczelnie, które wykorzystają autonomię, jaką daje nowa ustawa, by jedynie zachować status quo - osiągną znacznie mniej niż szkoły wyższe, które zdecydują się na śmielsze działania reformatorskie.

Minister powiedział, że zauważa też pewien niepokojący ruch na uczelniach: "Docierają do nas z niektórych uczelni sygnały, że pracownicy akademiccy otrzymują przekaz od władz uczelni, by skoncentrować się tylko na nauce, a machnąć ręką na dydaktykę". Dodał, że podobnie było kilka lat temu we Francji, gdy zmieniono zasady finansowania uczelni i rząd był zmuszony do korekty rozwiązań. "Liczę na to, że my w Polsce będziemy mądrzejsi i że unikniemy popadania ze skrajności w skrajność. Przez 20 lat koncentrowaliśmy się na masowym kształceniu. Byłoby błędem, gdyby tę szerszą autonomię uczelnie wykorzystały popadając w skrajność przeciwną, czyli lekceważenie wagi dydaktyki" - ocenił. Dodał, że sfera dydaktyki od 1989 roku jest "w ogromnej mierze - i słusznie - sferą całkowicie autonomicznych decyzji uczelni".

Pytany o ryzyka związane z wdrażaniem ustawy, powiedział, że potencjalnym ryzykiem byłoby odejście od zaplanowanej wcześniej ścieżki wzrostu wydatków na naukę i szkolnictwo wyższe. "Ale w tej chwili takie ryzyko nie istnieje" - podkreślił.

W ostatni wtorek na posiedzeniu rządu rozmawiano o założeniach przyszłorocznej ustawy budżetowej. "Na wniosek mój i ministra zdrowia Łukasza Szumowskiego z projektu założeń zniknęła umieszczona w pierwotnym projekcie sugestia zamrożenia ścieżek ustawowego corocznego wzrostu nakładów na służbę zdrowia i naukę" - zaznaczył Gowin. A to oznacza, że wzrost nakładów na naukę przewidziany w Konstytucji dla Nauki nie jest zagrożony. Ustawa 2.0 zakłada, że środki planowane w budżecie na finansowanie szkolnictwa wyższego i nauki będą corocznie waloryzowane. Część środków związana historycznie ze szkolnictwem wyższym będzie waloryzowana w oparciu o prognozowany wzrost inflacji (2,5 proc. w 2020 r.), a część związana z nauką - o iloczyn prognozowanego wzrostu PKB (3,7 proc. w 2020 r.) i wskaźnika waloryzacji (1,35 w 2020 r.; wskaźnik ten do 2028 r. ulega zwiększeniu corocznie o 0,1).

"To dobry sygnał dla nauki, bo nakłady przewidziane w algorytmie ustawowym gwarantują nam środki na co najmniej dwa kluczowe elementy reformy: wyłonienie uczelni badawczych i większe ich finansowanie oraz finansowanie szkół doktorskich" - podsumował wicepremier.

Osobną sprawą - nad którą rząd jeszcze będzie dyskutował - jest kwestia drugiej transzy wzrostu wynagrodzeń dla pracowników uczelni. "W projekcie założeń budżetowych mowa jest o tym, że w przyszłym roku wynagrodzenia w państwowej sferze budżetowej wzrosną średnio o 6 proc. Uważam, że to minimum, którym należy objąć też środowisko akademickie. Wierzę, że pod tym względem będę miał dobre informacje dla świata akademickiego" - powiedział wicepremier.

Pytany o to, kiedy osiągniemy poziom nakładów na badania i rozwój na poziomie 2 proc. PKB, powiedział, że ta kadencja upłynęła pod znakiem "bardzo szerokich transferów społecznych". "Koncentrowaliśmy się na walce z biedą, brakiem perspektyw egzystencjalnych zwłaszcza dla młodych rodzin i seniorów. Pod względem celu, jakim jest 2 proc. na B+R, jesteśmy ciągle w połowie drogi. Ale nie mam wątpliwości, że jeżeli tempo rozwoju gospodarczego - bardzo wysokie w tej kadencji - da się utrzymać i w kadencji przyszłej, konieczny będzie szybki wzrost nakładów na naukę i na uczelnie. Te nakłady są inwestycją, która z całą pewnością się zwróci" - ocenił.


11.07.2019 Niedziela.NL // źródło: www.naukawpolsce.pap.pl // źródło: PAP - Nauka w Polsce, Ludwika Tomala // Fot. Marcin Kadziolka / Shutterstock.com


(kb)


Dodaj komentarz

Kod antysapmowy
Odśwież

Najnowsze Ogłoszenia Wyróżnione


reklama a
Linki