[ENG] By using this website you are agreeing to our use of cookies. [POL] Korzystając z naszej strony, wyrażasz zgodę na używanie przez nas cookies [NED] Door gebruik te maken van onze diensten, gaat u akkoord met ons gebruik van cookies. OK
Dziś specjalnie dla czytelników portalu niedziela.nl mam ogromną przyjemność porozmawiać z Izabelą Popek. Niezwykłą osobą, która realizuje się pomagając innym. Dzięki jej pasji i niezwykłej energii na twarzach wielu osób pojawia się uśmiech. Iza współpracuje z organizacjami pomagającymi ludziom, ale również, gdy skrzydlate lub czworonożne istoty znajdą się w opałach to właśnie ją wzywa się na pomoc.
Agnieszka Steur: Pracujesz w dierenambulance, czyli pogotowiu weterynaryjnym. Domyślam się, że aby wykonywać tę pracę niezbędna jest miłość do zwierząt, a poza tym co jeszcze?
Izabela Popek: Póki co, na co dzień pracuję w biurze – to zabezpiecza finansowo mnie i moją rodzinę, dopóki nie będę mogła pracować w jednym z moich wyuczonych zawodów. A w Dierenambulance Louterbloemen, czyli w ambulansie dla zwierząt, jestem wolontariuszką. Ponieważ oprócz tego, że ukończyłam pedagogikę i resocjalizację, to także biologię, która całe moje życie była i jest moją pasją. W ambulansie najczęściej razem z kolegą Edwardem jeździmy do różnych wezwań karetką przeznaczoną do transprotu i zabezpieczenia zwierząt w nagłej potrzebie. Najwięcej wezwań mamy do ptaków, ale także sporo do kotów, psów, nietoperzy, królików, żółwi, a nawet do węża. Bardzo trudne jest odbieranie zwierząt, które umarły („zdechły” nie przechodzi mi przez gardło) u starszych ludzi, a przeżyły z nimi całe swoje życie. Wtedy łzy same cisną mi się do oczu, ale trzeba starać się zachować profesjonalizm i wesprzeć osoby, które straciły zwierzaka. Należy pomóc dokonać wyboru, co zrobić ze zwłokami...to zawsze jest trudne i bardzo smutne, ale to także część moich obowiązków. W tej pracy trzeba także chcieć się uczyć nowych rzeczy. Regularnie mamy szkolenia np. z pierwszej pomocy dla zwierząt, a także warsztaty np. ostatnio o fokach i delfinach, które także żyją w niderlandzkich wodach. Nie tak dawno poszerzaliśmy również naszą wiedzę o królikach, gadach i płazach. Dzięki temu nasza pomoc jest właściwa, szybka i skuteczna.
AS: Jak wygląda Twój przeciętny dzień w dierenambulansie?
IP: Mój przeciętny dzień rozpoczyna się od pierwszego wezwania. Nigdy nie wiem, czy to będzie ranny ptak, czy potrącony kot, czy może przywiązany do ławki pies (choć to na szczęście zdarza się wyjątkwo rzadko). Po otrzymaniu zawiadomienia z centrali z adresem oraz informacją jakie to zwierze i co się stało, wyruszamy pod wskazane miejsce. Po drodze muszę zdążyć wypełnić dokumenty, w których są zawarte wszystkie istotne informacje, takie jak: adres, powód wezwania, numer wezwania, rodzaj zwierzęcia itp. W czasie jazdy także decydujemy, co należy ze sobą zabrać, jeśli jest to drapieżny ptak, potrzebne są rękawice – wyglądają, prawie jak te do spawania, jeśli to czapla to potrzebne są okulary, jeśli kaczka w wodzie ma kłopoty musimy mieć siatkę. Więc w ciągu tych kilku minut ustalamy z kolegą, kto się czym zajmie. To bardzo ważne, aby sprawnie i szybko przeprowadzić akcję.
AS: Muszę zapytać. Po co potrzebne Ci są okulary, gdy czapla ma kłopoty?
IP: Ponieważ czapla potrafi w naszym oku dostrzec refleksy, odbijające się światło. Instynktownie właśnie w to miejsce będzie dziobać. Nie chcemy ratując ptaka stracić oczu. Używamy plastikowych okularów z przezroczystymi szkłami, które okalają całe oczy. Jeśli jednak nie mamy takich pod ręką, przeciwsłoneczne również się do tego nadają.
AS: A jaki był Twój najbardziej niezwykły dzień w pogotowiu?
IP: Jakiś czas temu odebraliśmy spoed melding, czyli nagłe wezwanie, do psa z zatrzymaną akcją serca...niestety dojechaliśmy za późno. Próbowaliśmy go reanimować, choć widzieliśmy, że już nie ma odwrotu. Był tam szesnastoletni chłopiec z zespołem Downa, który kochał tego psa nad życie, więc walczyliśmy do końca... dla tego chłopca, aby był pewien, że już nic więcej nie można było zrobić. Ja robiłam resuscytacje krążeniową, kolega oddechową... ten chłopiec tak rozpaczliwie płakał...
AS: I co było później?
IP: Po całej akcji ten chłopiec podszedł do nas, wyściskał nas i wycałował za to, że tak bardzo się staraliśmy. Był przy tym tak szczery, że to wynagrodziło nam cały trud. W naszej pracy są również sytuacje, które podwyższają poziom adrenaliny, takie jak wjazd podnośnikiem strażackim na dach lub drzewo celem zdjęcia i zabezpieczenia kota. Niezapomniane są też akcje, gdy oddajemy młodego łabędzia rodzicom, zdarza się, że taki maluch zaklinuje się w innym miejscu i nie może dołączyć do swojej rodziny. A także słynne już w wiadomościach ratowanie łabędzi, które zostały poszkodowane przez wyciek oleju ze statku. Musieliśmy je wszystkie schwytać, oczywiście umyć a potem przewieźć w bezpiecznie miejsce. W tę akcję było zaangażowanych wiele organizacji w tym także nasza.
AS: Czyli w jakich sytuacjach powinno się wezwać pogotowie weterynaryjne?
IP: Do centrali należy zadzwonić zawsze, kiedy widzimy zwierzę w potrzebie. Na przykład wyraźnie chore – najlepiej nie brać takiego zwierzęcia w ręce. Kaczka – może mieć botulizm, czyli bakterię jadu kiełbasianego, a nietoperz wściekliznę, dlatego my zawsze pracujemy w rękawiczkach. Wzywamy także ambulans do potrąconych zwierząt lub gdy dojdziemy do wniosku, że jakieś zwierzę jest bezdomne, mam na myśli głównie psy i koty.
AS: A jeśli podejrzewamy, że ktoś znęca się nad zwierzakiem?
IP: Do znęcania się nad zwierzętami przyjeżdża policja od zwierząt często w asyście dierenambulansu, jednak sami pracownicy ambulsansu nie mają uprawnień do odbierania zwierząt. My pomagamy doraźnie, najczęściej w nagłych przypadkach. Jeśli nie jesteśmy pewni, czy wezwać ambulans do zwierzęcia, to zawsze warto zadzwonić i podzielić się wątpliwościami. Wówczas na centrali zostaje podjęta decyzja, czy wysyłać ambulans. Ostatnio w okresie lęgowym ptaków mieliśmy sporo „niepotrzebnych” wezwań do ptaków, które wypadły z gniazda i próbowały polecieć, ale im się za pierwszym razem nie udawało. Warto pamiętać, że młody ptak, który opuścił gniazdo a nie jest już malutkim pisklęciem, nie poleci od razu, ponieważ jest podlotem i to jest naturalne. Zabieranie go przez ambulans jest wielkim stresem dla niego i jego rodziców, którzy czuwają nad nim w powietrzu i nadal go dokarmiają. Czasem jednak ludzie o tym nie wiedzą i obawiają się, że pisklę zostanie zjedzone przez kota.
AS: Kiedyś u nas w ogrodzie z drzewa spadło całe gniazdo z pisklętami. Wezwaliśmy pogotowie, które zabrało wszystkie ptaszki. Powiedz co się z nimi dalej stało. Mam na myśli, co Ty w takiej sytuacji robisz. Gdzie trafiają ranne i chore zwierzęta?
IP: W Holandii opieka nad potrzebującymi zwierzętami jest świetnie rozwiązana. Dla każdego z nich jest specjalne miejsce. Dla przykładu, wszystkie gady i płazy wozimy do jednego miejsca, psy i koty do innego, do azylu u nas w Dordrechcie. Tak samo jest w ptakami. Jeśli mamy rannego ptaka, to przewozimy go karetką w specjalnej klatce do Vogelklas w Rotterdamie, tam zajmują się nimi specjaliści, po kwarantannie i leczeniu, jeśli jest taka możliwość, ptak zostaje wypuszczony na wolność.
AS: Już na samym początku pobytu w Holandii zauważyłam, że nie ma tu ani bezpańskich psów, ani kotów. Jak to możliwe? W jaki sposób rozwiązywany jest tu ten problem? A może go wcale nie ma?
IP: To prawda, myślę, że składa się na to wiele aspektów. Po pierwsze, jest to po prostu świadomość holendrów. Po drugie nie możemy zapomnieć, że za porzucenie zwierzęcia są przewidziane spore kary pieniężne, a nawet kara więzienia – co skutecznie zniechęca do brutalnego porzucania zwierząt. Kolejnym powodem jest to, że w Holandii jest całe mnóstwo hosteli w niewygórowanych cenach, gdzie można pupila zostawić na okres wyjazdu wakacyjnego, a co najważniejsze ludzi w Holandii na to stać. Poza tym do wielu miejsc w Holandii można zabrać swojego czworonoga -mówię tu o restauracjach, kampingach, plażach. Niezwykle rzadko można tu znaleźć bezpańskie psy, częściej koty, które tak naprawdę też rzadko bywają bezpańskie. Najczęściej się zgubiły a nie mają chipa i dlatego trudniej nam jest zlokalizować właściciela. W Holandii, jeśli ktoś nie chce zwierzaka, może go oddać do azylu, gdzie takiemu zwierzęciu zostanie znaleziona nowa rodzina i to w bardzo krótkim czasie.
AS: A co robicie, jeśli znajdziecie takie potencjalne bezdomne zwierzę?
IP: Często, kiedy trafi nam się pies czy kot bez chipa to jest on poddawany dwutygodniowej kwarantannie, pod czas której ma również opiekę weterynaryjną. Przez te dwa tygodnie szuka się jego właścicieli, poprzez umieszczenie na stronie www.louterbloemen.nl i w mediach społecznościowych, takich jak na przykład Facebook, zdjęcia i informacji o zwierzęciu. Po upływie 14 dni, jeśli nie znajdzie się właściciel, zwierzę zostaje przekierowane do adopcji. W większości przypadków udaje się im znaleźć nowe domy bez większych problemów.
AS: Pomagasz nie tylko zwierzętom, wiem, że również rok rocznie współpracujesz z Wielką Orkiestrą Świątecznej Pomocy. Dlaczego zaangażowałaś się w jej działalność?
IP: W związku z tym, że jeżdżę na Woodstock, w tym roku będę też na Pol’and’rock Festiwal, a także, że byłam wolontariuszką w najstarszym w Holandii sztabie WOŚP Schiedam, postanowiłam razem z dziewczynami z fundacji Anika Team założyć sztab WOŚP Rotterdam. Od dwóch lat organizujemy finał w Rotterdamie. Ideą jest zebranie pieniędzy, ale także integracja Polaków, możliwość zaprezentowania swoich zdolności, oraz jakby nie patrzeć Finał to także część naszej polskiej kultury już od wielu lat. Zdaję sobie sprawę, że nie każdy musi lubić Jurka, ale trzeba mu przyznać, że zorganizował niezwykłe wydarzenie, które od ponad ćwierć wieku odbywa się regularnie i wspomaga polskie szpitale, a do tego jest świetną imprezą!
AS: W tym roku spotkałaś Jurka Owsiaka, to musiało być super przeżycie.
IP: Jurka poznałam kilka lat temu przy okazji bycia wolontariuszką na Woodstocku w Pokojowym Patrolu. To niezwykła i charyzmatyczna osobowość. Słuchając go na festiwalu, nie raz myślałam, on ma tyle energii, że zaraz zeskoczy ze sceny w ten tłum. Jurek potrafi góry przenosić. Dobrze, że jest przy nim jego żona Dzidzia, której potrzebuje, by nie odlecieć ...hahaha
AS: Wspomniałaś o Pokojowym Patrolu, czym się zajmujecie. Jakie są Twoje zadania?
IP: W PP działamy w różnych zespołach z przydzielonymi liderami. Moim zadaniem jest patrolowanie wyznaczonej części festiwalu oraz dbanie o bezpieczeństwo uczestników – czyli zwracanie uwagi, żeby ludzie nie wnosili szkła, informowanie, aby nie brali narkotyków, ale także udzielenie pierwszej przemedycznej pomocy do czasu przybycia patrolu medycznego. Czasami pomoc w wyprowadzeniu z tłumu pojazdu z poszkodowanym, czasem w przypadku czynów karalnych współpraca z ochroną czy policją. Zadania są przeróżne, co czyni ten wolontariat wyjątkowym, jesteśmy tam równi i jesteśmy jedną wielką patrolową rodziną. Tego trzeba spróbować, bo po prostu nie da się opowiedzieć. Pojedziesz raz i już czekasz na kolejny. Warto też wspomnieć, że Pokojowy Portal nie działa tylko podczas finału i festiwalu, ale przez cały rok osoby należące do PP zabezpieczają szereg różnych imprez na terenie całej Polski.
AS: A to nadal nie wszystko! Jesteś również masażystką w Twojej firmie ISARI MASSAGE w Dordrechcie, która oferuję masaże ajurwedyjskie. Jakie to są masaże? Czego mogą oczekiwać Twoi klienci?
IP: Isari Massage, które działa w Dordrechcie to moje dziecko. Zajęłam sie masażami, ponieważ wiem, że dotyk jest także formą skutecznej terapii, oprócz psychoterapii, lub farmakoterapii. W dzisiejszych czasach nie potrafimy się relaksować – i nie mówię tu o prysznicu czy kąpieli wieczorem, ale o prawdziwym relaksie. Jesteśmy wciąż bombardowani impulsami; telefon, telewizor, komputer albo milionami innych rzeczy do zrobienia. Ajurwejda daje spokój i wyciszenie. Moje masaże mają na celu wprowadzenie klienta w stan głębokiego relaksu, który rozluźni ciało i umysł, wyrzuci w organizmu stres. Przychodzą do mnie ludzie z bólem między łopatkami, ale to nie problem z mięśniami, tam odkłada się stres życia codziennego. Staram się o to, aby osoba po masażu mogła odnaleźć siebie i swój spokój. Masaże działają pozytywnie na nasze wnętrze, ale także na nasz wygląd zewnętrzny – wygładzają i odżywiają skórę, pomagają w walce z cellulitem - ujędrniają, wspomagają układ odpornościowy, wyrównują ciśnienie krwi, homeostazę, zmniejsza nadpotliwość, rozgrzewają stawy, wyrównują koloryt skóry. Mogłabym tak wymieniać bez końca. Masaż jest po prostu dobry na wszystko!
AS: Powiedz proszę jeszcze kilka słów na temat bloga, który prowadzisz „Blog edukacja życie i codzienny rock&roll”. Skąd ten pomysł?
IP: To taki fejsbukowy mini blog, na którym dzielę się ciekawymi artykułami, przeczytanymi książkami, pomysłami...zaczęłam go prowadzić bardziej dla siebie, żeby zbierać w nim informacje, które pojawiają się w necie, są ciekawe i nie chciałabym, aby mi umknęły. Potem pomyślałam, że upublicznię je, ponieważ, być może inni też skorzystają. Bez szału, ale się kręci, a dla mnie jest skarbnicą istotnych informacji. Nie wszystko tak dobrze mi wychodzi. Mam też na Facebooku stronę „Forest in the jar”, na której chciałam dzielić się tym, jak robię „lasy w słoikach”, niestety od roku prawie żaden nie przetrwał i choć jestem także biologiem, to jednak, jak widać botanika nie jest moją najmocniejszą stroną ;-) Obiecałam sobie, że w czasie tych wakacji, spróbuję raz jeszcze założyć własna biosferę w słoiku, może w końcu się uda!
AS: Powiedz mi proszę, jak Ty to wszystko ze sobą godzisz? Przecież, poza tym jesteś jeszcze mamą dwójki dorastających dzieci? W jaki sposób znajdujesz na to wszystko czas i energię?
IP: Czasami także bywam jeszcze żoną i znajduję jeszcze czas na motocyklową przejażdżkę z mężem lub spacer z naszym trzecim czworonożnym dzieckiem. Tak naprawdę, energię czerpię z kontaktów z ludźmi – to dodaje mi skrzydeł! Tak już mam i myślę, że to kwestia osobowości i charakteru, jedni mogą żyć sami lub w wąskim gronie, inni do radości życia potrzebują mnóstwa ludzi wokół siebie i tak właśnie jest ze mną. Poza tym z punktu widzenia pedagoga interesuje mnie człowiek, jako pojedyńcza osobowość, to ciągle obszar tajemnej biologii i psychologii. Ostoją dla mnie i poczuciem bezpieczeństwa jest mój dom, a dokładniej mój mąż Cezary, który pozwala mi na te wszytkie wolontariaty i wybryki, przejmując w imieniu tego, większą część obowiązków domowych. Mimo, że mu tego nie mówię, to bardzo to doceniam, że on mi to umożliwia. On po prostu wie, że ja mogę tego wszystkiego nie robić i siedzieć w domu, ale wtedy będę jak kwiat bez wody, najpierw zwiędnę, opadną mi wszystkie listki radości, a potem uschnę i zostane marudnym badylem... Dlatego właśnie udzielam się też w różnych organizacjach, fundacjach jak sociaal team, jeugdzorg, reclassering. Pomagam również oczywiście doraźnie, kiedy mogę Polakom, którzy mieszkają w Holandii a posługują się jedynie językiem polskim. Bardzo często jednak nie chodzi już o samą nieznajomość języka niderlandzkiego czy choćby angielskiego a o to, aby pomoc niderlandzkim urzędom, władzom zrozumieć polską mentalność i kulturę, która jednak w wielu aspektach znacznie rożni się od holenderskiej.
AS: Realizujesz się w życiu, a o czym marzysz?
IP: Marzy mi się praca, albo raczej miejsce, w którym mogłabym pomagać nastolatkom polskiego pochodzenia i być może z czasem nie tylko. Tym, które są pozostawione samym sobie, ponieważ rodzice dużo pracują, a także tym, które czasami po prostu potrzebują z kimś pogadać, kimś kto nie jest ich rodzicem. Chciałabym stać się takim tutorem, może mentorem, do którego mogą przyjść i po polsku powiedzieć co czują, którego mogą zapytać o różne rzeczy bez obawy, że ktoś się na nie zdenerwuje albo oceni je negatywnie. Marzy mi się miejsce, w którym mogłabym z taką młodzieżą usiąść, porozmawiać, czasami obejrzeć film i poprowadzić dyskusje. Chciałabym zorganizować dla nich warsztaty np. z poczucia własnej tożsamości – bo przecież ci młodzi ludzie żyją w dwóch światach, może z asertywności... Mam mnóstwo pomysłów. Myślę o tym najczęściej, gdy przejeżdżam rowerem przez park i widzę te dzieciaki z papierosami i piwem, słyszę polski często wulgarny język niestety. Wiem, że ta młodzież nie jest zła tylko nie ma się, gdzie podziać, więc spędza popołudnia właśnie w ten sposób, bo wydaje jej się to normalne.
AS: Bardzo dziękuję za rozmowę.
IP: Ja również bardzo dziękuję za rozmowę i czuję się wyróżniona! Dziękuję!
< Poprzednia | Następna > |
---|
Najnowsze Ogłoszenia Wyróżnione
Kat. Tłumacze
więcej na ogłoszenia.niedziela.nl
Kat. Transport - busy
więcej na ogłoszenia.niedziela.nl
Kat. Praca
więcej na ogłoszenia.niedziela.nl
Komentarze