Kocha, lubi, szanuje… - Ciepłe myśli na niedzielę, czyli cykliczne spotkania przy porannej kawie

Archiwum '18

fot. Shutterstock

Gorąca kawa pachnie aromatycznie, opatulam się grubym swetrem, za oknem lekki przymrozek, ponoć to najzimniejszy okres tej zimy w Holandii. Prawdziwej zimy nie było, ale już tęsknię za wiosną. Rodzina jeszcze śpi a ja już wiem o czym dziś porozmawiamy.  Temat „wybrany” przez kalendarz. Nie można inaczej, przecież za trzy dni… no właśnie, dziś porozmawiamy o miłości. 

Zastanawiam się tylko jak podejść do tego tematu. Mogłabym oczywiście pomarudzić na temat przejęcia „nie naszego” święta z zagranicy, ale czy takie marudzenie ma w ogóle sens? Przecież to celebrowanie miłości, najpiękniejszego uczucia, dlaczego miałoby być złe? A, że komercja? Ach tam, gdy w ten sposób spojrzymy, to każde święto stało się już komercyjne, więc dlaczego to miałoby być inne. 

Przyznam się jednak, że nie potrafię pisać o miłości. Nie wiem nawet, jak zacząć ponieważ każde słowo wydaje się być za małe i nieodpowiednie. A gdy już się staram coś stworzyć, pojawia się strach, że popadnę w przesadny patos… ale może właśnie tak powinno się pisać o miłości? Dla mnie to uczucie, które ogarnia, wypełnia i czasem jest tak wielkie, że wydaje się, że już większe być nie może, a potem znów wzrasta. Za każdym razem wymyka się słowom.  Może ze mną jest tak samo, jak z Kubusiem Puchatkiem, który powiadał, że tego uczucia się nie pisze, to się czuje… może.

Osobiście nigdy nie świętowałam Walentynek, bo o nich oczywiście mowa, ale z jakimś rozczuleniem patrzę na te wszystkie serduszka i słodkości w sklepach. Chyba właśnie tak patrzymy na miłość, gdy jesteśmy młodzi – w pastelach, delikatnościach i słodkościach.

W Polsce walentynkowe serduszka i czekoladki zaczęły pojawiać się, gdy uczęszczałam do średniej szkoły. Nie polubiłam tego święta. W owych czasach należałam do grupy kujonów a to święto bardziej przypominało mi o tym, że jestem sama i pewnie sama będę do końca mych dni (dramatyzm młodzieńczy).\

Wtedy uważałam, że Walentynki to spisek przeciw takim jak ja, zaistniał tylko po to, aby jeszcze bardziej podkreślić bycie samotnym samotnych osób. A potem, gdy przybyło mi lat, pojawił się człowiek, który pokochał kujona a mimo to, święto, o którym piszę jakoś nie nabrało ważności.

Gdy patrzę na walentynkowe dekoracje sklepów, rozczulenie pochodzi chyba również  stąd, że to święto celebrują głownie młodzi ludzie i właśnie z ich miłościami ono się kojarzy. Z tymi pierwszymi uczuciami, które mają trwać na zawsze a trwają tylko chwilę. Dla tych nadziei i braku codziennych, prozaicznych kłopotów. Te młode miłości są najpiękniejsze, bo jeszcze tak cudownie naiwne. To w nich jest to piękno, czystość i taka łatwowierność wieczności. Aż chce się to znów poczuć… a może to co innego, może to pragnienie, by znów poczuć się tak romantycznie młodym?  

Wydaje mi się, że w moich rozważaniach nad dniem św. Walentego jeszcze jedna sprawa odgrywa ważną rolę.  Strach, mam nadzieję bezpodstawny, że teraz wokół nas miłości jest już tak mało. Widać to szczególnie, tutaj - w Internecie. Być może to moja wybiórcza percepcja, ale mam wrażenie, że jeszcze nigdy nie było tu aż tyle nienawiści ile jest teraz. Być może dzień 14 lutego może stać się również świętem miłości do innego człowieka. Nie tylko tego jedynego, ale i innego, zwykłego, może nawet trochę obcego.

Dlatego świętujmy ten dzień, kochajmy innych i siebie. Przecież rozumiemy więcej, właśnie dlatego, że kochamy.

Widzimy się za tydzień ... przy porannej kawie.


11.02.2018 Agnieszka Steur, Niedziela.NL


Komentarze 

 
-1 #1 Alinka 2018-02-11 15:32
Fajne te ciepłe myśli na niedzielę ... czytam w każdą niedzielę :)
Cytuj
 

Dodaj komentarz

Kod antysapmowy
Odśwież

Najnowsze Ogłoszenia Wyróżnione


reklama a
Linki