[ENG] By using this website you are agreeing to our use of cookies. [POL] Korzystając z naszej strony, wyrażasz zgodę na używanie przez nas cookies [NED] Door gebruik te maken van onze diensten, gaat u akkoord met ons gebruik van cookies. OK
Prezentujemy trzeci i ostatni fragment z trylogii fantasy autorstwa Agnieszki Steur „Wojna w Jangblizji”. Codziennie jedna książka. Dzisiejszy fragment pochodzi z trzeciej części - „Wojna w Jangblizji. We wnętrzu”.
„Kamienne dno odbijało echem ich kroki. Szli w skupieniu, starając się zachować ciszę. Tak jakby to miejsce tego właśnie od nich wymagało. Przedzierające się między głazami promienie słońca tworzyły cienie, akcentując załamania i nierówności kamieni. Ściana po jednej stronie pochylała się w stronę drugiej, stojącej na baczność, i nie pozwalała idącym dostrzec błękitu nieba. Cały ich świat ograniczał się do tych kamiennych zapór. Wydawało się, że w tym miejscu równocześnie nic nie było i było pełno. Głazy nacierały na siebie, napierały ze wszystkich stron, zasłaniały niebo i uginały się pod niewidzialną siłą. Nie było tu ani jednego źdźbła trawy czy gałęzi, pod nogami wędrowców nie znalazł się nawet jeden odłamek ukruszonej skały. Dno wyglądało niczym codziennie sprzątana podłoga. Wszystko tworzyło jedność bez możliwości dodania czegoś czy odebrania. Idealna nicość - idealne wszystko.
- Tu chyba nie da się zgubić? Mimo że wszystko wygląda tak samo, tu jest tylko ta jedna ścieżka, prawda?
- Według Reptiliowca gdzieś tu droga się rozchodzi? Pierwsza krzyżówka na prawo, druga w lewo, a na trzeciej musimy wybrać drogę środkową. Wskazówki wydają się dość łatwe. - W głosie Obsydiana brzmiała niepewność.
Nana wzniosła oczy do góry w nadziei, że faktycznie tak będzie.
- Jak myślicie, dlaczego tu jest tak czysto? – zapytał nagle Lumachel.
- Ktoś co rano biega tu z wielkim mopem – zażartował Obsydian.
Nana westchnęła w oczekiwaniu na kolejną sprzeczkę mężczyzn.
- Co to? – Lumachel stanął w miejscu.
- Mop? To taki przyrząd…
- Ciii – syknął Lumachel, przykładając palec do ust. – Słuchajcie.
Nana i Obsydian wytężyli słuch. Wokół panowała kompletna cisza.
- Te głazy są dziwnie gładkie – zauważył nagle Obsydian.
- Co to za dźwięk... – jęknął Lumachel – powinniśmy biec.
- Co? Uważasz, że powinniśmy…
- Biec! - krzyknął Lumachel.
Mimo że zarówno Obsydian, jak i Nana chcieli usłyszeć dodatkowe wyjaśnienia, to panika brzmiąca w głosie Lumachela była wystarczająco przekonująca, aby ruszyć z miejsca.
Już po chwili Nana usłyszała dobiegający z oddali szum.
- Co to? – krzyknął Obsydian.
Dźwięk stawał się coraz wyraźniejszy.
- To chyba twój mop! – Lumachel również krzyczał. – Szybko!
Przed biegnącymi wyrosła olbrzymia skała rozdzielając drogę na dwie mniejsze. Szum narastał.
- W którą teraz?! - Lumachel był wściekły, że nie zapamiętał słów Obsydiana.
- W lewo! Nie, czekajcie, w prawo, tak w prawo! – Potwierdził młody mężczyzna i popędził w tamtą stronę.
Nana starała się dotrzymać kroku towarzyszom, ale widziała, że co chwilę zwalniali, aby mogła ich dogonić. Szum stawał się coraz bardziej nieznośny, ale Nana bała się obejrzeć i przekonać, co ich ściga.
- Teraz w lewo! – krzyknął Obsydian i pędził dalej.
Nie damy rady, nie damy rady, powtarzała w myślach Nana, czując, że to, co szlifowało kamienie i czyściło kamienny korytarz od lat, jest tuż-tuż za nią.
Lumachel chwycił jej nadgarstek i pociągnął za sobą. Nie pozwalał jej się poddać. Księżniczce wydawało się, że już całkiem straciła kontrolę nad swym ciałem. Mięśnie pracowały bez udziału jej umysłu.
- Środkowy! – krzyknął Obsydian.
Gdy Lumachel zacisnął palce na jej ręce i z całej siły pociągnął ją za sobą, Nana poczuła coś, co jak elektryczny impuls przeszyło jej ciało. Nagłe silne uderzenie w plecy odebrało jej dech. Przez krótką chwilę pomyślała, że to już koniec. Jednak, gdy runęła między gałęziami i kamieniami w środkowym korytarzu, zdała sobie sprawę, że gdyby faktycznie to był koniec, wszystko by jej tak bardzo nie bolało.
- Już po nas! – krzyknął Obsydian.
- Nie martw się, jesteśmy bezpieczni – jęknął Lumachel ciężko dysząc. Siedział na ziemi i starał się złapać oddech.
Nana pomyślała, że już się nie podniesie. Bolały ją plecy i głowa. Czuła, że jest cała mokra. Być może, gdyby podłoże było wygodniejsze, faktycznie pozostałaby w pozycji leżącej. Jednak uwierające ją w plecy kamienie oraz narastająca ciekawość pokonały zmęczenie. Wyciągnęła obie dłonie. Obsydian i Lumachel pomogli jej się podnieść.
- Czekaj, krwawisz – jęknął Obsydian.
Z rany na czole Nany sączyła się krew. Księżniczka przyłożyła do niej rękaw bluzy, spoglądając na ścianę wody, która niczym świadoma istota zakręcała tuż przed wejściem do tej części korytarza, nie wpadając do niego, i pędziła dalej w prawo.
- Czegoś takiego jeszcze nigdy nie widziałem – powiedział Obsydian, wyjmując z torby opatrunki.
- Czy ta woda ma świadomość? – zapytała Nana. – Przecież to niemożliwe, aby wykorzystywała tylko jeden z tych otworów.”
Co się wydarzyło później? Dokąd podążała Nana i jej przyjaciele? Kim są Reptiliowcy? Dlaczego woda tak dziwnie się „zachowała”? Każda część „Wojny w Jangblizji” rodzi wiele pytań, część nosząca tytuł „We wnętrzu”, udziela odpowiedzi na wszystkie z nich. Zapraszamy do lektury.
Wszystkie części powieści Agnieszki Steur można zakupić tutaj: www.wojnawjangblizji.com/sklep Uwaga specjalna akcja świąteczna!!!
20.12.2018 Niedziela.NL
< Poprzednia | Następna > |
---|
Najnowsze Ogłoszenia Wyróżnione
Kat. Tłumacze
więcej na ogłoszenia.niedziela.nl
Kat. Transport - busy
więcej na ogłoszenia.niedziela.nl