Najlepszy holenderski film roku to…

Temat Dnia


...Borgman. Czyli bez niespodzianki. Pierwszy od 38 lat holenderski film, który znalazł się w konkursie głównym festiwalu w Cannes zgarnął na festiwalu filmów niderlandzkich w Utrechcie najważniejszego Złotego Cielaka. Konkurencja była w tym roku duża. Które najnowsze holenderskie filmy warto obejrzeć?

Na przełomie września i października Utrecht zawsze staje się kulturalną stolicą Holandii. Powód jest prosty: to właśnie w tym pięknym, historycznym, akademickim mieście od ponad trzech dekad odbywa się Festiwal Filmów Niderlandzkich. Nederlandse Film Festival to najważniejsza coroczna impreza poświęcona holenderskiemu kinu.

Poza granicami Holandii bardziej znany jest festiwal filmowy w Rotterdamie, ale rotterdamska impreza ma charakter międzynarodowy i zobaczymy tam filmy z całego świata. Festiwal w Utrechcie jest dużo skromniejszy, bardziej holenderski i bardziej prowincjonalny – z wszystkimi tego wadami i zaletami.

W trakcie 33. edycji festiwalu zobaczyć można było w Utrechcie różnego typu produkcje: filmy fabularne i dokumentalne, animowane i z aktorami, pełno- i krótkometrażowe, kinowe i telewizyjne, sprzed dekad i premierowe. Wspólny mianownik jest jeden: są to produkcje niderlandzkie (poza nielicznymi wyjątkami).

Kto w ciągu roku nie obejrzał żadnego holenderskiego filmu mógł w ciągu dziesięciu dni nadrobić zaległości. Wystarczyło na przełomie września i października przyjechać do Utrechtu i spędzać 8 czy 10 godzin dziennie w kinie.

Nie cukier, nie bomby


Tegoroczny festiwal rozpoczął się premierą dramatu historycznego o trudnej znajomości surinamskiej niewolnicy z białą, holenderską „właścicielką”. Hoe duur was de suiker (Ile kosztował cukier?) to ekranizacja powieści Cynthi McLeod, córki pierwszego prezydenta Surinamu.

Film z wielkim jak na holenderskie standardy budżetem zrobiony jest z rozmachem, ale twórcom nie udało się przełożyć powieściowej fabuły na język ruchomego obrazu. Widz bez przerwy ma świadomość, że to ekranizacja i choć dramatycznych wydarzeń tu nie brakuje nie składają się one w logiczną opowieść. Postaci są statyczne: po dwóch godzinach i dziesiątkach kłótni, morderstw i romansów charakter dwóch głównych bohaterek jest właściwie taki sam jak na początku. Hoe duur was de suiker jest z zewnątrz ładne, ale w środku puste.

Film słusznie spotkał się z kiepskim przyjęciem krytyki i w walce o Złote Cielaki, czyli holenderskie Oskary, zupełnie się nie liczył. Podobnie było w przypadku innej holenderskiej superprodukcji historycznej z tego roku, filmu Het bombardement.

W opowieści o zbombardowanym przez nazistów w 1940 roku Rotterdamie jedną z głównych ról gra Jan Smit, gwiazda holenderskiej muzyki. Historyczną tragedię reżyser Ate de Jong podlał romantycznym sosem, ale de Jong to niestety nie Cameron, Jan Smit to nie Leonardo DiCaprio, a Het bombardement to niestety nie Titanic.

Absurd w Cannes

Holenderska gwiazda - Katja Schuurman (po prawej)

Najważniejsze nagrody trafiły w tym roku do trzech filmów. Sukces Borgmana przewidzieć można było już kilka miesięcy temu. Obraz Alexa van Warmerdama zakwalifikowano wówczas do konkursu głównego festiwalu w Cannes. Był to pierwszy od 38 lat holenderski film, który dostąpił tego zaszczytu.

Z Francji van Warmerdam wrócił z pustymi rękoma, ale w Holandii dostał dwa najważniejsze wyróżnienia. Najpierw wybrano go holenderskim kandydatem do Oskara, a następnie w Utrechcie nagrodzono Złotym Cielakiem w najważniejszej kategorii: najlepszego filmu roku. Oprócz tego van Warmerdam dostał nagrodę za scenariusz, a Hadewych Minis za pierwszoplanową rolę żeńską.

Borgman to absurdalna, momentami groteskowa opowieść o ukrytych strachach zamożnego mieszczaństwa, przemocy i złu. Tytułowy Borgman to włóczęga, na pierwszy rzut oka sympatyczny i niegroźny, ale z czasem coraz bardziej przypominający pozbawionego uczuć brutala, terroryzującego psychicznie i fizycznie „zwykłą holenderską rodzinę”.

Pierwsza część filmu jest jednocześnie i zabawna i niepokojąca, ale im bliżej końca tym dawka surrealizmu jest większa, a film coraz trudniej traktować poważnie. Mimo tych braków obraz van Warmerdama to jeden z oryginalniejszych niderlandzkich filmów ostatnich lat.

Czarno-biała przemoc


Najpoważniejszym konkurentem Borgmana w walce o Złote Cielaki był Wolf młodego reżysera Jima Taihuttu. Wolf to dopiero drugi pełnometrażowy film Taihuttu, ale 32-letni reżyser pokazał, że jest dojrzałym artystą. Film opowiada historię młodego kickboksera Majida, który karierę sportową łączy z „karierą” kryminalną.

Dorzućmy do tego konflikt z ojcem-muzułmaninem, śmiertelnie chorego brata, trudną relację z pewną dziewczyną oraz przyjaciół, którym nigdy nie można w stu procentach zaufać, i zrozumiemy, że życie Majida to nie przelewki. Taihuttu udało się celnie sportretować brutalny, szary, nieludzki świat półlegalnych sportów walki i zupełnie nielegalnych biznesów. Jest to świat, w którym liczy się prawo pięści a nie prawo zapisane w kodeksie oraz świat, w którym ojciec w każdej chwili okazać się może świnią, a przyjaciel zdrajcą.

Rezygnacja z kolorów była bardzo dobrym posunięciem reżysera; czarno-biały Wolf to kawał dobrego, mrocznego kina sensacyjnego z zacięciem społecznym. I to w dodatku kina made in Holland. Statuetki dla Taihuttu (reżyseria), Marwana Kenzariego (najlepsza pierwszoplanowa rola męska) oraz Lieke Scholmana (scenografia) trafiły we właściwe ręce.

Bieg o życie w Rotterdamie


O wiele większym zaskoczeniem były nagrody dla komedii De marathon. Film opowiada o czwórce grubawych, palących papierosa za papierosem i pijących piwo za piwem mechaników, którzy by uratować przed bankructwem warsztat samochodowy, gdzie pracują, decydują się na przebiegnięcie maratonu. Zakładają się z pewnym milionerem, że jeśli dobiegną do mety, ten spłaci długi firmy. Jeśli nie dobiegną, to milioner przejmie ich warsztat.

De marathon to obok Het bombardement drugi mocno rotterdamski film tego roku. To komedia, a że głównymi bohaterami są wulgarni robotnicy część dowcipów nie jest na najwyższym poziomie.

Nie psuje to jednak ogólnego wrażenia. De marathon to świetna, trochę ludyczna rozrywka, a momentami nawet całkiem poważna i udana opowieść o przyjaźni, rodzinie i walce do końca. Film dostał dwie ważne, skrajnie różne nagrody: zarówno główną nagrodę holenderskiej krytyki, jak i nagrodę publiczności.

W Rotterdamie mieszka też pisarz Arie, główny bohater filmu Toegetakeld door de liefde, nagrodzonego za najlepszą muzykę. Nagroda za najlepszy dźwięk trafiła z kolei do dźwiękowców De wederopstanding van een klootzak, filmu będącego ekranizacją komiksu o nowym życiu byłego kryminalisty.

Tylko jeden Złoty Cielak powędrował do twórców rodzinno-romantycznego komediodramatu i kasowego hitu Alles is familie. W 2012 roku żaden inny holenderski film nie przyciągnął do kin tak licznej publiczności (ponad 640,000 widzów), ale w Utrechcie nagrodzono jedynie Jacoba Derwiga za najlepszą rolę drugoplanową.

Miłość, nie tylko hetero

O wiele mniej widzów niż na Alles is familie poszło na &ME, inną romantyczną komedię, tyle że z akcją w Brukseli. Uhonorowany nagrodą za najlepsze zdjęcia film opowiada o międzynarodowym miłosnym trójkącie – wiadomo, Bruksela to stolica Europy bez granic. W trójkącie tym jest tylko jedna kobieta, więc znajdziemy tu i wątek homoseksualny. Podobnie jak w ponurym, bolesnym Boven is het stil (najlepszy montaż) z jedną z ostatnich ról Jeroena Willemsa, wielkiego holenderskiego aktora, który zmarł w grudniu 2012 roku w wieku 50 lat.

Żadna z oficjalnych nagród nie trafiła do Chez Nous, komedii o strukturze fabularnej bardzo podobnej do tej z De marathon. Tyle, że w Chez Nous głównymi bohaterami nie są mechanicy z Rotterdamu, ale bywalcy gejowskiego pubu Chez Nous w Amsterdamie. W De marathon mechanicy ratują przed bankructwem warsztat samochodowy, w Chez Nous chodzi o uratowanie gejowskiego pubu. W De marathon, by osiągnąć ten cel bohaterowie biegną maraton, w Chez Nous – organizują skok na muzeum. Finał De marathon nakręcono w trakcie prawdziwego słynnego rotterdamskiego maratonu, a finał Chez Nous – w trakcie prawdziwej jeszcze słynniejszej amsterdamskiej Gay Pride. Rzadko kiedy obejrzeć można na jedynym festiwalu dwa filmy tak bardzo do siebie podobne i jednocześnie tak różne.

Chez Nous to zresztą nie jedyna homokomedia, jaką wyprodukowano w Holandii w minionych 12 miesiącach. Dla tych, dla których Holandia jest zepsutym, liberalnym, bezbożnym krajem, w którym instytucja rodziny znalazła się w totalnym kryzysie, film 20 Leugens, 4 ouders en een scharrelei będzie jedynie potwierdzeniem najgorszych przypuszczeń.

Produkcja Hanro Smitsmana opowiada o zbuntowanym piętnastolatku wychowywanym przez parę lesbijek. Kiedy jedna z matek trafia do szpitala, a chłopak staje się jeszcze bardziej nieznośny, na horyzoncie pojawia się niewidziany od lat ojciec-gej. Momentami śmieszny, momentami poważny film pokazuje, że relacje rodzinne w XXI-wiecznej Holandii potrafią być o wiele bardziej skomplikowane niż jeszcze kilka dekad temu.

O wiele mniej powodów do śmiechu przynosi dokument Houdt god van vrouwen? (Czy Bóg kocha kobiety?). Tutaj także jeden z głównych bohaterów jest gejem. W filmie obserwujemy zmagania jego matki – z jednej strony kochającej syna, z drugiej od lat należącej do skrajnie konserwatywnej społeczności protestanckiej. Kobieta najpierw wybiera lojalność wobec kościoła i nie idzie na homoseksualny ślub syna. Kiedy kolejne próby zmiany skostniałego kościoła od środka idą na marne, podejmuje jednak dramatyczną decyzję. Mądry, poruszający dokument.

Kino to też telewizja

Niderlandzki Festiwal Filmowy to nie tylko święto kina, ale i telewizji. Szczególnie niderlandzka telewizja publiczna słynie z dobrych dramatów, seriali i dokumentów. Najlepszym filmem telewizyjnym wybrano w tym roku dramat EXIT o proteście azylantów, którzy muszą opuścić Holandię.

Najlepszym aktorem telewizyjnym został Pierre Bokma, odtwarzający w trzyczęściowym mini-serialu De Prooi rolę Rijkmana Groeninka, byłego dyrektora banku ABN Amro. Arogancki Groenik doprowadził bank do finansowej ruiny, co holenderski budżet kosztowało miliardy euro.

Za najlepszą aktorkę telewizyjną uznano Monic Hendrickx, występującą w serialu Penoza II. Pierwszy sezon serialu okazał się wielkim sukcesem i prawa do Penozy kupiły również zagraniczne telewizje. Polską wersję wyemitowała pod zmienionym tytułem (Krew z krwi) telewizja Canal +.

W Utrechcie nagrodzono też dokumenty. Specjalna nagroda jury trafiła do czteroczęściowego Het nieuwe Rijksmuseum o trwającym lata i kosztującym miliony euro remoncie wielkiego amsterdamskiego muzeum królewskiego. Za najlepszy krótkometrażowy film dokumentalny uznano Achter de toren o przyjaźni czwórki uczniów, a za najlepszy pełnometrażowy film dokumentalny Parts of a family o małżeństwie staruszków, których już nic nie łączy – poza wzajemną niechęcią i złością.

Był też skromny „polski akcent”. Złoty Cielak za najlepszy krótkometrażowy film fabularny trafił do Guido van der Wervego za film Nummer veertien, home. W tym szalonym filmie będącym odą do Aleksandra Wielkiego i Fryderyka Chopina, autor przepłynął, przebiegł i przejechał rowerem około 1,500 km dzielące grób polskiego kompozytora w Paryżu od Warszawy, gdzie znajduje się serce muzyka. To się nazywa miłość do Chopina.

No to tniemy

Kończąca festiwal gala z rozdaniem nagród miała w sobie i coś z wesela, i coś z pogrzebu. Z wesela ponieważ nagrodzeni nie kryli radości; Złoty Cielak w Utrechcie to bądź co bądź to samo co Oskar w Hollywood. Z pogrzebu ponieważ holenderską branżę filmową czekają ciężkie czasy. Rząd od kilku lat zakręca kurek z pieniędzmi dla producentów oraz telewizji publicznej, będącej jednym z głównych źródeł finansowania holenderskiego filmu.

Być może to już ostatni rok, kiedy w Holandii udało się wyprodukować tyle filmów, narzekali twórcy i apelowali do rządzących, by się rozmyślili. Jak będzie – nie wiadomo, ale perspektywy nie są najlepsze.

Z drugiej strony trzeba przyznać, że jak na tak niewielki kraj i kinematografię Holandia produkuje stosunkowo dużo filmów. Festiwal w Utrechcie trwa ponad tydzień, ale nawet spędzając każdego dnia 8 godzin w kinie nie sposób zobaczyć wszystkie filmy – nawet jeśli ograniczy się jedynie do pełnometrażowych produkcji z ostatnich 12 miesięcy.

Jeśli holenderskich filmów w przyszłości będzie mniej, ale ich poziom będzie taki jak teraz albo wyższy, to tragedii nie będzie. Liczy się przecież jakość, nie ilość.


11.10.2013 Niedziela.NL

(łk)


Komentarze 

 
0 #3 Leo 2023-09-15 22:17
Też lubię holenderskie filmy, a nie ma ich aż tak dużo.
Cytuj
 
 
+1 #2 Jan 2016-12-09 00:08
Nie rozumiecie kina? Czy zrzynaliście z jakiejś polskiej strony recenzję Borgmana.
Obejrzyjcie ten film a potem piszcie o nim.
Holendrzy pokazują film w którym mówią jak boją się zagrożeniem Islamem.
Nie jestem żadnym rasistą ale tak odebrałem ten film. Film znakomity, mocny i wciągajacy. Holendrzy sa dumni z tego filmu.
Cytuj
 
 
+1 #1 Martikka 2013-10-14 14:25
Holenderskie filmy sa ok, polecam Jacky, Przychodzi baba do lekarza, Loft, 360 (gra Anthony Hopkins, ***e Law i Rachel Weisz). wszystkich, ktore widzialam nie pamietam, ale byly dobre.
Cytuj
 

Dodaj komentarz

Kod antysapmowy
Odśwież

Najnowsze Ogłoszenia Wyróżnione


reklama a
Linki