Ciepłe myśli na holenderską niedzielę: Którą wybrać z dróg? (cz.162)

Ciepłe myśli

Ciepłe myśli na holenderską niedzielę, czyli cykliczne spotkania przy porannej kawie

Agnieszka Steur



Którą wybrać z dróg?

„W życiu nie możemy się kierować naszymi uczuciami. Nie, nie, zawiodłyby one nas bardzo szybko na bezdroża. Istnieje jeden jedyny drogowskaz, którego zawsze musimy się trzymać w życiu, a jest nim poczucie słuszności”, napisała Lucy Maud Montgomery w książce „Wymarzony dom Ani”. Poczucie słuszności powinno kierować naszymi poczynaniami, to bardzo dobra rada. A co jeśli najzwyczajniej i najbardziej przyziemnie gdzieś zdążamy? Dla przykładu wybieramy się na niedzielną wycieczkę rowerową. Wtedy sprawdzą się drogowskazy… albo aplikacja w telefonie. Ja jednak chcę dziś napisać o drogowskazach. Dlaczego o nich? Ponieważ chciałabym po raz kolejny wspomnieć o czymś bardzo typowym dla Holandii a mianowicie o grzybowych drogowskazach.
Dzisiaj pragnę opowiedzieć o tych niezwykłych niskich drogowskazach, które już ponad 100 lat są częścią krajobrazu Królestwa Niderlandów. Ze względu na rozmiar (są niskie), kształt (daszek na jednej nodze) oraz rozmieszczenie (bardzo często znajdują się w parkach, lasach i przy drogach, zawsze wzdłuż ścieżek rowerowych) zwane one są w Królestwie Niderlandów paddestoelen, czyli grzyby.

Ogromną zaletą tego typu drogowskazów, oczywiście poza wskazywaniem kierunków, jest to, że nie naruszają one zbytnio krajobrazu, czasem dosłownie się ich nie dostrzega. Grzyby są umieszczane przy drogach i ścieżkach przez ANWB. Hmmm… Chyba w niedalekiej przyszłości powinnam napisać kilka słów o tym, czym jest ANWB, bo to również jest typowe dla Niderlandów. Może teraz tylko wspomnę, że jest to niderlandzka organizacja ruchu i turystyki. Grzyby, o których dziś opowiadam posiadają unikalny numer, który często widnieje na mapach i opisach tras. Ich daszek to cztery płaszczyzny, na których znajdują się informacje na temat kierunków, miejscowości i odległości. Co w tych znakach dla mnie jest najbardziej frapujące to to, że nie są łatwe do odczytania w czasie ruchu. Aby zorientować się w kierunkach, należy jadąc na rowerze zatrzymać się. Dopiero wtedy można rozeznać się w tym, gdzie się jest. Taka przerwa w biegu. Odpowiedzialne za rozmieszczenie grzybków osoby, wzięły to pod uwagę, ponieważ drogowskazy znajdują się tylko tam, gdzie rowerzyści jeżdżą powoli, a stanie z rowerem nie zagraża pozostałym uczestnikom ruchu.

Dlaczego o tym wspominam? Ponieważ podczas niedawnego spaceru miałam przyjemność odnaleźć grzyba nr 1! Czyli tego, który został postawiony, jako pierwszy, wiele lat temu. Dla mnie to fakt godny pochwalenia się, ponieważ w tej chwili w Holandii tych grzybków stoi prawie 6 tysięcy.

A jak to się zaczęło? Pierwszy grzyb stanął na końcu drogi Zandheuvelweg w pobliżu Baarn, ale nie tam go odnalazłam. Brakuje w mojej opowieści logiki? Już wyjaśniam. Pierwszy drogowskaz postawiono tam w roku 1919, ale ze względu na budowę autostrady A1, konieczne było jego przeniesienie. Nowe miejsce znalazł przy ulicy Hilversumseweg w Laren i tam właśnie ostatnio się znalazłam. Miejsce jest idealne na jesienne spacery lub rowerowe wyprawy. Zachwalałabym je jeszcze bardziej, ale czas temu nie sprzyja. Po drugiej stronie, opisywanej przeze  mnie drogi znajduje się muzeum geologiczne a po tej samej przytulna restauracyjka, można tam zaplanować bardzo miły dzień. Jednak teraz z powodu pandemii zarówno muzea jak i restauracje w Holandii są zamknięte.

Razem z tym „moim” grzybem w roku 1919 przy drogach stanęło ich jeszcze 11. Wszystkie w okolicy pierwszego. Z każdym rokiem przybywało kolejnych. Drogowskazy, o których opowiadam nie nazywały się od samego początku grzybami, na początku mówiono na nie słupki. Po raz pierwszy nazwano je grzybem w roku 1921.

Wspomnę jeszcze w kilku słowach o ciekawej historii napisów na grzybach, ponieważ od początku wiąże się ona z wandalizmem. Na początku na betonowej głowicy mocowano drewniane tabliczki z tekstem, jednak były one nagminnie niszczone. Próbowano więc informacje malować bezpośrednio na betonie, ale farba nie chciała się trzymać. W 1927 roku na betonowy kapelusz nałożono stalową pokrywę i na niej malowano napisy, ale i one były niszczone (ścierane). Próbowano jeszcze aluminiowych tabliczek z wytłoczonym tekstem, lecz bez powodzenia. Dowiedziałam się, że na przestrzeni lat było jeszcze kilka prób rozwiązań tego problemu, ale każda kończyła się klęską. Obecnie używa się plastikowych nasadek a nowopowstałe grzyby wytwarza z tworzywa sztucznego. Od tych starszych różnią się kolorystyką. Czy będą trwalsze? Czas pokaże.

A może za cel mojej kolejnej wyprawy w poszukiwaniu grzybów powinnam obrać miasteczko Woensdrecht, na południu Holandii. W tym miejscu w roku 1942 został odsłonięty 2000-ty grzyb. Muszę się nad tym zastanowić.


Widzimy się za tydzień... przy porannej kawie.

Agnieszka



15.11.2020 Niedziela.NL // fot. Agnieszka Steur

(as)


Dodaj komentarz

Kod antysapmowy
Odśwież

Najnowsze Ogłoszenia Wyróżnione


reklama a
Linki