Lekarka oczyszczona z zarzutu morderstwa po przeprowadzonej eutanazji mówi, że „zrobiłaby to ponownie"

Archiwum '20

fot. Shutterstock

Lekarka, która została oczyszczona z zarzutu morderstwa po przeprowadzeniu eutanazji na pacjentce cierpiącej na Alzheimera, po raz pierwszy udzieliła wywiadu, w którym wyjaśniła, dlaczego zrobiłaby to ponownie.

Marinou Arends, emerytowana lekarz geriatrii, pracowała w domu opieki Mariahoeve w Hadze. Teraz po raz pierwszy zabrała głos w sprawie głośnego procesu dotyczącego przeprowadzonej przez nią eutanazji. W rozmowie z twórcami programu telewizyjnego Nieuwsuur przekazała, że nie miała pojęcia, że jej działania kiedykolwiek zaprowadzą ją przed sąd.

W dniu 22 kwietnia 2016 roku Arends wykonała eutanazję u 74-letniej pacjentki, która od kilku lat cierpiała na zaawansowaną postać Alzheimera. Kobieta przekazała w przeszłości, że chciałaby umrzeć, gdy „uzna że nadeszła właściwa pora”. Gdy jej stan uległ pogorszeniu, została umieszczona w domu opieki, gdzie pogłębiły się jej lęki oraz napady złości. Lekarka ponownie rozpatrzyła jej sprawę i uznała, że cierpienie pacjentki jest na tyle duże, że uzasadnia jej wcześniejsze życzenie śmierci. Po przeprowadzeniu konsultacji z jej bliskimi oraz zespołem medycznym, podjęła decyzję o spełnieniu woli kobiety. Podłączono ją do kroplówki oraz poproszono jej rodzinę o zjawienie się i towarzyszenie jej w ostatnich chwilach. Największe kontrowersje budził fakt, że pomimo iż kobieta w przeszłości zdecydowanie deklarowała chęć poddania się eutanazji na wypadek demencji, zapytana wprost o to, czy chce odejść (już w zaawansowanym stadium choroby), odpowiedziała: „jeszcze nie”. Poza tym Arends włożyła lek usypiający do kawy pacjentki. Sprawa wywołała duże poruszenie zarówno w kraju, jak i za granicą. Wielu ekspertów potępiło lekarkę i przekazało, że potajemne podanie leku nasennego było nieetyczne. Sprawa ta była pierwszym przypadkiem eutanazji w Holandii, który trafił do Sądu Najwyższego. Od początku rozumiano dobre intencje Arends, jednakże prokuratura postanowiła zbadać, czy lekarka nie przekroczyła swoich kompetencji.

„Uważam, że jej cierpienie było naprawdę ogromne i wiem, że mogłoby trwać przez długi czas. Kiedy pytałam ją: 'Co pani myśli o tym, gdybym pomogła pani umrzeć', była zdezorientowana i odpowiedziała 'Czy to nie trochę za wiele'. Widziałam, że nie rozumiała. (…) Nie mogłam otrzymać potwierdzenia, ale musiałam działać. Było to okropnie trudne, ale wiem, że postąpiłam słusznie. Uważałam, że wykonują swoją pracę i że utrzymuję się w granicach prawa” - w rozmowie z Nieuwsuur, wyjawiła lekarka.

Choć nie wymaga tego prawo, to organizacja lekarzy KNMG uznaje, że przed dokonaniem eutanazji należy ponownie zapytać pacjenta z demencją, czy nadal chce umrzeć – nawet jeśli dopełniono już wszelkich formalności. Podstawowym problemem jest sytuacja, w której ciepiący na demencję lub chory psychicznie pacjent nie jest w stanie potwierdzić swojej woli. W przypadku takich pacjentów niekiedy nie sposób ustalić, jakie są faktyczne intencje chorych. Z tego powodu eutanazja u pacjentów cierpiących na ciężką postać demencji jest niezwykle rzadka, choć możliwa nawet u osób, które nie są do końca świadome. Sprawa holenderskiej lekarki była więc ważna również dla ustawodawstwa.

Arends została oczyszczona z zarzutu morderstwa we wrześniu ubiegłego roku. Decyzja ta została potwierdzona w kwietniu przez Sąd Najwyższy, który wycofał również wcześniejsze pisemne reprymendy skierowane do lekarki. W rozmowie z Nieuwsuur emerytowana pani doktor po raz pierwszy zdecydowała się ujawnić swoje nazwisko – przekazała, że wynika to z jej wiary w ważkość prawa o eutanazji oraz holenderskiej otwartości. W odpowiedzi na pytanie o potajemne podanie pacjentce leku usypiającego, powiedziała, że usiłowała „uniknąć paniki”. Lekarka ujawniła, że jest to akceptowalna praktyka, dopóty, dopóki pełnomocnik osoby chorej (w tym wypadku mąż kobiety) wyrazi na to zgodę. Wielu komentatorów sprawy było innego zdania. „To dziwaczne. Po raz pierwszy zdałam sobie sprawę, że możliwe jest oskarżenie mnie o morderstwo, dopiero, kiedy znalazłam się w sądzie. (…). Miało to na mnie ogromny wpływ” - wyznała Arends, dodając przy tym, że pomimo trudnych chwil w trakcie procesu, wie, że zrobiła dobrze i gdyby drugi raz musiała podjąć tę decyzję, postąpiłaby tak samo. „Decyzja całego zespołu była jednogłośna. To był wybór pomiędzy około siedmioma latami cierpienia w domu opieki (…), a eutanazją, której chciała sama pacjentka”.

17.06.2020 Niedziela.NL

(kk)

Komentarze 

 
-1 #4 Barbara 2020-06-18 08:42
Typowe dla Polakow ... obrazliwe wypowiedzi. Kto z respondentow niemial kontaktu z osoba chora na Alzheimera w ostatniej fazie ten nie ma prawa do wypowiadania sie w tym temacie.Czlowiek ma prawo do decydowania o sobie.
Kim jest czlowiek.ktory niewie kim jest, czego chce i bez pomocy osoby drugiej ginie.Przez dwa lata opiekowalam sie chorym w rodzinie z Alzheimerem i wiem co to znaczy.
Cytuj
 
 
+4 #3 NIkTo 2020-06-17 17:18
Mam nadzieję, że długo nie pociągnie...
Cytuj
 
 
+9 #2 Brak słów 2020-06-17 14:19
Nie,wredna babo! To było chamskie morderstwo. Potajemnie to bąka możesz puścić a nie usypiać pacjenta żeby go zabić!
Cytuj
 
 
+9 #1 Chore 2020-06-17 13:50
W tym chorym liberalnym ustroju nie chodzi wcale o współczucie dla chorych i cierpiących. To przykrywka. Celem jest oszczędność i ekonomia. Martwy człowiek już nie choruje, więc nie trzeba płacić na opiekę nad nim i leczenie go. Niderlandy uśmiercają swoich chorych.
Cytuj
 

Dodaj komentarz

Kod antysapmowy
Odśwież

Najnowsze w kategorii: Holandia

Najnowsze Ogłoszenia Wyróżnione


reklama a
Linki