Ciepłe myśli na holenderską niedzielę: Odległość mierzona czasem (cz.102)

Ciepłe myśli

fot. Shutterstock

Ciepłe myśli na holenderską niedzielę, czyli cykliczne spotkania przy porannej kawie

Agnieszka Steur


Odległość mierzona czasem

W tym miesiącu mija 20 lat od chwili, gdy przyjechałam do Holandii. To prawie połowa mojego życia i bez wątpienia cała moja dorosłość. Ta okrągła rocznica jest dla mnie okazją do rozważań na temat tego, czy czas zmienia nasze postrzeganie tego, gdzie na świecie znajduje się nasze miejsce i jak się czujemy tam, gdzie obecnie jesteśmy.

Zawsze, gdy zaczynam o tym myśleć przypominają mi się wiersze Zbigniewa Herberta. Poeta wiedział, czym jest emigracja, odległość i jak (genialnie) wyrazić to wszystko w słowach: „nie mogę urosnąć choć mijają lata a w górze huczą planety i wojny…”.

Nie wiem, czy czas ma znaczenie. Być może. Wiem, że zazwyczaj nasze miejsce wcale nie jest uzależnione od geografii, ale od tego, co sami tworzymy (lub niszczymy) i kto jest z nami. Nie ma złotego środka, nie ma idealnej rady. Każdy z nas jest inny i każdy szuka swojego miejsca na ziemi. Czasem trzeba odejść, aby się przekonać, że to co się zostawiło, było właśnie naszym miejscem i musimy wrócić. A czasem należy wyjechać, aby to miejsce odkryć.  Ale wiem już też, że są osoby, które nigdy nie znajdują swojego miejsca, bo ani to, które zostało za nimi ani to nowe nie jest „tym”. Może nie ma go wcale?

Kiedyś rozmawiałam z panią, która w Holandii mieszka znacznie dłużej niż ja i powiedziała mi, że starość w innym kraju jest bardzo trudna, że wtedy znów zaczyna się tęsknić za ojczyzną. Znam też osoby, które za Polską nie tęsknią wcale… lub może tylko tak twierdzą, aby poczuć się lepiej. Nie wiem.

To nie jest mój pierwszy tekst dotykający tematu odległości i poczucia wyobcowania. Pisałam o tym również w moich książkach „Słowa do użytku wewnętrznego” i „Bez okrycia”. Kiedyś miałam przyjemność rozmawiać z osobą, która przeczytała moją książkę, ale mieszka w Polsce. Opowiedziała mi o tym, jak bardzo obca czuje się w swoim… w naszym kraju. Stara się stworzyć własne miejsce na ziemi, ale jej się to nie udaje. Teraz, gdy o tym myślę, mimo wszystko lepiej czuć się obcym na obczyźnie niż „u siebie”.

Rozmawiając z Polakami mieszkającymi w Holandii, zdarzało się, że narzekali na Holendrów, niestety znacznie częściej w opowieściach o tym, kto uprzykrza życie, pojawiali się inni Polacy. Często to właśnie my wzajemnie utrudniamy sobie stworzenie własnych miejsc.

Czyli to, jak dana osoba czuje się mieszkając w innym kraju zależy od wielu czynników a czas jest tylko jednym z nich i odgrywa on rożne role.

Mieszkając poza granicami ojczyzny na samym początku człowiek jest niczym Indiana Jones, szczególnie gdy jest młody. To ta prawdziwa przygoda a ja odgrywam w niej główną rolę. Gdy pierwsze zachwyty nowościami mijają, pojawia się strach. Ale to jeszcze nie jest najgorsze. Najgorsze jest to, co przychodzi po nim, to uczucie wyobcowania. Tak jakby każda osoba, każde drzewo, każdy budynek niemo potwierdzali, że nie jest to nasze miejsce, że nie należymy tu, że wszędzie, ale nie tu.

A może na to wszystko należy spojrzeć z całkiem innej perspektywy. Może nie ma żadnych tęsknot i wszystko zależy tylko od nas? Może odległość wcale nie jest mierzona czasem?

A może miejsce na świecie, które możemy nazwać „naszym” nie jest nam dane, nie zależy od rejonu, w którym się urodziliśmy, ani od kraju, w którym w tej chwili się znajdujemy. Może nasze miejsce staje się „naszym”, dopiero gdy sami je stworzymy?

Widzimy się za tydzień... przy porannej kawie.

Agnieszka



22.09.2019 Niedziela.NL

(as)


Dodaj komentarz

Kod antysapmowy
Odśwież

Najnowsze Ogłoszenia Wyróżnione


reklama a
Linki