[ENG] By using this website you are agreeing to our use of cookies. [POL] Korzystając z naszej strony, wyrażasz zgodę na używanie przez nas cookies [NED] Door gebruik te maken van onze diensten, gaat u akkoord met ons gebruik van cookies. OK
Ciepłe myśli na niedzielę, czyli cykliczne spotkania przy porannej kawie
Jedną z moich najukochańszych książek, która towarzyszy mi od wczesnego dzieciństwa jest „Mały książę” autorstwa Antoine de Saint-Éxupéry. Gdy czytałam ją po raz pierwszy, byłam małą dziewczynką i ta opowieść brzmiała dla mnie niczym kolejna bajka. Dorastając wracałam do historii o małym chłopcu, który na pustyni szuka ludzi, aby się z nim zaprzyjaźnić i się od nich czegoś nauczyć. Im starsza byłam tym więcej mądrości dostrzegałam w słowach de Saint-Éxupéry.
Z pozoru prosta historia opatrzona rysunkami autora. Obecnie wiem już, że książka ta jest filozoficznym manifestem, który zawiera największe i najważniejsze życiowe prawdy.
Właśnie z powodu mojej miłości do Małego Księcia, gdy tylko dowiedziałam się, że w pobliskim kinie wyświetlany będzie film dokumentalny, właśnie o tej książce, byłam pewna, że muszę iść i go zobaczyć. Nie wiedziałam nawet, co dokładnie było tematem filmu. Gdy poznałam szczegóły, oczywistym stało się dla mnie, że tego nie mogę przegapić. Autorka filmu, Marjoleine Boonstra, stworzyła dokument na temat tłumaczeń książki na bardzo rzadkie języki. Na języki, które dosłownie umierają. Język, tłumaczenia, książka! Wszystkie moje pasje w jednym obrazie!
Trochę się obawiałam, że dla mojego męża (bo chciałam, aby poszedł ze mną) film może okazać się nudny i nie będzie się tak dobrze bawił jak ja, ale mój strach był bezpodstawny. Film jest również bardzo interesujący dla osób, które w tym temacie nie mają takiego hopla jak ja.
Film nosi tytuł „Het wonder van Le Petit Prince”, co w języku polskim oznacza „Cud Małego Księcia”. Przyznaję, że po raz pierwszy byłam w kinie na filmie dokumentalnym i już wiem, że nie ostatni. To było niesamowite 88 minut.
Kino, w którym byliśmy nie jest zwykłym kinem, to „filmhuis”. To wyjątkowe miejsce…O! Może za tydzień do naszej porannej kawy napiszę właśnie kilka słów o tego rodzaju niderlandzkich kinach. Miejsca pełne magii, warte polecenia każdemu, szczególnie osobom, które lubią nieco ambitniejsze filmy .
Dziś jednak wrócę do dokumentu o Małym Księciu. Film opowiada historię czterech tłumaczeń tej książki. Pierwsza opowieść zabiera widza na pustynię. Z ekranu słyszymy słowa w jednym z języków berberyjskich – w języku tamazight. Tłumacz opowiada o niezwykłości języka swych przodków, którego matka uczyła go pisać, rysując symbole na piasku. Z pustyni autorka filmu przenosi widza do śnieżnej Laponii, dzięki czemu możemy poznać tłumaczenie książki na język saami. Tłumaczka opowiada jak będąc dzieckiem, po bardzo traumatycznych przeżyciach, została zmuszona do nauki nowego, całkiem obcego dla niej języka. Następnie razem z Małym Księciem zatrzymujemy się w Paryżu, aby poznać niezwykłych ludzi, którzy przetłumaczyli historię złotowłosego chłopca na język tybetański. Na koniec historii widz zostaje zabrany do Salwadoru, do maleńkiej społeczności, która porozumiewa się językiem nawat.
Opowieści tłumaczy są niezwykle ciekawe, ale i rozdzierają serce. Dzieci przemierzające kilometry przez niekończący się piasek, by dotrzeć do szkoły. Masywy śniegu i zima wydająca się nie mieć końca. Tybet, do którego tłumacze nie mogą powrócić. I Salwador, w którym najmłodsi użytkownicy języka nawat mają powyżej 50 lat.
Film ten jest również opowieścią o językach, za które tysiące ludzi oddało życie. A mimo wszystko ci, którzy przeżyli nie zamilkli, nie przestali przekazywać swym dzieciom wiedzy na temat ich mowy.
Niezwykle interesujące były również problemy tłumaczy, gdy okazywało się, że w ich języku nie ma słów użytych przez Antoine de Saint-Éxupéry. I tak na przykład w języku tamazight nie istnieje słowo „kran”, a w Salwadorze, w zakazanym języku nawat, który mimo, że jeszcze nie zaginął, nie miał jednak szans się rozwijać, ludzie nie znają słowa „róża”. Kwiat ten dotarł na kontynent już w czasie, gdy posługiwanie się tym językiem było zabronione. Ponadto użytkownikom języka nawat, kwiaty w ogóle nie kojarzą się z miłością, tak jak na przykład we francuskim, czy polskim. Mężczyzna zamiast kwiatów swej ukochanej przynosił drewno na opał.
Historie tłumaczy i ich pracy przedstawione w filmie są różne, wszyscy jednak jednogłośnie przekonują, jak ważna jest troska o język ojczysty, o język przodków. Uważają, że im większa różnorodność, tym jesteśmy bogatsi, tym kultura człowieka w ogóle jest pełniejsza.
Widzimy się za tydzień... przy porannej kawie
03.02.2019 Agnieszka Steur, Niedziela.NL
< Poprzednia | Następna > |
---|
Najnowsze Ogłoszenia Wyróżnione
Kat. Tłumacze
więcej na ogłoszenia.niedziela.nl
Kat. Transport - busy
więcej na ogłoszenia.niedziela.nl