Holandia: Urodzony w... „Powinien decydować nie adres szpitala, ale rodzice”

Archiwum '15

Coraz więcej Holendrów domaga się, by w dokumentach ich nowo narodzonych dzieci za miejsce zamieszkania wpisywać miejscowość, w której mieszkają, a nie miasto, w którym znajduje się szpital, w którym doszło do porodu.

- Podobnie jak inni rodzice jesteśmy dumni z miejsca, gdzie mieszkamy. Czujemy się mieszkańcami gminy Westland. – dziennik „AD” cytuje 29-letnią Tamarę, spodziewającą się dziecka. W Westland nie ma jednak szpitala, w którym może urodzić, więc do porodu dojdzie w innej miejscowości. – Moje dziecko będzie więc w świetle prawa urodzonym mieszkańcem Delft, mimo że pojadę tam jedynie na poród. Czy to nie jest dziwne? – dodaje.

Podobnie uważa wielu innych przyszłych rodziców, opisuje „AD”. Służba zdrowia się centralizuje, więc rodzice muszą czasem jechać na poród do szpitali w odległych miastach, z którymi nie mają wiele wspólnego. Ale to właśnie te miasta będą  oficjalnymi miejscami narodzin ich dzieci. Wielu się to nie podoba.

Zgadza się z nimi posłanka Fatma Koser Kaya (z partii D66), która zwróciła się z pytaniem do ministra spraw wewnętrznych, czy nie dałoby się zmienić przepisów tak, by istniała możliwość wpisywania do dokumentów za miejsce narodzin miejscowości, w której mieszkają rodzice, a nie miasta, gdzie znajduje się szpital.

Nie wszyscy uważają to za dobry pomysł. Według Ronalda Zijlstry z organizacji NVVB rodzice zwracający się w urzędzie gminy o paszport dla nowo narodzonego dziecka powinni być zawsze zobowiązani do podania faktycznego adresu urodzenia ich dziecka.

- Jeśli mam powiedzieć, co o tym osobiście myślę, to uważam, że powinno pozostać tak, jak jest. Bo jeśli rodzice będą mogli sami wybierać, to gdzie to się skończy? Wtedy będą podawać może także inną datę urodzenia albo inną godzinę narodzin. Ponieważ będzie im się wydawać „fajniejsza” – ostrzega.

25.09.2015 ŁK Niedziela.NL