Wielojęzyczna przygoda

Archiwum '18

fot. Shutterstock

Ciepłe myśli na niedzielę, czyli cykliczne spotkania przy porannej kawie

Gdy mój syn miał cztery lata, logopedka powiedziała nam, że nasza domowa dwujęzyczność mu szkodzi. Dowiedziałam się, że jeśli dbam o prawidłowy rozwój jego mowy, powinnam przestać mówić do mojego maluszka po polsku a zacząć po niderlandzku. Od tamtego czasu, od tamtej „diagnozy”, rozpoczęły się moje poszukiwania i pasja dotycząca rozwoju dzieci bilingualnych.

Dziś mój syn ma prawie siedemnaście lat i na co dzień posługuje się trzema językami – żaden mu nie zaszkodził! Ja natomiast pochłaniam wiedzę w tym temacie i staram się pomagać rodzicom, którzy mają wątpliwości i pytania z zakresie dwu- i wielojęzyczności.

Moje dzieci mówią po polsku, niderlandzku i angielsku, dla nich to łatwizna, dla mnie powód do ogromnej dumy. A znajomość tych języków przydaje się w wielu sytuacjach, czasem bardzo zaskakujących. O jednej z nich chciałabym dziś opowiedzieć.

Podczas trwających jeszcze letnich wakacji, całą rodziną, spędziliśmy kilka dni w Budapeszcie. Mieszkaliśmy w bardzo przyjemnym hotelu, niedaleko centrum. Hotel w podziemiach miał parking, co okazało się bardzo przydatne. Niełatwo jest poruszać się samochodem w tym mieście, a z parkowaniem jest spory problem. Dlatego nasze auto przez cały nasz pobyt stało zaparkowane, a my korzystaliśmy ze komunikacji miejskiej – polecam.

Jak wiadomo, na przyjemnościach czas szybko mija i nadszedł dzień powrotu. Rankiem w dzień wyjazdu, mój mąż z naszym synem zeszli na dół, aby zapakować do samochodu bagaże. Gdy wrócili, dowiedziałam się, że wyjazd z parkingu jest całkowicie zablokowany, przez nieprawidłowo zaparkowany samochód. Po chwili moi panowie ponownie zeszli na dół z ostatnimi pakunkami. Mąż powiedział, że najwyżej wezwie policję i to rozwiąże problem. Okazało się, że policjant był już na miejscu, ale postanowił nic z zaistniałą sytuacją nie robić i chyba zalecił czekanie, aż właściciel pojazdu powróci... chyba to zalecił, ponieważ policjant nie znał innego języka poza węgierskim.  

Nam się jeszcze nie spieszyło, choć przed nami była długa podróż, ale na wyjazd z garażu bardzo niecierpliwie czekał również biznesmen z Czech, który jeszcze chwilę i miał się spóźnić na ważne spotkanie. Posługując się językiem angielskim, powiedział mojemu mężowi, że starał się wydostać drugim wjazdem, ale niestety sposób w jaki zaparkowane były pojazdy na parkingu, uniemożliwił ten plan.

Wtedy właśnie biznesem zauważył, że niedaleko młoda para także pakuje bagaże do samochodu i prawdopodobnie wkrótce wyjedzie. Pan jednak nie mógł już czekać. Chciał poprosić, aby przestawili swój samochód, bo wtedy on mógłby wyjechać drugim wyjazdem. Okazało się, że para pochodzi z Polski i nie mówi po angielsku. Pan natomiast nie mówił po polsku. Widząc to mój syn wkroczył do akcji.

Wyjaśnił parze w języku polskim co się stało, że pan biznesmen się spieszy, że wyjazd zablokowany i czy byliby uprzejmi przeparkować. Państwo nieco zaskoczeni zgodzili się, mówiąc, że gdy tylko zapakują te torby, które znieśli, przestawią samochód. Nasz syn w języku angielskim wyjaśnił biznesmenowi, czego się dowiedział. A potem wrócił do rozmowy ze swoim tatą w języku holenderskim, zadowolony, że tym działaniem również i dla nas zorganizował wyjazd.

Wrócił do naszego pokoju i opowiedział mi, o tym co się wydarzyło w języku polskim.

Mimo, że wielojęzyczność moich dzieci nie jest dla mnie czymś nowym, bo jak by mogła być, jednak za każdym razem zachwycam się tym, co potrafią. Nie tylko ja byłam dumna, także oczy mojego męża wyrażały dumę i radość a nasz syn opowiadał o tym co się wydarzyło z uroczą udawaną nastolatkową skromnością, że to niby nic takiego. Budapeszt był piękny, ale to wspomnienie dla mnie jest jeszcze piękniejsze.

Widzimy się za tydzień... przy porannej kawie


19.08.2018 Agnieszka Steur, Niedziela.NL


Dodaj komentarz

Kod antysapmowy
Odśwież

Najnowsze w kategorii: Holandia

Najnowsze Ogłoszenia Wyróżnione


reklama a
Linki