Ciepłe myśli na niedzielę, czyli cykliczne spotkania przy porannej kawie: "Jeszcze chwila i święta"

Ciepłe myśli

fot. Shutterstock

W radiu piosenki bożonarodzeniowe odtwarzane są już od połowy listopada. Na początku sprawia to przyjemność, w powietrzu  można już wyczuć atmosferę zbliżających się świąt, jednak z czasem zaczyna to nieco irytować. Półtora miesiąca oczekiwań to nawet dla dorosłego dużo. Nie trzeba narzekać, zawsze można przecież zmienić stację radiową, lub jak w moim przypadku, włączyć audiobook.

Te rozmyślania jednak zainspirowały mnie, aby wszystkie moje grudniowe teksty poświęcić właśnie świętom. Na początek może kilka słów o bogactwie tradycji.

Piękną, a chwilami również trudną stroną domu, w którym mieszają się kultury jest konieczność łączenia tradycji. Wie to każda osoba żyjąca z kimś innej narodowości. W ten sposób właśnie powstają nowe, wyjątkowe zwyczaje. Nie mogłam przecież nagle oświadczyć mojemu mężowi, że koniec z jego holenderskimi tradycjami ponieważ jestem z Polski i od teraz wszystko będzie tylko po mojemu. Musieliśmy znaleźć kompromis. A szukanie go może być dobrą zabawą.

Jeśli mogłabym tu posłużyć się metaforą matematyczną, najlepiej w tej sytuacji sprawdza się dodawanie.

Największą i najistotniejszą dla nas Polaków różnicą jest brak holenderskiej Wigilii. Już pierwszego roku naszej znajomości pokazałam mojemu mężowi (wtedy jeszcze nim oczywiście nie był), czym jest ten niezwykły wieczór. To był pierwszy składnik w naszym świątecznym działaniu arytmetycznym. Od tamtego momentu minęło osiemnaście lat i obecnie wieczór wigilijny jest również tradycja jego i naszych dzieci. Stała się dla nich tak samo ważna, jak była dla mnie, przez te wszystkie lata. Holendrzy nie znają również opłatków. Co roku moi rodzice przysyłają je (jeśli nie jedziemy na święta do Polski) a my łamiemy się nimi przy wigilijnym stole. 

A w drugą stronę? Poznałam i w całości dodałam do naszego polsko-holenderskiego równania niderlandzką tradycję rodzinnego gourmetowania. W pierwszy lub drugi dzień świąt zapraszamy naszą holenderską rodzinę. Siadamy do stołu i grillujemy. Dla czytelników, którzy nie znają gouremtowania wyjaśniam, że gourmet  to rodzaj elektrycznego grilla stołowego, na którym podczas posiłku smaży się małe kawałki mięsa, ryb i warzyw. Każdy kładzie na rozgrzaną blachę to, co lubi. Do tego podaje się pokrojoną bagietkę, sosy i wszelkiego rodzaju sałatki. W Holandii praktycznie w każdym supermarkecie można kupić już odpowiednio pokrojone mięso, ryby i dodatki. Zaletą tej tradycji jest to, że nie wymaga wiele pracy a efekt jest zawsze imponujący.

A skąd ten zwyczaj przybył do Holandii? Nazwa pochodzi od francuskiego słowa gourmet, które oznacza smakosza, znawcę dobrej kuchni, kogoś kto potrafi cieszyć się kulinarnymi przyjemnościami. Szukając informacji na ten temat znalazłam wzmiankę, że być może gourmettowanie przybyło do Holandii z Azji, ale zupełnej pewności nie mam.  Dużym minusem tej tradycji jest to, że po takim wieczorze wszystko nieprzyjemnie pachnie, ale prysznic, pralka i wietrzenie domu załatwia problem.

Lubię stołowe grillowanie, ponieważ zabawa jest przednia a przede wszystkim nikt nie pada ze męczenia przygotowując dania. W Polsce jedną z najważniejszych tradycji świątecznych są kilkudniowe przygotowania w kuchni. Gdy byłam mała święta poza przyjemnościami, kojarzyły mi się również ze zmęczoną mamą. Mama, która ciągle stała w kuchni i lepiła, kroiła, smażyła, gotowała i sama już nie wiem, co jeszcze robiła. Przecież tak właśnie powinno być… Nie!  W domu pachniało jak w bajce, ale mama była zmęczona. Tutaj nauczyłam się, że można się troszczyć o najbliższych, nie uginając się pod naporem obowiązków, że wcale nie trzeba, nie należy, nie powinno się.

Pamiętam mój szok, gdy kilka lat temu znajomy rodziców słysząc, że mama zakupiła pierogi w sklepie, skomentował to krótko: no chyba nie kocha, skoro sama nie lepiła. Nie dba o was. Że co?! Wtedy właśnie do mnie dotarło, że tradycje są tym, czym my je stworzymy. Ważne jest to, co jest dla nas istotne, a nie to, o czym przekonują nas inni. Święta to przede wszystkim czas spotkania się najbliższych osób, to narodziny, początek i obietnica tego, że będzie lepiej.
Dlatego nie dajmy się zwariować.

Wszystkim czytelnikom życzę radosnych i spokojnych dni przedświątecznego oczekiwania.

Widzimy się za tydzień ... przy porannej kawie.


17.12.2017 Agnieszka Steur, Niedziela.NL


Komentarze 

 
+3 #4 Pepco 2017-12-18 13:01
Piszę rasistowskie i wulgarne komentarze. Nic nie potrafię napisać, czego moderatorzy by nie usunęli :(
Cytuj
 
 
0 #3 Pepco 2017-12-18 10:43
Piszę rasistowskie i wulgarne komentarze. Nic nie potrafię napisać, czego moderatorzy by nie usunęli :(
Cytuj
 
 
0 #2 Jarekk 2017-12-18 00:53
Dzięki. Zawsze fajnie w niedzielę sobie poczytać coś ... ciepłego ... :D
Cytuj
 
 
0 #1 El 2017-12-17 23:49
Piękny artykuł,
pozdrawiam
Cytuj
 

Dodaj komentarz

Kod antysapmowy
Odśwież

Najnowsze w kategorii: Holandia

Najnowsze Ogłoszenia Wyróżnione


reklama a
Linki