Ciepłe myśli na niedzielę, czyli cykliczne spotkania przy porannej kawie: "Uskrzydlona nadzieja lub czego można nauczyć się od ptaka?"

Ciepłe myśli

fot. Shutterstock

Ciepłe myśli na niedzielę, czyli cykliczne spotkania przy porannej kawie

"Uskrzydlona nadzieja lub czego można nauczyć się od ptaka?"

W mojej książce pt.: „Słowa do użytku wewnętrznego” znajduje się tekst „Nasi skrzydlaci sąsiedzi”. Opisuję w nim dramatyczną sytuację, która rozegrała się w naszym ogrodzie po tym, jak z gniazda kosów wypadło ich maleństwo. Od tamtego czasu minęło wiele lat a w naszym ogrodzie gościliśmy niejednego skrzydlatego jegomościa. Dziś ponownie chcę opisać historię takiej wizyty, jednak nie tak dramatycznej jak tamta. 

Działo się to latem, wieczorową porą, na zewnątrz zapadał już zmrok, gdy zauważyliśmy, że mała ptaszyna zabawnie podskakuje przed naszymi drzwiami wychodzącymi na ogród. Sprawiała wrażenie, jakby zaglądała do naszego domu. Podeszłam do drzwi a ptak nie odleciał. Pomyślałam, że to dziwne. Wyszłam na zewnątrz, ptak nadal pozostawał na ziemi. Byłam już pewna, że coś jest nie tak. Wspólnie zaczęliśmy się naradzać, co począć z naszym skrzydlatym gościem. Szare stworzenie wyglądało nieporadnie, ale nie sprawiało wrażenia przerażonego. Choć szczerze mówiąc nie wiem, jak wygląda przerażony ptak.  

Zauważyłam, że jego ogon jest uszkodzony. Pomyślałam, że może umknął jednemu z pobliskich kotów. Nie jestem ornitologiem, ale kilka gatunków ptaków rozpoznaję i wiedziałam, że naszym gościem jest kos.

Nie wiedzieliśmy, co zrobić, więc zaczęliśmy przeczesywać internet w poszukiwaniu rady. Dowiedzieliśmy się, że rannego ptaka należy schwytać, najlepiej używając rękawic, lub ręcznika, zamknąć w pudełku, takim po budach, zadbać o dopływ powietrza i zawieźć na najbliższe pogotowie weterynaryjne. Nie wiedziałam, gdzie znajduje się takie pogotowie i nie miałam żadnego pudełka.

- Mamo, czekaj! – krzyknął mój syn, który nadal studiował stronę internetową pogotowia. – Jak nazywa się ten ptak?
- To kos, po niderlandzku merel.
- No właśnie, czy to nie może być pisklę? Jak myślisz? – zapytał.
- Czy ja wiem? – Na swoim telefonie zaczęłam szukać zdjęć przedstawiających pisklęta kosów. Wśród wielu, na których widniały maleńkie ptaki w niczym nieprzypominające tego z naszego ogródka, znalazłam jedno zdjęcie, z pisklakiem już dość dużym, jeszcze trochę puchatym i z nie do końca wykształconym ogonem. Wyglądał dokładnie jak nasz gość!
- Tak może – odpowiedziałam. Mój syn zaczął czytać na głos, że zdarza się, że duże pisklęta kosów wypadają z gniazd. Mimo, że jeszcze nie radzą sobie z lotem, nie trzeba im pomagać. Rodzice zazwyczaj wiedzą, gdzie jest ich maleństwo i troszczą się o nie na ziemi. Jeśli zabierze się je na pogotowie, wyrządzi się im krzywdę. Należy tylko zatroszczyć się o to, by kot, jeśli się go ma, nie dopadł uskrzydlonego gościa.
- To co robimy?- zapytała moja córka.
- W takim razie... nic.

Dziewczynka przyglądała się jeszcze przez chwilę szarej ptaszynie i w końcu pokiwała głową. - Jakie to dziwne – szepnęła. Chciałam wiedzieć, co ją tak zadziwiło. – Bo widzisz mamo, – zaczęła – ten ptak wygląda jakby potrzebował pomocy, jest jeszcze taki puchaty i ten jego ogon... No wiesz, jest taki biedny, ale tak naprawdę tej pomocy wcale nie potrzebuje. Gdybyśmy go zapakowali do pudełka i gdzieś wywieźli, wcale byśmy mu nie pomogli. Właściwie to byśmy zrobili mu ogromną przykrość, zabralibyśmy go od taty i mamy.

Uśmiechnęłam się do siebie. Mała ma rację. Nie zawsze ktoś, kto wygląda nieporadnie potrzebuje pomocy. Nie zawsze ktoś, kto w naszych oczach sobie nie radzi, faktycznie nie daje sobie rady. Czasem wystarczy chwilę poczekać a pisklę z wykształconym ogonem samodzielnie odleci.

Widzimy się za tydzień… Przy porannej kawie.



15.10.2017 Agnieszka Steur, Niedziela.NL


Dodaj komentarz

Kod antysapmowy
Odśwież

Najnowsze w kategorii: Holandia

Najnowsze Ogłoszenia Wyróżnione


reklama a
Linki