Zwykłe niezwykłe polskie spotkania w Holandii

Archiwum '18

fot. AS / Niedziela.NL

Ciepłe myśli na niedzielę, czyli cykliczne spotkania przy porannej kawie

„Najpierw spojrzyj, z kim pijesz i jesz, a dopiero potem, co jesz i pijesz” (Epikur)

Dziś przy naszej wspólnej porannej kawie chciałabym opowiedzieć o czymś bardzo pozytywnym, energetycznym i kobiecym. O czymś, co równocześnie inspiruje i pozwala odetchnąć.

W Holandii mieszkam już prawie dwie dekady i w ciągu tego czasu poznałam wielu Polaków. Bez względu na to, kim te osoby są prawie zawsze zaangażowane są w jakąś polonijną działalność. Albo to członkinie lub członkowie klubów, stowarzyszeń i fundacji, albo sami takie zakładają. Wiele z tych osób prowadzi działalność na rzecz Polaków mieszkających w Holandii, albo działa dla ich przyjemności. Te wszystkie organizacje mają jakieś zasady, czasem statuty, a chwilami i konieczność płacenia składek. Obserwując nas Polaków w Holandii doszłam do wniosku, że bez względu na to kim jesteśmy, zawsze jest nam potrzebna NASZA grupa. Chcemy robić coś dla innych, ale i potrzebujemy poczucia przynależności.

Właśnie o jednej z takich grup chciałabym dziś opowiedzieć. Nie jest ona ani stowarzyszeniem ani fundacją, nie ma składek, nie ma też żadnych obowiązków, ale jest, pomaga i wspiera. I co najdziwniejsze nie wspiera przez działanie tylko dzięki istnieniu. Brzmi dziwnie? Zaraz wyjaśnię.

Ponad rok temu moja znajoma wpadła na pomysł zorganizowania cyklicznych spotkań pań. Głównym powodem naszych spotkań miało być wspólne gotowanie. Oczywiście pysznych potraw nie można szykować w ciszy, dlatego nasze spotkania stały się okazją do rozmów, śmiechu i wielu wzruszeń. Na początku wspólnie przygotowywałyśmy polskie potrawy. Było spotkanie pierogowe, pączkowe i faworkowe. Z czasem repertuar polskich potraw nam się wyczerpał i „ruszyłyśmy w świat”. Przed spotkaniem jedna z nas wybiera kuchnię lub styl gotowania, dba aby wyznaczonego dnia zakupione zostały potrzebne składniki i później wspólnie przygotowujemy posiłek. A gdzie się spotykamy? Zawsze w domu jednej z nas.  

Jedzenie za każdym razem jest wyborne (tylko faworki nam nie wyszły), ale z każdym kolejnym spotkaniem przekonuję się, że nie o to chodzi. Potrawy są tylko dodatkiem. Najważniejsza jest uwalniająca się energia i to, że spotykamy się i opowiadamy o tym, co wydarzyło się w ciągu ubiegłego miesiąca. Dzielimy się naszymi radościami a czasem i smutkami.

Każda z nas jest inna. Każda wykonuje inną pracę. Są wśród nas kobiety biznesu, artystki, profesor wykładająca na uniwersytecie, kobiety zajmujące się medycyną naturalną i sferą duchową człowieka. Niektóre z nas mają dzieci, a inne nie. Dzieci niektórych są już dorosłe a innych jeszcze w szkole podstawowej. Każda z nas jest inna! To właśnie jest piękne, ponieważ każda ma inne spojrzenie na to, co nas otacza i każda ma inną historię.

Spotykamy się już od ponad roku. Odwołanie kolejnego spotkania nie wchodzi w grę, mimo, że chyba nie było spotkania, na którym byłyśmy wszystkie, ale to nie ważne, bo jeśli tym razem kogoś nie było, na kolejnym już jest.

I zawsze odkrywamy nowe smaki. Nasze ostatnie spotkanie odbyło się pod znakiem owoców. Nie spodziewałam się, że cały posiłek można przygotować tak, by każda potrawa miała dodatek owocowy. Pogoda dopisała i wspólny obiad najpierw przygotowałyśmy a potem zjadłyśmy w ogrodzie.

W zabieganej codzienności te spotkania są chwilą wytchnienia i możliwością poczucia się częścią czegoś wyjątkowego. Aby coś takiego stworzyć nie trzeba wiele. Wystarczy chęć i kilka zwykłych niezwykłych osób.

Na zakończenie chciałabym jeszcze się podzielić przepisem na cudowną sałatkę, którą ostatnio wypróbowałyśmy. Kasia, która ją przygotowała przyznała, że tajemnica leży w tym, że wszystkie warzywa i owoce kroiła i mieszała z miłością. Warto spróbować!

Poza miłością potrzebny będzie nam jeszcze ogórek, truskawki, ser kozi, groszek śnieżny oraz płatki migdałów. Jeśli chodzi o ten groszek, jest to to warzywo, które w holenderskich sklepach sprzedawane jest jako peultjes.

Wracając do przepisu: ogórek tniemy za pomocą nożyka do ziemniaków na długie, cieniutkie paski. Truskawki i groszek kroimy w plasterki nie muszą być cienkie, nawet lepiej jeśli są nieco grubsze. Ser kozi kruszymy. Płatki migdałów przesmażamy i dodajemy do reszty. Na koniec, mieszamy. Dressing to oliwa z oliwek i sok cytryny. Gotowe! Pycha!

Przepis pochodzi z książki: „Het forest feast kookboek” autorstwa  Erin Gleeson, ale proszę nie zapomnieć o tym, o czym mówiła Kasia, o miłości.
Widzimy się za tydzień... przy porannej kawie.


24.06.2018 Agnieszka Steur, Niedziela.NL


Dodaj komentarz

Kod antysapmowy
Odśwież

Najnowsze Ogłoszenia Wyróżnione


reklama a
Linki